24
Juan Velazquez zacisnął dłoń na rękojeści noża do masła, zakończonego zębatym ostrzem. Najpierw, upewniwszy się, że w pobliżu zwłok jego ojca jest wyłącznie on sam oraz jeden z ochroniarzy Alberto - Johna, ten sam, który przegrał do Juana sporą sumę w pokera, postanowił wcielić swoje plany w życie.
"Facet długo sobie pożyje, nie mogę pozostawić świadków tego, co uczyniłem... I co z tego, że pomógł mi zniszczyć nagranie z monitoringu oraz wywieźć ciało mojego ojca? Głupi nie jestem, bo chociaż dokonał cudu, nie powinienem ufać, że się komuś nie wygada!" – Juan zawołał mężczyznę po imieniu.
Znajdowali się na pustkowiu, gdzie brakowało możliwości, by spotkać kogokolwiek w tymże miejscu. Juan postanowił działać zdecydowanie, póki był w stanie podejmować poważne i odważne decyzje, i nie czuł obiekcji przed pozbawieniem życia drugiego człowieka. Zupełnie zapomniał o ślubie z Salem! Musi szybko załatwić sprawę i doprowadzić się do porządku, zanim pojedzie na uroczystości ślubne!
Uświadomiwszy sobie własne, nie usprawiedliwe roztargnienie, poczuł się w obowiązku, żeby wymyśleć w drodze powrotnej z odludzia jakąś sensowną wymówkę, dlaczego wszyscy musieli na niego poczekać.
Gdy ochroniarz ojca Juana zbliżył się do niego na odległość kilkunastu metrów, Juan dopiero wtedy zauważył paskudny uśmieszek na twarzy tamtego.
– Należy mi się zapłata za wykonaną pracę, czyż nie?– uśmiechnął się, rozciągając wargi w nieprzyjemnym grymasie. – Jeśli nie dostanę swojej robocizny, nie będę milczał, co się stało z panem Velazquezem i dlaczego już nigdy nie wróci. Rozumiemy się?
– Jak najbardziej – odparł Juan spokojnie.
– Chcę zaliczkę na poczet długu, teraz i zaraz..
– Mam dla ciebie zapłatę.
– Gdzie?– mężczyzna zbyt późno zorientował się, co się z nim stanie.
Nóż leciał pięknym łukiem, nurkując w klatce piersiowej ochroniarza. Mężczyzna spojrzał w dół – u jego stóp utworzyła się kałuża krwi...
– Coś ty, skur... zrobił?– z tymi słowy, ochroniarz osunął się martwy na ziemię.
A Juan, bez mrugnięcia okiem, wykopał głęboki dół, wrzucił do niego ciała, zakopał je i wyrównał kopczyk piachu tak, by nie zostały przedwcześnie odnalezione. Najlepiej wcale. Szybko zmienił ubrania na czyste, a poplamione ojcowską krwią, wyrzucił. Kto go będzie podejrzewał? To zbrodnia doskonała! Włosy Juana tańczyły na wietrze, gdy przypomniał sobie o zapięciu pasów i odjechał z miejsca przestępstwa z piskiem opon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top