🔥Kiedy ma iskra stoi w płomieniach🔥
Zagubieni w akcji robią taktyczny odwrót i znajdują na moim profilu ,,Ja jestem Steve'' i tam doczytują do Rozdziału 68. A najlepiej 37.
( ͡° ͜ʖ ͡°)***( ͡° ͜ʖ ͡°)
Tak, tak, była lekka obsuwa w czasie i pomiędzy rozdziałami, ale już wszytko nadrabiamy! I zapraszamy do czytania!
____________________________
***Charlie***
- Nie możecie robić tego gdzie indziej?!
- Charlie o co chodzi?
Spojrzałam na matkę spod byka. No ślepa ona czy jaka?
- Dwa. Wielkie. Roboty! Nie widać?! Sekszą się w moim ogródku! Zniszczą ci trawnik! Wypierdalać!
Zagotowało się we mnie. Vehicony jednak nic nie robiły sobie z moich uwag, więc poszłam do domu po strzelbę.
- Wypierdalać z mojego trawnika! Yyy, proszę? - sapnęłam, a wtedy giganci zwrócili na mnie uwagę
- Niby gdzie?
- Gdziekolwiek! - odparłam- Idźcie na parking, do kina samochodowego, albo nawet róbcie to pod supermarketem. Nie obchodzi mnie to!
Chwilę po tym jak się okazało, dwa Vehicony przemieściły się pod miejscowy market.
Świeżo upieczony dziennikarz uznał, że to co właśnie się tu dzieje będzie strzałem w dziesiątkę w jego lichej karierze. Zebrała się liczna grupa gapiów nagrywająca zajście telefonami. Wielu była lekko speszona, inny skrępowani, a jeszcze inni udawali, że nie wiedzą o co chodzi.
- Choć, szybciej, nagrywasz?! - sapnął dziennikarz, przepychając się przez tłum
Nie dawał za wygraną, sława należy do niego już na wyciągnięcie ręki. Ludzie lekko rozstąpili się dając miejsca kamerzyście, który nie mieścił w kadrze kształtu namiętnie splecionych ciał.
- Chyba mamy szansę zaobserwować zachowania godowe transformerów, na własne oczy!
Dziennikarz stanął najbliżej ze wszystkich zaciekawionych gapiów, wyciągając mikrofon w kierunku pary całujących się Vehiconów.
- Czy nie wydaje się wam, że takie zachowanie w miejscu publicznymjest nieprzyzwoite?
Vehicon oderwał się od pocałunku i spojrzał w stronę dziennikarza.
- A wy jak się miziacie na samochodzie lub wewnątrz uważacie, że to w porządku? - prychnął
- Wtedy dopiero można poczuć się zgorszonym! - odparł ten drugi
Dziennikarz złapał powietrze jak ryba, z czerwoną twarzą postawił na odwrót. Skompromitowany odepchnął kamerę i operatora.
A tak w zasadzie... Jak ja się tu znalazłam? I czemu jest mi tak gorąco? Czemu jest tak duszno?
Wtem umysł przebił się do rzeczywistości. Mrugałam zaspanymi oczami, czując wszechobecną duchotę. Czyli tak- to był tylko głupi sen, całe szczęście. Głupie sny zdarzają się każdemu. Jedne lepsze, drugie gorsze... ale to ciepło. Czemu w schowku Vehicona zapanował taki skwar??
Wentylatory Steve'a zdawały się brzmieć nieco głośniej niż zwykle. Zdezorientowana spróbowałam obudzić Vehicona z hibernacji... ale nic z tego. Myśl, Charlie, myśl...! Mam! Zatarłam ręce i wzięłam do roboty. Przecież on ma takie zajebiste łaskotki...!
***Steve***
I moja iskra na nowo ukojona. Jakby oblały ją pierwsze promienie brzasku, te tuż o poranku. Tętno iskry uspokojone, kwas w środku zobojętniał, tłoki się rozluźniły. Myśli pognały w obłokach tak delikatnie jak nigdy, nawet nie próbując sprawić mi bólu, rozwiać choćby jednej najmniejszej chmurki. Mój umysł okrył puch słów. Miałem ochotę lecieć, bo czułem się tak lekko! Ten stan umysłu, gdzie iskra tkana jest przez spokój, a nie rwana przez niepokój, jest piękniejszy niż ludzkie legendy o anielskich śpiewach. Czuję pod pancerzem dreszcze szczęścia i miłości, ma iskra stała się na nowo większa. Czuję, że żyję!
Bo co może dorównać uczuciu szczęścia? Tego drżenia, tej wibracji w piersi, gdy podekscytowana iskra aż rwie się do życia! Nic tak nie koi i nie sprawia satysfakcji jak wewnętrzne spełnienie. Coś co nas permanentnie wzrusza, sprawia, że radosne łzy same cisną się do oczu. Stan lekkości, niebywale podatnej na destabilizację.
Nie wiem co zrobiłbym, gdyby Charlie nie wybaczyła mi głupoty. Ale więcej już nie będę głupi, nigdy więcej. Teraz wiem, że popełniłem błąd. Teraz wiem, że mam szansę...
Iskra waliła mi niesamowicie, a uśmiech sam wkradał na usta. Tak bardzo za nią tęskniłem, tak długo musiałem czekać, by móc ją znów ujrzeć, usłyszeć... poczuć dotyk ciepłych dłoni. I nawet zgodziła się przenocować razem ze mną. Chyba bardziej szczęśliwszy być nie mogłem, chociaż...
Charlie jednym płynnym krokiem usiadła na moich biodrach, jak gdyby nigdy nic. Moja iskra przyśpieszyła gwałtownie, a endoszkielet zadrżał.
Zaraz moment, znów byłem ludzkich rozmiarów? Zamrugałem szybko optykami, zaskoczony. Zaraz chwila moment, czy to nie aby...
Nieważne! Była tak blisko... Tak blisko, że czułem jak we mnie wszystko pulsuje i nie chciałem by to ustało. Dziewczyna nie przerywała kontaktu wzrokowego, z niewinnym i słodkim uśmieszkiem na twarzy.
- Ch-charlie...!?
- Shhhhhh.... - przyłożyła mi palec do ust i uciszyła kiwając głową.
A ja czułem, że nie mogłem się temu oprzeć. I chyba nawet nie chciałem jej pozwolić jej na wszystko, kiedy czułem ją tak blisko siebie. A to odczucie we mnie się wzmogło, gdy otarła się mój ochraniacz na kroczu. Receptowy oszalały, bijąc prosto w mój procesor. Wtedy pragnąłem jej dać wszystko, a przede wszystkim siebie. Charlie złapała za ostrogi na mojej szczęce i przybliżyła moją twarz do swojej. Nasze usta połączyły się w pocałunku, ciepłym i namiętnym.
Pragnienie wzmogło się we mnie, tak iż myślałem, że rozsadzi mi iskrę...! Szybko znalazłem się nad nią, gotów do dalszych manewrów, gdy jej dłonie zjechały palcami pod płyty pancerza. Jej drobne palce otarły się o wrażliwe kable, a schowek mimowolnie się otworzył z charakterystycznym szczękiem.
- C-co ty robisz...?! - spytałem zaskoczony- ...jak??
Bez odpowiedzi, włożyła swoje dłonie do schowka i zaczęła łaskotać mnie po komorze iskier. A doznanie było tak mocne i silne, że... że przerwało moją hibernację?!
Z trudem uświadomiłem sobie, że naprawdę się śmieje. Mój schowek był otwarty i wygląda z niego przestraszona Charlie! Przestraszona mała Charlie! Usiłowałem przestać się zwijać z łaskotek jakich doznałem, ale było to silniejsze ode mnie.
- Steve!
- Ahahaha...! Hahah... Co się kurwa stało!?
- Upiec mnie chciałeś!?
- No... ja... yy... a-a nie lubisz ciepła?
- Nie no, ja nie narzekam, że było w schowku gorąco, ale przed chwilą dwa hobbity wrzuciły tam pierścień!
Wtem zdałem sobie sprawę co zaszło. Patrząc na Charlie czułem jak wykwita mi mocny rumieniec, na szczęście miałem maskę. Ja pierdole... ten sen. Tak podniósł mi temperaturę, że...
- J-ja... przepraszam. - westchnąłem zmieszany i skłamałem- N-nie wiem co się stało...
- Może powinnam wezwać medyka? - spytała zmartwiona- Dobrze się czujesz?
- Tak, tak, nic mi nie jest! Miałem po prostu głupi sen, bardzo głupi! - parsknąłem słabo improwizując- Śniło mi się, że zamarzam żywcem...!
Chyba głupszej wymówki nie mogłem wymyślić! Mentalnie się skarciłem.
- Oh, ja też mam czasem koszmary. - potrząsnęła głową- Postaraj się następnym razem wyśnić coś przyjemniejszego, na przykład... plażę?
Z tobą w stroju kąpielowym? Nawet nie kuś...! Wystarczająco trudno jest mi panować nad sobą i bez tego...! Oh Charlie, gdybyś ty tylko wiedziała jak bardzo cię kocham, z całej iskry...
******
Po jednej stronie szkła znajdowała się zabiegówka, w której Vehicon rozmawiał z dziewczyną. Z drugiej zaś znajdowała mała salka magazynująca sprzęty chirurgiczne oraz medykamenty... a także dwie postacie. Oba mechy patrzyły przez taflę tworzywa o podobnych właściwościach co szkło weneckie.
- Oni wyglądają razem tak uroczo...! - stwierdził Breakdown, obejmując w pasie medyka i przytulając do siebie
- Zaskakujące nieprawdaż? - odparł Knockout- Myślisz, że łączy ich coś?
- Łączy, łączy! Wszyscy o tym wiedzą, tylko nie ci oboje! - zaśmiał się niebieski con- Z resztą... a jak było z nami na początku? Pamiętasz to jeszcze?
- A jak mógłbym zapomnieć?
Było to pod koniec wojny na Cybertronie, gdy zarówno Breakdown jak i Knockout znaleźli się na tym samym statku. Niebieski mech jako pierwszy dostrzegł medyka, jakby nie patrzeć mech wyróżniał się w tłumie. Piękny, czerwony i nieskazitelny lakier. Jego jasna twarz kontrastująca z bystrymi, ciemnymi optykami. Knockout był obiektem westchnień wszystkich femme i właściwie... Breakdown nie liczył, że zostanie dostrzeżony.
Niebieski mech nigdy wcześniej nie doświadczył tego uczucia. Zawsze to niszczenie i walka sprawiała mu niedopisania przyjemność. Aż nagle poczuł w iskrze coś czego nie potrafił wyjaśnić. Budziło się to na widok wdzięków medyka i tylko wtedy. Breakdown szybko zorientował się, że trudniej niż zwykle jest mu się wysłowić w jego obecności. Z dziwnych powodów chciał zabłysnąć w obecności Knockouta i spędzać w jego towarzystwie jak najwięcej czasu.
Tak postanowił, że postara się o miejsce asystenta u jego boku. I choć medyk nie miał nic przeciwko, przyjął go z dużą dozą sceptyczności. W końcu jakby nie patrzeć trudno sobie wyobrazić maszynę stworzoną do rozwałki układającą szklane fioleczki! I owszem, z początku Breakdownowi nie wszytko wychodziło tak jakby chciał Knockout. Średnio raz dziennie coś upadało na podłogę lub kończyło zmiażdżone zupełnie przez przypadek.
Aczkolwiek niebieski Decepticon się nie poddawał i uczynnie wypełniał każde powierzone zadanie. Przynosił rannych oraz dostawy, niekiedy asystował przy zabiegach podając odpowiednie sprzęty. Wytężał cały procesor, by chłonąć każde słowo Knockouta.
Ale Break nie odważył się wyznać mu swoich uczuć. Był przecież wielkim mechem i zapewne zagrożeniem dla lśniącego lakieru medyka. Nie raz wpatrywał się skupionego na operacji Knockouta wyobrażając sobie co mogłoby się wydarzyć gdyby byli razem. Niestety to musiało jedynie błąkać się po procesorze niebieskiego cona, bo obiekt jego westchnień nie wyglądał na zainteresowanego...
Pewnego dnia Breakdown niósł paczkę z magazynu. Otworzył przedsionek i wszedł do zabiegówki. Jego optykom ukazał się częsty widok Knockouta przy stole operacyjnym.
- Wiedziałem, że przyjdziesz... - mruknął na powitanie medyk nie odwracając się
- Hej, Knockout! Przyniosłem zaopatrzenie i ten... - odparł szybko Break- Oh, przyszedłem nie w porę?
Ostatnimi czasy wiele się działo, rannych było mnóstwo. Niebieski mech wzdrygnął się na widok tryskającego na pół pomieszczenia Energonu i jęków. Uśmiech sam wkradł się na usta Breakdowna, gdy usłyszał wiązankę czerwonego cona odnośnie Autobockiego jeńca. Szybko domyślał się, że pacjent był operowany bez znieczulenia.
- Spawarka - rzekł skupiony medyk
Niebieski mech pośpiesznie odstawił dostawę towarów i wyciągnął rękę ku narzędziom znajdującym się na stoliku obok. Nim jednak zdążył podać spawarkę, Knockout położył szpony na dłoni Breakdowna.
Zdziwiony medyk najpierw się obejrzał, za moment uniósł wzrok na niebieskiego cona. Oboje zastygli patrząc sobie głęboko w optyki.
_______________
Tak! Tak piosenka w tle! XD <3 To jest to!
https://youtu.be/GratBs4Ym5o
______________
W salce chyba zatrzymał się czas i wszystko ucichło. Prawie nie słychać było wentylatorów mechów, ani działającej wokół aparatury. Zupełnie jakby wszystko zniknęło, byli tylko oni, cały wszechświat przestał się liczyć.
- Ja... - zaczął niepewnie Breakdown. Miał wrażenie jakby ktoś odjął mu procesor- Ja już chciałem ci podać...
Knockout znał to spojrzenie i bez słowa przeniósł dłoń mecha na leżącą nieopodal polerkę. Na ten gest Breakdown szybko rozjaśnił się na twarzy od rumieńców. Doskonale widział, że polerowanie to ulubiona czynność medyka.
Ranny jeniec z trudem wychylił się zzaKnockouta, trzymając za okropną dziurę, z której mocno wypływał Energon.
- Ogh litości! Ja tu umieram...! - wychrypiał Autobot
- Pacjent umiera - powtórzył Breakdown nie przerywając kontaktu wzrokowego
- Straty wojenne. - odparł medyk bez wahania
- Co? - fuknął ranny- Ty chyba nie mówisz poważnie?!
Czerwony mech uśmiechnął się uroczo i przesunął dłoń Breakdowna po całej długości polerki.
- Umiesz bawić się tym sprzętem? - zagaił medyk
- ...oh i to jak! - sapnął Breakdown
____________________
Ha! I tego się nie spodziewaliście, chyba... Taki tam short-story o Panu Awarii i Czerwonym Kapturku... Z serii co się dzieje na Nemesis za kulisami! X'D
Nie wiem, ale może pojawi się kiedyś kontynuacja KOxBD, zależy czy będziecie chcieli XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top