👉2👈✔️
{Kevin}
Sobota. To dziś... Cały plan uzgodniony z Iris w każdej chwili może szlag trafić, szkoda mi dziewczyny, można uznać że ją wykorzystuje ale tak naprawdę pomagam na swoją i jej korzyść. Tak wole myśleć. Za dwie godziny mamy samolot, a jej jeszcze nie ma. Mógłbym się tym nie przejmować gdybym leciał swoim odrzutowcem, lecz rodzice nie lubią moich bogactw " wyglądamy przy tobie jak biedacy " do dziś pamietam słowa matki, wykute w mojej pamięci.
Nawet dla dobra rodziców wybrałem klasę ekonomiczną.
- jestem ! - wbiegła jak oparzona.
- to dobrze już sie martwiłem... - szepnąłem. Na te słowa szturchał mnie w żebro i zaczęliśmy sie śmiać. Tak właśnie wyglądamy... Ani ja ani ona nie jesteśmy złymi ludźmi, para przyjaciół.
- okey czegoś tu brakuje... - mierzyłem ją wzrokiem. Wymownie uniosła brew do góry. Wiedziałem o co jej chodzi...
- ej nie o tym mowię !
- ja myśle - parsknęliśmy.
Z marynarki wyjąłem czerwone pudełeczko.
- powinno pasować - wybrałem pierścionek klasyczny... Z brylancikiem za 10 tysięcy, ale tego już nie musi wiedzieć.
- piękny - wyszeptała.
- ma się ten gust. - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- uważaj bo może podam ci mój rozmiar i będziesz ubrania
mi kupował- zażartowała. Przynajmniej taką mam nadzieje.
- mhm !
***
2 godziny pózniej siedzieliśmy w fotelu. Zauważyłem kątem oka że się trochę się czegoś obawia.
- latałaś kiedyś ?
- a wyglądam ? - w jej głosie wyczułem strach.
- hej jestem tu, i pilot - ścisnołem jej rękę.
- dzięki... - pocałować mnie w policzek. Niby prostu ruch , przyjacielski przede wszystkim, a jak miło robi się na sercu.
***
Po godzinie lotu Iris usnęła, nie miałem co robić. Wyciągnąłem zeszyt. Jeszcze przed wyjazdem zadecydowaliśmy że wszystkie informacje o sobie zapiszemy. Przecież zakochani ludzie wiedzą o sobie wszystko.
W żadnym razie nie mogę nic przekręci ani zapomnieć, to tyczy nas dwojga.
***
{Iris}
- gdzie ja ? - urwał mi się film, chyba zasnęłam.
- lądujemy - dzięki Bogu.
***
Szliśmy za rękę, w rodzinnym mieście trzeba pokazać naszą miłość ... Nawet nie wiem czy dobrze robimy. Niby wszystko jest proste ale z drugiej strony tworzymy iluzje w której uczestniczą nasi bliscy...
***
Rodzice Kevina mieszkają w dużej przestronnej willi. Niby nie lubią bogact syna no ale oni biedakami nie są. Okazało się że podopieczni mojego "narzeczonego" są przemiłych ludźmi. Po powitaniu poszliśmy na górę do sypialni, wróciliśmy prawie o północy więc wypadało iść spać. Sypialnie mieliśmy zrobioną w nowoczesnym stylu co dla mnie było dużym plusem.
- jak robimy ze spaniem ? - poleciało pytanie w moja stronę odrazu po zamknięciu drzwi.
- nie mam pojęcia - zaśmiałam się.
- okey bendę dobrym facetem i rozłożę się na podłodze - miałam już zaprotestować lecz z tego zrezygnowałam. Jeszcze pomyśli że coś do niego czuje... Jest bardzo przystojny... Stop ! Piepsznij się dla potrzeby kilka razu w głowę i się może ockniesz !
***
- dobranoc ! - szepnął
- miłych snów - niedługo potem zasnęłam, nie wiedząc nawet że moje myśli pofrunęły do mężczyzny leżącego na podłodze...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top