👑22✔️
{Kevin}
Wysiadając z samochodu spojrzałem w górę. Szklane ściany na budynku błyszczały w słońcu.
Wszedłem do windy.
- ulla co się wydarzyło że prezesa nie było w firmie. - zapytał mój najlepszy przyjaciel.
- śmierć ojca.
Spoważniał - przykro mi stary.
- w porządku...
Gdy ekran pokazał 67 piętro poprawiłem krawat.
- no to do roboty - mruknąłem.
Kierując się do mojego biura na jednych z blatów zobaczyłem gazetę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem przeglądać. No tak... Ja i Iris.
***
Dochodziła 15, za 2 godziny powinienem z tąd wyjść. Matko czy ja naprawdę o tym pomyślałem?
Z myśli wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi.
- proszę?
W drzwiach stanęła wysoka blondynka.
- dzień dobry, chciałam się przedstawiać... Będę zastępować pańską sekretarkę.
- a co się z nią stało?
- była w ciąży... - coś mnie ominęło?
- rozumiem...
-... Przyszła jakaś kobieta do pana - przerwała mi wskazując palcem na korytarz.
Nie spodziewałem się gości.
- proszę niech wejdzie.
Dziewczyna kiwnęła głową. Usłyszałem krótką rozmowę, nie zrozumiałem za wiele.
- witam Panie...
-Iris? - zdziwiło mnie zachowanie dziewczyny. Pan?
- skąd pan mnie zna?
Wystraszonym wzrokiem powędrowałem do kubka z kawą. Ktoś mi coś dolał?!
- Iris wszytko ok? - wstałem z miejsca kierując się w jej stronę.
- dobrze się pan czuje? Po tym wypadku chyba coś panu zostało - uśmiechnęła się delikatnie.
- jakim wypadku? - szepnąłem.
- strata bliskich bardzo boli...
- o czym ty do cholery mówisz?!
Przestraszona cofnęła się krok do drzwi.
- jak dojdzie prezes do zdrowia proszę zadzwonić.
Zamknęła za sobą cicho drzwi. Stałem bezruchu kilka minut.
Czyli ostatni miesiąc nie miał miejsca?
------
Z takim zakończeniem zostawiam was na tydzień, dwa.
Zabijecie mnie później ;*
Nie moge odpisywać na komentarze :/ jeśli ktoś czegoś nie rozumiem piszcie wiadomości prywatnej pomogę ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top