Rozdział 7

Lea

Tu spoczywa Thomas Rose, niech anioły zaprowadzą Cię do nieba

Posmutniałam czytając epitafium, zginął tak nagle i brutalnie. Właśnie dowiedziałam się, że nigdy nie znałam ojca, nikt mi o nim nie będzie w stanie nic powiedzieć miałam 6 lat, gdy zginął. Na myśl o tym poczułam gulę w gardle i posmutniałam. Nawet nie zdziwiło mnie to, że przed chwilą ziemia zmieniła się w cmentarz, ciężko było mnie zdziwić po ostatnich przeżyciach jakich doświadczyłam. Luis objął mnie mocno w pasie, nie wiem co bym zrobiła bez jego wsparcia. Odwróciłam się do niego i wtuliłam tak mocno jak jeszcze nigdy, miałam wrażenie, iż mimo bycia dla niego niezwykle cenną zdobyczą kocha mnie i nie pozwoli, aby stała mi się krzywda. 

Każde dobre momenty kiedyś się kończą, nawet jeśli trwają jak w moim przypadku ułamki sekund. Czułam za plecami, że ktoś, albo coś wylądowało kilka centymetrów za mną. Nie chciałam się odwracać, nie teraz, jak czułam się bezpieczna.

-Czego chcecie- warknął nerwowo Luis i mocniej mnie objął

-Chcemy porozmawiać z Leą - odpowiedziały melodyjnym chórkiem istoty

Nie miałam ochoty robić czegokolwiek, dowiedziałam się, iż nie dość, że moim chłopakiem jest demon, który pośrednio miał do czynienia ze śmiercią moich rodziców, to w dodatku właśnie znalazłam grób mojego ojca. Miałam sześć lat jak zginął, żadnej rodziny prócz niego, od razu zabrano mnie do domu dziecka, nawet nie miałam szansy się z nim pożegnać, ani przez ponad jedenaście lat odwiedzić jego grobu. Gula w gardle była niemalże nie do przełknięcia, cała się trzęsłam, zaczęło mi się robić zimno i chciałam tylko wrócić do domu.

-Kochanie, musisz to zobaczyć - zwrócił się do mnie Luis 

Bardzo wolno odwróciłam się w stronę istot, które chciały ze mną porozmawiać.

Nie mogłam uwierzyć, że przede mną stały te same dziewczyny, które spotkałam podczas wyjazdu na obóz, zaraz po rozpoczęciu szkoły. Ich obecność nie była przypadkowa. Teraz wiedziałam, że są aniołami, nie tylko widziałam ich skrzydła, które dla przeciętnego człowieka są niezauważalne, bo mają grubość dużo mniejszą od milimetra, widziałam także ich niesamowity, wręcz niebiański blask. Myślę, że Luis dałby spokój z proszeniem mnie o to bym zwróciła na nie uwagę, gdyby nie fakt, że środkowa dziewczyna, która była najprawdopodobniej najwyżej rangą, trzymała w dłoni naszyjnik, mój naszyjnik, w którym zaklęty jest Argon. 

-Wiemy, że zależy tobie na tym - spojrzała z pogardą w stronę Luisa- demonie. Chcemy prosić Ciebie o jedno, zanim oddamy tobie naszyjnik i już pewnie nigdy nas nie zobaczysz.

-Czego chcecie? - zapytałam zniecierpliwiona, aby odzyskać Argona

-Musisz zabić Lucyfera- odparła dziewczyna po lewej stronie przywódczyni

-Prosicie mnie o coś, czego nie potrafię uczynić, jestem hybrydą, nie maszyną do zabijania- odparłam, wiedząc, że prawdopodobieństwo odzyskania Argona topnieje z sekundy na sekundę.

-Leo, jesteś hybrydą ostatniego na świecie archanioła, który zdołał uciec Lucyferowi i anielicy, nigdy nie byłaś hybrydą demona, przejęłaś te zdolności, bo twoja matka została upadłym aniołem.

Byłam w mocnym szoku, to znaczy, że mogłam pokonać samego diabła. Spojrzałam na Luisa, był w równie dużym szoku co ja.

-Czyli jestem w stanie pokonać - zrobiłam pauzę i ściszyłam głos- samego diabła. 

-Jesteś w stanie, niebo jest po twojej stronie - odparła uśmiechając się przywódczyni grupy aniołów. 

-Jak mam to zrobić? - zapytałam, podczas gdy anielica oddawała mi naszyjnik

-Nikt tego nie wie, ty musisz znaleźć sposób, jesteś w stanie to zrobić, ponieważ masz nienadszarpniętą duszę - anielice mówiąc to zaczęły powoli znikać

-Co to znaczy? Nienadszarpnięta dusza? Gdzie mam szukać odpowiedzi? - pytałam istot, gdy już ich nie widziałam, ale czułam ich obecność.

Nic nie odpowiedziały, Luis patrzył na mnie tak jakbym stała przed nim nago.

-A tobie co? - oburzona spytałam się chłopaka

-Lea, skarbie jesteś najpiękniejszą istotą jaką w życiu widziałem - mówił to z tak dużym pożądaniem i fascynacją w głosie, że aż spojrzałam na siebie, czy aby na pewno nie zrobił jakiś czarów i nie stoję naga na cmentarzu.

Wtedy dostrzegłam cieniutkie skrzydła, w dotyku były niczym najdelikatniejszy puch, dotykałam ich z niezwykłą delikatnością, będąc w dużym szoku. Były złote, miałam złote skrzydła!

-Matko najświętsza Luis, jak ja mam je zdjąć? Przecież nie mogę tak paradować po mieście to są jakieś jaja!

-Lea- zbliżył się do mnie Luis i pocałował mnie w czoło, czym trochę mnie uspokoił

-Kochanie proszę powiedz czy wiesz czym jestem? kim jestem? Co znaczy, że mam nienadszarpniętą duszę?- nie dawałam mu dojść do słowa

-Masz nienadszarpniętą duszę, bo jesteś istotą, która nigdy nie zrobiła krzywdy drugiej osobie, a nawet istocie. Jesteś wyjątkowa, nie czułaś nigdy pychy, nikomu nie życzyłaś źle. Teraz jesteś potężniejsza od samego diabła, jesteś najpotężniejszą osobą na świecie.

-Bóg jest potężniejszy - odparłam z uśmiechem w stronę Luisa

-Bóg nie miesza się w te sprawy, odkąd powstało piekło.

-On cię nie wesprze, ale z pewnością wie jak pokonać Lucyfera, ale za Mefistotelesa nie wiem jak dostać się do nieba, jestem demonem, ale - spojrzał na moje skrzydła - może one nam pomogą?

***

Po kilku godzinach wróciłam z Argonem swoim samochodem, znaczy on prowadził i robił wszystko by odsunąć ode mnie myśli poprzednich paru godzin. Skrzydła zniknęły, gdy tylko pomyślałam, że chce aby zniknęły. Chociaż jedna rzecz była prosta. Naszyjnik trzymałam kurczowo w dłoni, aż zostawił odciśnięte ślady.

-Lea, proszę, wiem ile Argon dla ciebie znaczył, ale poluźni trochę uścisk, zrobisz sobie krzywdę, odkryjemy, jak uratować jego duszę- uspokajał mnie Luis

-Luis, gdzie on jest? Czy to możliwe, jak uratujemy jego duszę, to odzyskamy go również fizycznie?

- Mam nadzieję kochanie, ale nie wiem czy to się uda - Czułam w jego głosie, że też cierpi z powodu braku przyjaciela.

Byłam wycieńczona, Luis zresztą też. Rodziców nie było w domu, pewnie dostali pilne wezwanie i pojechali. Sprawdziłam telefon, ale prócz dwóch nieodebranych połączeń od Giriam i jednego sms ,,Pojechaliśmy na nocny dyżur, baw się dobrze" dostałam również sms od zastrzeżonego numeru ,,Nie ufaj tym, których kochasz", bardzo zaniepokoiła mnie treść, ale postanowiłam usunąć wiadomość i z uśmiechem odwróciłam się do chłopaka.

-Rodzice wrócą późno, więc możemy się trochę zabawić- Chciałam, aby nic nie podejrzewał, a po wypowiedzeniu tego zdania nie musiałam długo czekać na jego reakcje, chociaż byłam nieco zmęczona, jego obecność dodawała mi energii.

-Od kiedy ujrzałem twoje skrzydła, chciałem wiedzieć w jakich celach można ich użyć - uśmiechnął się szelmowsko i chwycił mnie za pośladki

-Skrzydła budzą w tobie zwierzęce odruchy - podsumowałam i wpiłam się w jego pełne usta

Luis bez wahania oddał pocałunek i naprzemiennie z całowaniem mnie po karku i ustach zaczął mnie rozbierać

-Kochanie- oderwałam się od niego i powiedziałam cicho- sypialnia.

W mgnieniu oka leżałam naga na moim łóżku, a Luis dołączył do mnie. Gdy zdjął bokserki żałowałam, że częściej nie chodzi nago. Podparłam się na łokciach i zmierzyłam go wzrokiem.

-Na co się tak patrzysz?- zapytał zdezorientowany

-Ty też jesteś piękny - mówiąc to przegryzłam wargę

Luis całował mnie z taką zachłannością, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek, wchodził we mnie brutalnie, wręcz zwierzęco, jego dłonie błądziły po każdym centymetrze mojego ciała, nie przerywał pocałunków, mój język wygrał walkę o dominację. Teraz to ja nadawałam tępo, on leżał na plecach i poddawał się moim rozkazom. Będąc w zupełnie innym świecie straciłam rachubę czasu, każde wydarzenie było odsunięte do innej rzeczywistości. Liczyły się tylko nasze rozpalone ciała  w bezbłędnej harmonii.

-To był najlepszy seks w moim życiu- odparł Luis leżąc koło mnie i ledwo oddychając ze zmęczenia 

-Nie tylko w twoim życiu - uśmiechnęłam się do niego, a on objął mnie i przytulił do siebie.

***

Za nami rozdział pisany wyłącznie z perspektywy Lei, dajcie znać jak się podobał i do następnego ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top