Blazeman #10

Adrien

- Marinette! Zostań tu!

Krzyknąłem do dziewczyny i wybiegłem. Schowałem się w ciemnej uliczce, po czym przemieniłem się i wskoczyłem na najbliższy dach. Poczułem zapach dymu w powietrzu.

- Czarny Kocie! Tam! - usłyszałem głos Biedronki.

Odwróciłem się w jej stronę i zerknąłem tam, gdzie pokazała.

Wiele budynków było w płomieniach, a po ulicach uciekali ludzie. To był totalny chaos.

- WC dzisiaj przesadził. - wycedziła przez zęby Biedronka.

Spojrzałem na jej twarz. Oczy miała pełne złości i strachu.

- Kocie! Bierzesz lewą stronę miasta, a ja prawą. Najpierw ewakuujemy ludzi, potem zajmiemy się akumą.

Jak na zawołanie przed nami jakieś 200m dalej zobaczyliśmy zakumanizowaną osobę. Latała na czymś podobnym do deskorolki, a na dłoniach tańczyły płomienie.

- Nareszcie wszyscy zaznają sprawiedliwości! Jeśli moja siostra umarła w pożarze to wy także! Hahahaha.

- Kocie! Rusz dupsko! - krzyknęła bohaterka.

Używając swojego Kija poleciałem na lewą przecznicę miasta.

Marinette

Byłam mega wściekła! Jak Władca Ciem mógł na to pozwolić! Przecież tu giną ludzie. Czy on aż tak zwariował na punkcie tych Miraculi! Jak ja go dorwę to mnie popamięta. Zasrany Kibel!

- Ewakuujcie się z miasta! Szybko!

Ludzie pobiegli we wskazanym przeze mnie kierunku, ale nie wszyscy dawali rady. Pomagałam tym zranionym się przenieść.

- Biedronko! Moje dziecko zostało w kamienicy!

Jak strzała wleciałam w płomienie. Wyjęłam swoje Jojo i przyłożyłam do ust, dzięki czemu mogłam swobodnie oddychać.

- Halo? Jest tu ktoś!

- Mamusia?!

Usłyszałam krzyk dziecka, który dochodził z głębi mieszkania. Ruszyłam w tamtą stronę.

- Hej, to ja, Biedronka. Gdzie jesteś?

- W p.pokoju. - wychlipiał chłopiec.

Szlag. Drzwi są zablokowane.

- Szczęśliwy Traf!

Do moich rąk wpadł laser.

- I co ja mam z tym zrobić? - spytałam samą siebie.

Kliknęłam w przycisk i tam gdzie tkął laser, znikała ściana.

- Wow, to jest prawdziwy laser. - zdziwiłam się. - Już idę po ciebie!

Zrobiłam dziurę, przez którą wbiegłam do pomieszczenia z dzieckiem. Znalazłam je w kącie, siedział z podkulonymi nogami.

- Hej kochamie, już jestem, nie musisz się bać.

Wzięłam go na ręce i rzuciłam się w drogę powrotną. Tyle, że było prawie wszystko zawalone, a gdzieś zgubiłam laser.

Użyłam zmysłu Biedronki i jedyne co mi zostało to wylecieć przez okno, ale jeśli to zrobię to ogień się zwiększy, a nawet może dojść do większego wybuchu. Nie zastanawiając się dłużej zaczęłam biec w stronę okna.

- Trzymaj się! - dziecko wtuliło się we mnie jeszcze bardziej.

5m...4m...3...2...1... Wystawiłam nogę w stronę okna i z łatwością je wybiłam. Poczułam pchnięcie spowodowane wybuchem, przez co straciłam kontrolę nad równowagą i wylatując zahaczyłam nogą o wystający skrawek szkła. Nie zerkając na ranę mogę stwierdzić, że jest głęboka i idzie od kolana w dół aż do stopy.

Lądując na ziemi zasyczałam z bólu.

Od razu podbiegła do mnie matka chłopca, która go wzięła i podziękowała mi.

- Biedronsiu! Zobacz kogo złapałem! - usłyszałam Kota i zauważyłam go obok związanego przestępcy.

- Dobra robota Kocie.

Mój towarzysz podszedł do Blazeman'a i kotaklizmem zepsuł jego wisiorek, z którego wyleciała akuma.

Złapałam ją w swoje Jojo i oczyściłam.

- Niezwykła Biedronka! - wrzuciłam Laser w górę, który o dziwo sam pojawił się w mojej ręce.

Myślałam, że wszystko zniknie, ale na ulicach leżały nieżyjącego osoby.

Obok nas pojawili się reporterzy. Piekielnie bolała mnie rana, całe szczęście, że materiał naszego stroju się zrasta, bo inaczej zrobiłabym czerwoną ścieżkę z krwi i sensacje dla Mediów.

- Biedronko. Pierwszy raz na twojej służbie zginęli ludzie. Jak się z tym czujesz?

- Biedronka nie uratowała mieszkańców Paryża. Wielu umarło.

- Czy to koniec Fanów Biedronki?

- Czarny Kot sam złapał zakumanizowanego! Biedronka tylko oczyściła akumę!

Z moich oczu spłynęły łzy. Nie zwracając na nikogo uwagi użyłam Jojo i uciekłam.

Adrien

- Wiecie co?! To nie jest nasza wina! To nie wina Biedronki! Gdyby nie ona zginęłoby więcej ludzi. Ewakuowała wszystkich pomagając w tym rannym. Uratowała tego chłopca! - wskazałem na dziecko trzymane przez kobietę. - Zajęła się najpierw mieszkańcami, a powinna TYLKO łapać złoczyńców. A wy się tak odwdzięczacie! Jacy z was bohaterzy? Co?! Nigdy sami nic nie zrobicie. Gdzie byli strażacy? Gdzie są karetki? Marni z was Paryżanie!

Po moich słowach wróciłem do domu. Jak oni mogli to powiedzieć?! Co za ludzie! Biedronka im pomaga, a oni jeszcze mają do niej pretensje. Będę musiał z nią pogadać, ale nie dzisiaj. I tak jej nie znajdę.

Siema ludzioki, rozdziały będą krótsze :D. No ale co poradzić, gdy się czasu ni ma. Teraz moim celem jest skończyć tę książkę, a potem zajmę się...
|
|
|

Jupijej, co nie?!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top