IV. Inna perspektywa sytuacji

Bill P.O.V

"Ten człowiek? Jest tutaj? Coś mi każe iść. Czuję, jak mnie wzywa. Nie, nie on, a ktoś inny..."

Wracałem do pokoju sosenki. Czułem, że muszę to zrobić, więc przerwałem moją dotychczasową pracę.

Kiedy byłem nieopodal mojego gabinetu, przez ułamek sekundy miałem wrażenie, że drzwi się zamykają. Zignorowałem to, ponieważ jeśli ktoś tam jest, to żywy stamtąd nie wyjdzie.

Po paru nie wyczuwalnych dla mnie chwilach znalazłem się pod drzwiami prowadzącymi do pokoju, w którym znajduje się sosenka. Wyciągnąłem z kieszeni klucz, aby zauważyć, że drzwi zostały już wcześniej otwarte, a osoba, która stamtąd wyszła, zostawiła je uchylone. Bez namysłu wszedłem do pomieszczenia.

W środku, zamiast sosenki, zauważyłem bałagan. Książki były rzucone na podłogę, a szafa była otwarta na oścież. Ubrania leżały w nieładzie na podłodze oraz łóżku. Niewiele już myśląc, poszedłem w pewną stronę. W tym momencie zacząłem tracić cierpliwość.

Gdy z powrotem stanąłem pod moim gabinetem, już przez drzwi mogłem usłyszeć szmery wydawane przez osobę w środku. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, idąc powolnym krokiem w stronę biurka.

- Wiem, że tu jesteś - powiedziałem przez prawie zaciśnięte ze złości zęby - lepiej wyjdź, nim bardziej się rozłoszczę, sosenko.

Widziałem, że sosenka siedzi pod biurkiem. Słyszałem jego nierówny oddech, spowodowany strachem, jaki w nim wywoływałem. Tracąc już całkowicie resztki cierpliwości, pstryknąłem palcami, rzucając zaklęcie na sosenkę. Gdy tylko to zrobiłem, sosenka grzecznie wyszła spod biurka. Kiedy w końcu stał przede mną, zdjąłem z niego wcześniej rzucony urok. Patrzył na mnie przerażony, lecz mnie to nie obchodziło.

- Co ty tu robisz? - zapytałem, ale nie odpowiedział. - Zapytam jeszcze raz: co ty tu robisz?! - W tym momencie nie wytrzymałem ze złości i sprawiłem, że obroża, którą sosenka miał na szyi, zaczęła się zaciskać mocniej z każdą sekundą.

Zauważyłem, że przez brak powietrza zaczął się lekko chwiać. Chwyciłem go więc za sweter i przyciągnąłem do siebie. Niestety nie zważyłem na to, jak blisko będą nasze twarze. Lecz nie mogłem pokazać zawahania i dalej stałem w jednej pozycji.

- Próbowałem być miły - wysyczałem mu w twarz - ale widzę, że sosenka lubi sprawiać kłopoty. - Złość jeszcze bardziej zaczęła we mnie narastać.

Teleportowałem nas do starej piwnicy, rzucając nim o ziemię. Mogłem zauważyć, jak powoli traci kontakt z rzeczywistością przez utrudniony dostęp do powietrza. Żeby mi tutaj nie umarł, magią rozluźniłem ścisk obroży. Dałem mu chwilę, aby mógł pooddychać, by zaraz potem kopnąć go w brzuch. Sosenka zaczął wić się na podłodze z bólu, jaki mu zadałem.

- Mam nadzieję, że spodoba ci się twój nowy pokój - nie obchodziło mnie, czy mnie słucha, czy zbyt mocno przejął się bólem - bo zostaniesz tu przez długi czas.

Po tych słowach wyszedłem, a drzwi zamknąłem na klucz. Chcąc się uspokoić, postanowiłem przejść się po posiadłości i przy okazji sprawdzić, co sosenka mogła zobaczyć, będąc w moim biurze.

Dipper P.O.V

"...znaleźli nas..." Kto nas znalazł? Mnie i ciebie? Ale jestem tu sam.

Otworzyłem oczy, aby zrozumieć, że koszmar, który przeżywałem, nie był snem, a rzeczywistością. Wszystko było tu i teraz, nie było to halucynacją. Podniosłem się z twardego materaca i poszedłem do drzwi. Ból, który odczuwałem tak niedawno, znikł jak złe wspomnienie. Przyłożyłem ucho do drzwi, by nasłuchiwać możliwej osoby po drugiej stronie. Po paru sekundach zrozumiałem, iż jestem sam.

Wtedy usiadłem na ziemi, dając moim emocjom ujście z ciała. W końcu mogłem choć na chwilę pozbyć się strachu. Oparłem się o ścianę i przez chwilę mogłem poczuć ten spokój, jaki czułem w nocy przed całym zajściem.

Wszystkie uczucia znów się pojawiły. To samo uczucie zimna, to samo uczucie niepewności co do tego, co stanie się dalej.

Nim się zorientowałem, poczułem, jak po moich policzkach spływają łzy niczym krople deszczu. Moje ciało przeszły ciarki przez zimno, jakie tutaj władało, jak i przez same wspomnienia.

By nieco zmniejszyć dreszcze, przytuliłem do siebie kolana. Zamknąłem oczy, pozwalając myślom krążyć w moim umyśle. Wszystkie przelatywały jak szalone, ale żadna nie trwała na tyle długo, bym mógł zrozumieć, czego dotyczy.

Tak bardzo byłem w nich pogrążony, że nie usłyszałem kroków zbliżających się do miejsca mojego pobytu. Zorientowałem się o dźwięku innym od ciszy dopiero, gdy drzwi zostały otwarte. Byłem w takim miejscu, że drzwi zasłoniły zarówno mnie, jak i osobę, która postanowiła tu przyjść.

[690 słów]
Nie wiem co się tutaj dzieje. Wróciłem do tej książki po roku i uznałem, że opublikuję to co miałem. Zobaczymy jak to się potoczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top