Rozdział VIII

- Jestem w mieszkaniu tej Zośki i w skrytce, za szafką nocną znalazłem pogróżki - powiedział Bolek.

- Wiadomo od kogo? - zapytał Jawor podgłaśniając rozmowę

- Myślę, że od świętego Mikołaja z Laponii, który się wściekał za kradzież elfów. Nie no, ewidentnie są od Probusa, nie zapłaciła mu za towar. Łażą za nim, tak w ogóle narkotykowi. Poza tym, tak już swoją drogą to nie znalazłem żadnego listu pożegnalnego. Julia mówiła, że we krwi Zośki wykryła GHB, tzw. pigułkę gwałtu, w dodatku posiadała obtarcia na ciele. Możliwe, że ktoś jej pomógł w zejściu z tego świata.

- Teoria prześladowanej samobójczyni wydawała się tak wygodna... Ty serio zawsze musisz wszystko niszczyć?

- Do usług, kochanie - cmoknął i się rozłączył.

- No co za łysol, śmierdzący...

- Dobra, nie ma co. Jutro się przejedziemy po mieście i go poszukamy. Ja jeszcze dzisiaj zadzwonię do kogoś z wydziału narkotykowego, lepiej w końcu zbudować jakiś grunt, bo o Probusie nic nie słyszałam - westchnęła Górska.

- Podrzucić się do domu, księżniczko? - spytał Tomek przybierając uwodzielską pozę. Ta jednak wyglądała przekomicznie, co tylko rozbawiło blondynkę.

- Jestem królową i sama się tą sprawą zajmę. Do jutra, strzeżący mojej komnaty, ziejący i groźny smoku.

- Chyba strzeżący twoich majtek jak już, a tak w ogóle to bym wolał rolę księcia z bajki - na te słowa oberwał jedynie od Dagi. Pożegnał się z nią i każde ruszyło w swoją stronę.

Kapelusznik zmienił plany i obrał drogę w kierunku Akacjowej. Planował się zobaczyć z Rębaczem. Niesamowicie irytował go brak dowodów na winę Piotra. Ba, nie było nawet żadnych tropów. Prowadziło go jedynie przeczucie, intuicja. Tak, jakby pedofil był aromatyczną padliną, a on głodnym, ale w jakiś sposôb ogłuszonym na czynniki zewnętrznym psem, którego nawet nie prowadził węch, a głoś w głowie. Wszystko zaczynało go przerastać, czuł że lada moment i zwariuje. Już mało z kim rozmawiał, zamykał się na świat, a nikt go w tym nie powstrzymywał. Zupełnie tak, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że jest następna, nic nie znaczącą szarą masą. A co więcej - że bez podkomisarza Tomasza Jawora funkcjonowałby jeszcze lepiej.

Czuł się coraz bardziej zbyteczny, uciążliwy. Miał świadomość, że od zawsze był inny. Wiadomo, każdy człowiek miał swoją indywidualność i inność, ale on był jeszcze bardziej inny, niż reszta. Promieniował dziwną aurą, tajemnicza otoczka wcale nie przyciągała, a odpychała swym chłodem. Może dlatego nikt nigdy go w większym stopniu nie poznał. Bo paradoksalnie swoją zimnością, gasił każdy ciepły ogień. Gdy ludzie rozpalali serca emocjami, on się ich wyrzekał, ale zawsze z marnym skutkiem, ponieważ finalnie to emocje kontrolowały go bardziej, niż on je. Stawał się marionetką swoich własnych ambicji, uczuć, swojego szaleństwa, którego przez lata wcale nie gasił wodą, a tak naprawdę dolewał ciągle oliwy. I dopiero teraz to zrozumiał.

Człowiek będący na dnie, rozumie nadzwyczaj wiele przerastających go rzeczy. Bo choć może i one przerastają swym światłem, to on przytłacza je swoim cieniem wiedzy i zrozumienia.

Z każdym dniem coraz większe budował swoje mury. Tyle, że one wcale nie były niemożliwe do przeskoczenia. Ale również zbyt wysokie do otwartej rozmowy o tym, co w nim siedzi. Nie będzie ich dla nikogo burzył. Ktoś chce go poznać? Niech się wspina. I może dlatego tak bardzo bolało go zachowanie Górskiej. Liczył, że Dagmara podejmie wspinaczkę, w końcu działała na niego w niezrozumiały sposób. Gdy przy nim była to gdzieś podświadomie nie próbowała topić lodu, który tkwił w Jaworze. Nie, zdecydowanie nie. Ona starała się go przed tym lodem ogrzać. A może to mu się tylko wydawało? Może w końcu dostrzegł rzeczywistość, która tak boleśnie różniła się od tego, czego pragnął? Oczekiwania to pierwszy krok do rozczarowań.

Dojechał do bloku pedofila. Skoczył do ulicznego spożywaczaka po donuty i udał się do mieszkania. Zapukał do drzwi, które otworzył mu sympatycznie wyglądający facet.

- Hej, Robert. Właź, śmiało - ruchem ręki zaprosił do wejścia do środka.

- Co tam u ciebie, Piotrek? - spytał Tomek, zdejmując buty

- A dobrze, znalazłem pracę jako pomoc kucharza w pobliskim barze mlecznym.

- O to gratulację! Świetnie się składa, bo mam donuty.

- Chcesz wody? - zapytał Rębacz, a Jawor tylko przytaknął. Postawił przed nim szklankę i zaczął nalewać napój, ten jednak zamiast do naczynia, poleciał na stół. - O cholera - skwitował całą sytuację - Robert, na grzejniku w salonie jest ścierka, bądź tak miły i pójdź po nią.

- Nie ma sprawy - odpowiedział i udał się we wspomniane miejsce. Coś jednak przy ściąganiu szmatki z kaloryfera, przykuło jego uwagę. Pod grzejnikiem leżała fioletowa spinka.

Basia tu była.

***

Górska zaczęła czuć bezsilność i niemoc. Czuła się powoli całkowicie bezradna, wobec sytuacji Tomasza. Jak ona miała z nim rozmawiać? Przecież nie zacznie rozmowy od konkretnych pytań. Musi sobie zbudować jakiś grunt. Grunt zaufania. A odnosiła wrażenie, że Jawor ma ją za coraz bardziej obcą osobę. Niby byli blisko, rozwiązywali kolejną sprawę, rozmawiali i żartowali. Ale w tej całej scenerii coś nie pasowało. Byli zupełnie innymi ludźmi, którzy błądzili w ciemnościach własnego umysłu. A owa ciemność jedynie ich pochłaniała.

Dagmara nie umiała z nią w tym momencie walczyć. Nie, gdy sama prawdopodobnie padła ofiarą syndromu sztokholmskiego. Wiedziała, że jest silną kobietą i będąc singielką, świetnie sobie radzi, ale Hubert uzależnił od siebie w jakiś sposób blondynkę. A ona była tego absolutnie świadoma. Jednak podjęła decyzję. Będzie walczyć o siebie, o swoje poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości, które Wawerski ciągnął w dół. Natomiast zaraz po tym, zacznie wojnę o Jawora. Wznieci bunt. Nie przeciw czemuś, a w obronie kogoś. Tylko z Tomkiem mogli liczyć się z tym światem. Tak, zdecydowanie byli parą świetnych przyjaciół. Ale przecież nawet przyjaciele się czasem nie rozumieją.

Weszła do mieszkania, a jej nos od razu drażniły mocne perfumy jej chłopaka. Zdjęła buty, kurtkę powiesiła na wieszak i przekluczyła drzwi od domu. Udała się do salonu.

- Cześć, nie chcę owijać w bawełnę, więc spytam od razu. Znasz kogoś od narkotykowych? - spytała

- A co? Nie masz się z kim puścić? - parsknął. Dopiero teraz zobaczyła pełną szklankę brandy, którą w dłoniach obracał mężczyzna.

- Nie pozwalaj sobie.

- Takie, jak ty nadają się jedynie do dwóch rzeczy - odłożył trunek na stół i wstał, powoli aczkolwiek pewnym krokiem podchodząc do dziewczyny - raz, że do pieprzenia w łóżku, to dwa - do pieprzenia zupy i latania ze szmatą po domu. Nie obchodzi mnie co sobie myślisz, rzucisz pracę i będziesz zajmować się mieszkaniem, jak na babę przystało.

- Babę może i tak, ale ja jestem kobietą i nie zrobisz ze mnie kury domowej. Wchodzi ci na ambicję, że lepiej sobie radzę, niż ty? Boli cię moja niezależność i radzenie sobie w życiu?

- Wrócisz i na kolanach będziesz błagać o to, żebym przejął nad tobą kontrolę - wywarczał i odszedł w kierunku drzwi, prędzej trącając ją ramieniem. Daga wiedziała, że bezpieczniej będzie odpuścić, ale nie tego teraz chciała. Miała ogromną ochotę mu dogadać.

- Próbujesz kontrolować moje życie, bo nie radzisz sobie ze swoim. Czujesz się silny, gdy masz władzę. Ale zapominasz, że swoimi działaniami tracisz jedynie dobre imię i szacunek. Obiecuję, że przekraczanie moich granic, stosowanie jakiejkolwiek przemocy wobec mnie, skończy się dla ciebie źle i pójdziesz siedzieć.

- Komu uwierzą? Nieskazitelnemu inspektorowi CBŚ czy jakieś suce z Komendy Głównej? - zachwiał się i gdzieś wyszedł, trzaskając drzwiami.

Powinna go zatrzymać, ale nie zrobiła tego. Poczuła ukłucie w środku. Jak mogła być tak przywiązana do kogoś, kto ją krzywdził? Jak mogła ciągle próbować uchylać nieba komuś, kto podcinał jej skrzydła? Nie, to nie była miłość. To pieprzony sentyment i przywiązanie. Miała ochotę krzyczeć. Jednak się po prostu rozpłakała, osuwając się po ścianie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top