Piasek jest irytujący
W życiu prawie każdego człowieka, nawet łyżwiarzy przychodzi moment, gdy trzeba odszukać letnie ciuchy i kąpielówy, zapłacić za przegląd auta i spakować walizki.
- Mała przerwa nam nie zaszkodzi. - powtarzał Yuuri, chcąc przekonać chyba samego siebie. Jego narzeczony cierpliwie kiwał głową. - Nic się też nie stanie jak zjem sobie jednego czy dwa lody...
Viktor parsknął śmiechem.
- Teraz się przejmujesz dietą? A kto ostatnio zjadł całą czekoladę? - rzucił prześmiewczo, ale szybko oprzytomniał widząc TĄ minę.
Wzrok powoli wędrujący do ziemi, zaciskające się usta i czerwieniejące się policzki. - Hej, nie to miałem na myśli. Jesteś bardzo szczupły, Yuuri. Przepraszam, ten żart był głupi. - Viktor pogłaskał go po ramieniu, po czym wpadł mu do głowy jeszcze głupszy żart. - Poza tym możemy zrobić inne lody... - zamruczał.
- Viktor...! - sapnął szczerze oburzony Japończyk. - Jesteś... - poszukał w głowie odpowiedniego słowa - sprośny. - dokończył.
***
Nikiforov jechał już długo. Na tyle długo, że Yuuri poszedł spać na tyłach samochodu. Przekroczyli granicę.
Po jakimś czasie zatrzymała go policja.
- Dzień dobry, poproszę dowód osobisty i prawo jazdy. - powiedział zaraz po o tworzeniu przez Victora szyby.
Łyżwiarz niechętnie westchnął i podał mu dokumenty. - Mhm. W porządku, a...le. - policjant spojrzał przez ramię Nikiforova. - Chwilkę. Czy pan przewozi zwłoki?! - zawołał.
Viktor odetchnął głęboko, próbując nie wyśmiać policjanta. - Nie? To mój narzeczony.
- Przyznaje się pan do morderstwa narzeczonego?! - może niepozorozimienie wynikało z różnic językowo-akcentowych, ale trzeba przyznać że mężczyzna nie grzeszył mądrością.
Siwowłosy przybrał spokojny wyraz twarzy - Nie. On sobie po prostu śpi.
- To czemu się nie budzi?
"Dobre pytanie" pomyślał Viktor, patrząc na Japończyka.
- Proszę natychmiast opuścić pojazd i podnieść ręce do góry! - krzyknął stróż prawa, zadowolony, że złapał "mordercę". Awans gwarantowany!
Nikiforov zdjął okulary przeciwsłoneczne i spojrzał z politowaniem na policjanta, po czym powoli wysiadł z samochodu. - Mogę panu udowodnić, że mój narzeczony żyje, po prostu to obudzę, dobrze?
- No dobrze.
Viktor otworzył drzwi od tylnej części auta i przysiadł na wolnym skrawku fotela. - Yuuri, wstajemy. - powiedział łagodnie. Nic. - Yuuri, wstawaj. Yuuri... - potrząsnął go za ramię. I nic, zero reakcji. Wtedy Viktor naprawdę zaczął się martwić. - Yuuri!
- Nie żyje! - obwieścił policjant.
- Oh, zamknij się! - odkrzyknął mu zdenerwowany Viktor, tonem level Yurio. Dlaczego Katsuki się nie budzi? - Yuuri, wstań! Obudź się...Chyba trzeba wezwać karetkę... Na wszystkie katsudony świata...
- Co katsudon? - wymruczał Japończyk powoli otwierając zaspane oczy.
Viktor złapał się za serce, prawie umierając. - Yuuri...! - krzyknął, ale tym razem z pretensją.
***
W aucie panowała cisza. Yuuri nieśmiało spoglądał to na swoje stopy, to na prowadzącego Viktora.
Był zły.
- Przepraszam... - szepnął cicho.
Z zestresowanego Rosjanina wreszcie zeszło powietrze.
- Nie jestem na Ciebie zły, po prostu się zdenerowowałem. Serio się bałem, że udusił Cię pas czy coś... jak to możliwie, że się nie obudziłeś? Nie rób tak więcej, proszę cię... - mruknął łagodnie, całując go w czubek głowy.
***
W końcu (Viktorowi prawie się odechciało po tym wszystkim) nadszedł ten moment, gdy wreszcie zobaczyli radośnie żółty piasek i uspokajające fale.
Yuuri rozłożył koc i zdjął koszulkę, próbując wynagrodzić Viktorowi ten cały stres, więc ucałował go w policzek. Na plaży byli praktycznie sami.
Chwilę potem, Viktor jak to Viktor już chciał się bawić i wraz z Makkchainem (który całą aferę grzecznie prze[sz]czekał) popędził do wody z piłką.
- Viktor, daj się chociaż nasmarować! - zawołał za nim Katsuki.
- Yuuri, chodź zbudujemy zamek z piasku! - serduszkowy uśmiech mógł rozpuścić każde serce.
Ale Yuuri zdążył się już nieco uodpornić, co nie oznacza że nie umierał od nadmiaru cukru za każdym razem, gdy Viktor tak robił.
- Nie lubię piasku. - wyznał. Jego narzeczony podbiegł już do niego, więc dodał nieco ciszej - wszędzie się dostaje. Zwłaszcza do spodenek.
Viktor chwilę się zamyślił, wysilając swój genialny umysł.
- Mam pomysł. - powiedział w końcu. - To je zdejmij! - zawołał radośnie, po czym pewnie chwycił gumkę od spodenek ukochanego i opuścił je do kostek.
Wszyscy żeglarze na morzu mogli usłyszeć oburzony wrzask Yuuriego.
A potem śmiech Viktora.
I ewentualnie dźwięki pocałunków, ale te raczej nie są aż tak głodne.
Kilka dni potem
- Auć. - syknął Viktor, czując jak łzy zbierają mu się w oczach, gdy Yuuri zaczął smarować pantenolem jego czerwone ramię. - Boli! - zamarudził.
- Było mi się dość nasmarować na tej plaży.
Morał: dzieci,używajcie kremu z filtrem. Flilrtem...F.. dobra nie umiem, nieważne.
Miłych wakacji!
Jak się podoba ten wakacyjny shot?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top