👑25👑

Iris

Dzisiaj wielki dzień, zostaliśmy zaproszeni, właściwie Kevin ja na doczepkę. Impreza, mały bal jak on to sformułował. Nigdy nie byłam na czymś takim więc trochę mam nerwy a za to on ma ze mnie  ubaw...

- na 17 będziesz gotowa?- zapytał ubierając płaszcz.

-obiecuje. A teraz wyłaz bo się wkurzę.

z drugiego pokoju dochodziły odgłosy chorego ojca, to wystarczyło by Kevin szybko zamknął za sobą drzwi.

Mężczyźni...

- podać ci coś?- zapytałam wchodząc do pokoju. Ojciec w swojej standardowej pozycji.

- nie trzeba kochanie, właściwie jest dobrze - na potwierdzenie tych słów znów  zaniósł się kaszlem.

- wiesz że jest takie coś ja przychodnia?

oderwał wzrok od komputera. - tak ale nie mam za bardzo czasu na takie bzdury.

-znowu piszesz? 

- wkońcu mnie docenią. Historia Stephena Kinga była taka sama i zobacz jak on na tym wyszedł.

wolałam tego nie komentować.

***

KEVIN

Weszliśmy do sali która została według mnie oszpecona. rzecz jasna dostałem za to od zachwyconej damy.

Impreza po dwóch godzinach zaczęła mnie nudzić.

siadłem na krześle by odpocząć od tańców. Iris za to miała wedle siły by kontynuować zabawę.

- mogę? - wysoka blondynka wskazała miejsce obok.

- proszę...

- panu także nie przypasowały tańce - zapytała z szerokim uśmiechem. 

- my się znamy?

- tak jakby Kevin.

-sprecyzujesz?

- po wypadku szukałeś przyjaciółki...

-... Amelia? - spytałem nagle oświecony.

kiwnęła głową.

- chcesz coś odemnie?- spodziewałem się odpowiedzi 'odnowienie przyjaźni, damsko męskiej'

tu mnie zaskoczyła...

- zupełnie coś niespodziewanego. Ojca dla swojej córki...





--------------------------------

przepraszam za błędy, pisze na komputerze i nie jestem z tego powodu zadowolona...

do następnego ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top