Szczęśliwy zbieg okoliczności.*
Zagubieni w akcji robią taktyczny odwrót i znajdują na moim profilu ,,Ja jestem Steve'' i tam doczytują do Rozdziału 67. A najlepiej 37.
( ͡° ͜ʖ ͡°)***( ͡° ͜ʖ ͡°)
Tak was widzę (i w sumie samą siebie też na widok długo oczekiwanego rozdziału) XD
KOCHAM TEN GIF AAA XDDD
_____________________________________
***Steve***
Tak wielki smutek przeszywał moją iskrę. Tak wielki smutek przeszywał mnie. Nie mogłem spożywać Energonu, nie mogłem hibernować w spokoju. Nie mogłem myśleć o niczym innym... jak właśnie o tym. O niej. Procesorze przestań mnie torturować, przestań trzymać mnie w pułapce. Nie trzymaj mnie już dłużej w klatce bez wyjścia... Gdzie klucz?
Czemu to tak cholernie bolało! Przecież wszystko się ułoży... prawda? A mimo to się przejmowałem. Bo mi jednak zależało? Czułem jak na iskrze mi to leżało, tona żalu ciągnąca ją w dół. Jakby ma iskra skurczyła się, jakby ktoś mi ją ostrzem spruł.
Dlaczego stać się musiało właśnie tak? Czemu to nie mogło potoczyć się inaczej? Na samo wspomnienie czułem się jeszcze gorzej. Dlaczego nie mogłem się przed tym bronić?! Byłem bezsilny. Czy stało się coś co przeoczyłem, ominąłem kolejkę do szczęścia?
Aaaah czemu to tak boli, przecież sobie tego nie ubzdurałem, to boli, naprawdę boli. Coś ściskało mi iskrę. Ten ból mnie wykańczał, nie miałem już sił. Od tej bezradności czułem nasilające się osłabienie. Każdy ruch był cięższy od poprzedniego.Miałem wrażenie jakby coś pozatykało mi przewody, a kable same niespokojne się trzęsły.
Najgorsze było w tym wszystkim, że wiedziałem gdzie popełniłem błąd. I z całej iskry pragnąłem go naprawić. Dotarło to do mnie... poczucie winy i żal. Ratujcie mnie przed mym samym, przed moimi myślami, bo jestem bezradny!
Czarne, pesymistyczne myśli nakryły mój procesor. Wzdychałem któryś raz i za każdym razem chciało mi się popaść w płacz. Lecz czy jest sens płakać za tym co stracone, co nigdy nie nadejdzie...? Czy to cokolwiek zmieni? Stracone, nieodwracalne... A niech łzy lecą niepowstrzymane, one same niczego nie powstrzymają. Ten smutek, te przygnębienie... dość... proszę, nie... Już nie chcę tego! I tak nie mogę zrobić nic więcej jak tkwić tu. Osamotniony. Cierpieć w zaciszu swego umysłu, w pułapce, po cichu, w pustce. Przed optykami nie widziałem nic innego jak mgłę ze wspomnień, szczęśliwych momentów. Kto zadawał mi tyle bólu? Nieeee...! To nie może się tak skończyć, niee! Nie, nie, nie! ...nie... ja muszę to naprawić... muszę...
Ale... póki co muszę skupić się na robocie, choć już ledwo zipię. Nie wiem jak długo siedzę w tej jebanej kopalni Energonu, ale nie zamierzałem wyjść. Musiałem odciąć się od tego wszystkiego.
A warunki w kopani były wręcz idealne... były kurewsko męczące. Ciemność i monotonność. Czasem oberwało się kawałkiem sklepienia w łeb lub stało po zawiasy w wodzie. Do smaru nawilżającego trące o siebie siłowniki przyklejały się drobinki pyłów. Pierdolone kamyczki właziły tam, gdzie nie trzeba! Do tego całkowite odcięcie od Nemesis i świata zewnętrznego. Most ziemny uruchamiano tylko do dostaw, więc... chwilowo tu ugrzęzłem, na własne żądanie.
Energon spożywało się tu, w końcu mamy go w kopani pod dostatkiem. Hibernowało się na ziemi lub wcale, ponieważ Vehicony górnicze były lepiej przystosowane do takiej roboty... nie to co ja.
Westchnąłem ciężko zerkając na swoje przedramię... może wydrapanie wszystkich obwodów komunikatora nie było najlepszym pomysłem? A z resztą. Kto by chciał się ze mną łączyć?!
Ty głupi, stwierdziłem. Ty głupia bezmyślna pucho, powtarzałem stukając łbem o skalną ścianę. Zostałeś sam! Po prostu sam...
***
- Stevek...? Steviutek to ty? Steviuteczku, odezwij się!
- Morda, MY10! Potrzebuję hibernacji... serio.
Padłem na swoją koję jak drętwy, czując jedynie trzęsące się z przesilenia tłoki. Nie miałem już kurwa sił. Ale to dobrze, bo im bardziej byłem zmęczony tym mniej miałem siły na myślenie... o Charlie. Części miałem tak obolałe, że w zasadzie ich nie odczuwałem. Do tego niski poziom Energonu sprawiał, że procesor nareszcie sam chciał przejść w stan hibernacji. I zapewne bym już odpoczywał, gdyby nie kurwa natrętny MY10-7! Stał nade mną jak kat i szturchał w ramię próbując dobudzić... ale nawet nie miałem sił by się wściec.
- Mordeczko nie zasypiaj, ej, ej, no ej, no ej, ej... he? Czo tam szemrzesz?
- Boli... - szepnął słabo
MY10-7 ściągnął maskę i zmarszczył lekko brwi, analizując mnie od stóp do głów. Zapewne dostrzegł, że mogłem wyglądać w ciut zapłakanym stanie. Zdecydowanie przydałoby mi się porządne szorowanie i przegląd u medyka... ale na chuj.
- Dzwonić po mentosa, by zatachał cię do landryny*?
Breakdown? Knockout? ...nikt mi nie pomoże.
- Nie... To inny rodzaj bólu. - odparłem, choć sam ledwo słyszałem swój głos- ...na to nie ma lekarstwa.
- Rozumiem... ból egzystencjalny? Kim jesteś z wykształcenia, studiowałeś ból istnienia? - zachichotał Vehicon
- Nie zabawne... Debilu kurwa ty daj mi spać. - jęknąłem zbolały
- No, no, no! Żeby ci się tylko iskierka nie zapadła z tego smutku... - MY10-7 rozejrzał się czy ktoś nie podsłuchuje i zaczął coś mi szeptać na audio receptor
Przechyliłem z trudem głowę w jego stronę. Spojrzałem na niego szczerząc optyki, czując jak coś ściska mnie za iskrę.
- CO? - sapnąłem w fali uniesienia, lecz szybko ją stłamsiłem- Nie... to niemożliwe, Charlie mnie nienawidzi... coś musiało ci się przesłyszeć...
- Mówię prawdę! Nie możesz się poddawać, trzeba powalczyć, no! Nie rezygnuj z niej...
- Naprawdę to nigdy nie chciałem z niej rezygnować...
- Bo to miłość jest! Lecicie na siebie jak... jak yyy, nie mam metafory. - jęknął MY10-7 myśląc intensywnie- No lecicie na siebie jak takie dwa zderzacze hadronów!
Uniosłem brwi czego nie mógł zobaczyć gdyż miałem założoną maskę. Vehicon poczochrał mnie po hełmie, po czym z kwaśną miną spojrzał na swą dłoń.
- Dzięki stary...
- Nie stary, tylko Mylo! MYYLO, jak cudownie to brzmi! - zaśmiał się, otrzepując rękę- Zdecydowanie potrzebujesz mycia. To jak będzie Stefan?
- Nie nazywaj mnie tak. - warknąłem
- Luzik arbuzik, ale chyba nie zamierzasz się jej pokazać w tym stanie... brudasie, że scraplet nie siada.
- Daj mi chociaż kilka minut, bo zejdę...
***
Po krótkiej hibernacji, do której miałem nadzieję szybko wrócić, polazłem do przemyć. Przyznaję, że ujebany byłem błotem i pyłem od stóp do głowy.
Ale łaźnia jest taka nudna, nawet nie ma na co popatrzeć... znów będę musiał się uwalić, to może uda mi się zaliczyć mycie karoserii u Charlie? Mhm... to jest dobry plan. Ale najpierw muszę ją błagać o przebaczenie, co ja sobie myślę! Chyba zdecydowanie za dużo...
Pluski przerwały moje myśli. Uniosłem wzrok na Vehicona, który do mnie przedreptał, jakby mało miejsca tu było. MY10-7. Mogłem się domyślić... że też ta lepierda wybrała sobie ten sam moment na łaźnię co ja! Vehicon przełączył swój zraszacz na płyny czyszczące i po chwili zmienił się w ruchomą pianę z bąbelków... robiąc przy tym bardzo wymowne uchy.
- Czy ty mi coś insynuujesz, przepraszam?! - fuknąłem
- Nie zapomnij umyć się pod anteną!
- Weź spierdalaj Mylo! Nie twoja sprawa, gdzie się będę mył! - warknąłem oburzony- Sam byś kurz stamtąd przeczyścił! Kurrwwtypierdlonmhmm. - burknąłem
Vehicon wybuchł śmiechem i zaczął balować po łaźni w okryciu piany, włączając sobie muzykę z jakiejś bajki. Przewróciłem optykami i wróciłem do czyszczenia egzoszkieletu z naniesionych z kopalni drobin. No i chcąc nie chcąc poluzowałem swój ochraniacz na wrażliwe miejsca. Z ulgą pozbyłem się kilku kamyczków, które ku swemu nieszczęściu zawieruszyły się właśnie tam gdzie nie trzeba. Oczywiście musiał się znaleźć tak chuj, który się zaklinował, ah! Jebane kamyczki jak ja ich kurwa nie nawiedziłem!
- Selfie! - krzykną znienacka Mylo
- Nie! Kurwa, no weź! Oddawaj to!!
Rzuciłem się na niego, lecz dattpad raz po raz znikał z mojego zasięgu. W dodatku przez całą tą pieprzoną pianę wpadłem w poślizg i wyrżnąłem jak długi, pociągając za sobą tego kretyna.
- I klik, wysłane! PhihiHAHA! Żałuj, że nie widzisz swojej miny... - zachichotał MY10-7
- Pojebało cię?! Czekaj ci zetrę ten uśmiech z tego krzywego ryjca!
- Jesteśmy klonami! - grzał ze śmiechu Vehicon, próbując mi się wyślizgnąć dzięki pianie
Niespodziewanie śluza łaźni się otworzyła, a w przedsionku stanął największy gbur jaki zrodził wszechświat. A1313-169, jednooki klon po przejściach.
- Wyegh!! Moja optyka! - wrzasnął oburzony i obrzydzony- Banda zjebów! Mogliście się kurwa zamknąć chociaż!
- Nic nie zaszło - pisnął rozbawiony MY10-7
- Nie daruję ci tego Mylo! Stłukę na kwaśny Energon! Rozumiesz, pajacu!?
- Przestań to łaskocze! Ahahaha!
________________________
*''Szczęśliwy zbieg okoliczności'' bo jakby nie patrzeć Mylo ma w swoim numerze numer 7 XD
Jako wybrańcy, pierwsi dowiedzieliście się gdzie był Steve i z jakich powodów. Oczywiście wytłumaczenie pojawi się też w oryginalnym ff, ale już nie chciałam zwlekać z rozdziałem tutaj (w końcu minęło 10 rozdziałów tam)!
Na pocieszenie powiem, że ten rozdział to początek mini-maratonu, mianowicie kolejny i kolejny rozdział w org.ff będzie miał swego pobratymce tutaj XD Rozdziałki może nie są imponujące, ale ma was pocieszyć ten fakt, że jesteśmy na dobrej drodze X'D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top