Zagubiony w Rosji v2
Victor z uśmiechem wrócił do mieszkania, chcąc otworzyć drzwi.
Zamknięte.
Nadal uśmiechnięty pomyślał, że Yuuri się zamknął albo jeszcze nie wrócił ze spaceru.
Otworzył sobie własnymi kluczami i wszedł do środka.
Nikiforov zrobił obiad.
Nadal czekał i czekał, aleee...
W końcu nie wytrzymał. Co może trwać tak długo?!
Ostatnio Yuuri skarcił go za panikowanie, gdy Japończyk spóźnił się do domu o dziesięć minut.
Ale chyba nie obrazi się, jeśli Victor raz zadzwoni? Niby po pretekstem zapytania o zakupy, o. Dobry pomysł.
Rosjanin ucieszony swoją wymówką sięgnął po telefon i wybrał numer do narzeczonego.
Yuuri się nie obrazi jeśli zadzwoni do niego jeden raz...
Po usłyszeniu sygnału, zostaw wiadomość.
...lub dwa.
Viktor odetchnął, próbując się uspokoić.
Na pewno po prostu nie słyszy.
Ten numer aktualnie jest niedostępny.
Łyżwiarz poczekał parę minut, po czym wykonał kilka (naście) kolejnych połączeń.
Na nic.
Serce Nikiforova zaczęło bić szybciej a on sam poczuł na plecach zimny pot.
Rosja to niebezpieczny kraj, zwłaszcza dla takiego chłopaka jak Yuuri!
Obcokrajowiec o uroczym wyglądzie!
Tyle rzeczy mogło się stać. Pobicie, rabunek, zabójstwo, gwałt, wypadek samochodowy...
Victor szybko ubrał buty i nie zakładając kurtki wypadł z mieszkania.
Nie miał pojęcia gdzie mógł pójść Yuuri z Makką.
Najpierw szukał w obrębie osiedla, potem pobiegł na most i rozglądał się po plaży.
Przestrząsnął najbliższy park.
Gdzie może iść obcokrajowiec z psem?
A może Makkachain go prowadził? Yuuri łatwo wpadał w stan zamyślenia, mógł iść w letargu, ciągnięty przez psa.
Może Petersburg nie był największym miastem świata, ale nie oszukujmy się.
Katsuki mógł być praktycznie wszędzie.
W końcu zdyszany Viktor usiadł na ławce.
Głowa bolała go od nadmiaru myśli i przypuszczeń. Emocje wręcz szalały, więc dał im upust przez oczy.
Łzy rozmazały mu widok na Google Maps.
Nikiforov zaszlochał z bezsilności, jak dziecko które zgubi mamę gdzieś w galerii.
Wie, że mama musi być niedaleko, w jednym ze sklepów ale i tak płacze.
Mimo to, łzy nie mogły mu przeszkodzić w zauważeniu przychodzącego połączenia od Jurija.
Zdziwiony, bo ten kociak nigdy do niego nie dzwonił, odebrał.
- Halo? - zapytał drżącym głosem.
- Łysolu, twój wieprz się tu zaplątał. - powiedział Yurio.
- Naprawdę?! Bogu dzięki! Szukam go od dwóch godzin! - Viktor wstał z ławki i pobiegł na przystanek, na najbliższy autobus, który się zatrzymywał przy osiedlu nastolatka.
Miał wielki uśmiech na twarzy, bo jego narzeczony był bezpieczny. Tylko to się liczyło.
Zaraz i znalazł się w objęciach Yuuriego.
Jurijowi podziękuje później.
Teraz musiał się nacieszyć swoim skarbem. Podniósł Yuuriego i ucałował każdy jego policzek - Tak się cieszę, że jesteś ze mną.
- Przepraszam, telefon mi się rozładował i...
- Cicho. Po prostu chodźmy już. - Viktor stanowczo położył mu palec na ustach. Rosjanin był spocony i zmarźnięty, chciał do domu.
Rozumiejący wiele Yuuri kiwnął głową i wziął go za rękę.
Podążali razem przez park, tak piękny w środku jesieni.
Mieniące się kolory liści, żółty, czerwony, zielony, brązowy...
Wszystkie tak piękne a jednak najpiękniejszy był tylko jeden widok.
Wszystkie wodospady, góry, kwiaty i drzewa jesienią były niczym przy Yuurim, według Viktora.
Gdy tak szedł obok niego i widział wstyd w jego wielkich, sarnich oczach. Płochliwa łania, uciekająca ścieżką z szeleszczących liści.
Był taki piękny i dobry, serce czuło tak wiele.
Jesienny deszczyk, który ich zmoczył był naprawdę śliczny.
Ale był niczym w porównaniu do oczu Viktora, zdaniem Yuuriego.
Najpiękniejszy widok w jesień to początek deszczu, gdy krople spadające z nieba spływają po kolorowych liściach.
Bo te brązowe listki i niebieski deszcz idealnie do siebie pasują.
Bo taka jest jesień, złota nie ma bez wielu innych barw. Bo gdyby nie było innych kolorów, złoty wydawałby się nam zwykły.
A złoto jest niezwykłe - pomyślał Viktor, widząc jak serce Yuuriego jest bolesne zżerane przez wyrzuty sumienia.
Wolał przelać jego troski na siebie.
- Hej. - trącił go w ramię łokciem, obserwując znad mokrej grzywki. - Masz. - wręczył mu kasztana, podniesionego uprzednio z ziemi.
- Co to? - zdziwił się początkowo Katsuki, unosząc brwii tak ślicznie po swojemu. Jak jesień miała swoje cechy i prawa, tak i Yuuri miał te swoje yuuriowe szczegóły, tworzące go wyjątkowym.
- Moje serce.
Pozwólmy sobie na to: awwww.
666 słów.
Bluemiss_96 I jej radosna jesień, poniekąd chyba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top