9|9
Horror
Właśnie siedzimy przy naszym ukochanym drzewie. Czekamy za Errorem i Dust'em, którzy poszli po coś tam porozmawiać. Cross podpiera drzewo mając na sobie luźne ciuszki, jak na imprezę. Killer ostrzy kawałek drewna swoim nożem, a Nightmare z uśmiechem przegląda telefon. Ja natomiast zwisam z gałęzi będąc do góry nogami.
Jeszcze kilka godzin temu grałem z Errorem w szachy. Rzecz jasna wygrałem, więc jego fotel przez cały tydzień należy do mnie. Ochrona, przed Dust'em jest.
─ Już jesteśmy ─ podciągnąłem się i zeskoczyłem z drzewa prawie wybuchając śmiechem na widok mojego zgliczowanego przyjaciela.
─ Co ty masz na sobie?! ─ prawie, że krzyknąłem ze śmiechu. Error ubrany był w granatowy garnitur, a na łbie miał fedorę białego koloru.
─ Oszczędź mi wstydu... ─ zakryłem sobie usta, by się nie śmiać.
─ Error jest rozpoznawalny, przez niektóre osoby dlatego ma to nosić ─ westchnął szef chowając swój telefon i wstając.
─ A Cross nie jest? ─ Killer podszedł do nas. Kątem oka dostrzegłem Dust'a nawet nie patrzącego w moją stronę. Dziwne...
─ Nie. Cross'a jeszcze nigdy nikt nie widział dlatego to on zajmie się Ink'iem i Dream'em. Error weźmie na siebie najbardziej naiwną osobę czyli Blueberry'ego ─ Error założył na siebie ciemne okulary z przyklejoną taśmą dwustronną, jakoś to się trzymać musi.
─ No to wio! ─ Cross podszedł do naszego błędu.
─ Macie się nie rozdzielać na zbyt dużą odległość. Jakby coś nie poszło zgodnie z planem Error teleportujesz się tu z Cross'em ─ albo mi się wydaje, albo mówi takie rzeczy tylko gdy jest Cross...
─ Okej. Gotowy? ─ nasi przegrani spojrzeli po sobie.
─ Tak... ─ krótko i na temat, typowy Cross.
─ I jeszcze jedno. Macie się nie upijać ─ szef to dosłownie wysyczał z gardła.
─ Tego nie było w zasadach Nightmare ─ Error się uśmiechnął i zniknął, wraz z jasno ubranym szkieletem. No to teraz pozostaje nam czekanie...
Error
Wraz z Cross'em pojawiliśmy się kilkanaście metrów od naszego celu. W głowie nadal mam słowa Dust'a, sprzed pięciu minut. Dlaczego to ja mam rozmawiać na takie tematy?
─ Ym... Cross? ─ zaczęliśmy iść w stronę baru. Szczerze bardziej powiedziałbym, że to klub, aniżeli jakiś nędzny bar...
─ Hmm? ─ Cross spojrzał na mnie zdziwiony. Pewnie nie spodziewał się, że będę chciał z nim rozmawiać.
─ Czy szef cie wykorzystuje? ─ po co mam owijać w bawełnę?
─ C-Co..? Nie! Znaczy... Ja... Nie... ─ coś jest na rzeczy.. Cross nigdy nie krzyknął z tak wystraszonym wyrazem twarzy.
─ Czyli tak... ─ czyli to on się zajmował szefem, kiedy byliśmy z Horror'em w gabinecie... Zaraz... To oznacza, że Cross nosił te przebranie kotka? Nie wiedząc czemu zacząłem to sobie wyobrażać patrząc na mojego towarzysza spaceru. Nie! Przestań! Myśl o czymś innym... Może o... Tak! Czekolada w kostiumie kotka! Dokładnie... Heh...
─ On mnie nie wykorzystuje... Po prostu... Jesteśmy parą... ─ prawie go nie dosłyszałem. Ale zaraz...
─ Co? ─ nawet nie zauważyłem, że doszliśmy na miejsce.
─ To co powiedziałem... Jesteśmy parą... A teraz chodźmy wykonać naszą misję... ─ wszedł do środka nawet na mnie nie czekając.
Nie spodziewałem się, że ta dwójka byłaby ze sobą, ale cóż miłość nie sługa. Poprawiłem moją zajebistą fedorę i wszedłem do środka. Dziwne, że nie ma żadnego strażnika przy wejściu. Rozejrzałem się. Było bardzo ciemno, jedyne światła jakie tu były to różnokolorowe poruszające się po całym wielkim pomieszczeniu. Najgorsze w tym wszystkim jest, że nigdzie nie mogę znaleźć Cross'a...
***
Przepraszam, że wczoraj nic
nie było, ale cały dzień rysowałam
i oglądałam YT.
Weny też wczoraj nie miałam,
ale dzisiaj jest! I to się liczy, nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top