79|79

Error

Czułem ogromny ból w duszy, ale to tylko sprawiało, że moja nienawiść do Ink'a rosła z każdą sekundą, a ataki stawały się mocniejsze i potężniejsze. 

— Dlaczego do cholery?! — wykrzyczałem odrywając jedną z kończyn szkieleta, jednak ten natychmiast ją odnowił.

— Ty nie rozumiesz! — zacisnął dłonie — To dla dobra nas wszystkich! — 

— Pieprzysz! — chciałem wykonać kolejny atak, ale tym razem uniemożliwił mi to kolejny wrzask. Moja dusza jakby zatrzymała się. Odwróciłem się, a moje oczy spotkały się z rozpadającym ciałem mojego brata. 

Cross

Po moich policzkach spływały łzy. Nie umiałem ich powstrzymać. Chciałem pomóc reszcie, ale Przez Nightmare'a nie byłem w stanie. Co chwila krzyczałem do Ink'a, ale ten nie słuchał. 

— Zakończ to wszystko — spojrzałem na czarną mgłę formującą się w szkieleta.

— Tak szefie... — mimo uścisku Night'a przyzwałem blaster'a celując prosto w Bill'a.

— Cross ni-! — Ink nie dokończył bo go zaatakowałem. 

Przez ułamek sekundy myślałem nawet, że ten pomiot zdechł, jednak myliłem się.

— Tak chcesz się bawić Puszku? — zaśmiał się i nagle pojawił przed nami. W ostatniej chwili Nightmare nas odsunął.

— Spierdalaj jebańcu... — wstałem korzystając z nie trzymania mnie — Cross wracaj tu! — odsunąłem się najdalej jak tylko mogłem, a Bill tuż za mną. 

— Nie uciekaj Puszku. Myślałem, że jesteś mniejszym tchórzem — przede mną pojawił się dziwny stwór. Przyzwałem mój nóż i rozciąłem go w pół.

— Cross przestań! — Ink zjawił się za mną i objął. Sam nie wiem czy chciałem czuć jego dotyk czy też nie...

— Zabijają naszych przyjaciół, a ty im w tym pomagasz! — odwróciłem się, by spojrzeć mu w oczy.

— T-ty nie rozumiesz! Jeśli to wszystko się uda będziesz szczęśliwy! My będziemy szczęśliwi! — dotknął mojego policzka. Niewiele myśląc uderzyłem go i powaliłem na ziemię — Crossy... Zaufaj mi... — posmutniał, ale nie obchodziło mnie to.

— Nie umiem... — wyszeptałem przykładając nóż w miejsce gdzie powinna znaleźć się jego dusza. 

— Crossy... — nim zdążyłem jakkolwiek zareagować podciął mnie przez co znów wylądowałem na ziemi.

Nightmare

Odciągnąłem tego żółtego zasrańca najdalej jak tylko mogłem. Error zajął się uwolnieniem reszty, a Cross Ink'iem... Mi został ten popapraniec... Niestety, ale przez tamtą dziwną trutkę nie mogę w pełni korzystać z moich umiejętności... Jednak nadal mam tyle siły, że go pokonam. 

— Wystarczy przebić twoją duszę! — uśmiechnął się, a tuż obok pojawiły się dwa blastery. Uniknąłem ich i jak najszybciej podbiegłem, by po chwili przybić go do ściany.

— To za Killer'a... — wyszeptałem z całej siły uderzając go w czaszkę — To za Geno... — wyrwałem mu jedno z żeber na co krzyknął głośno i za pomocą jakiś swoich pionków wyrzucił mnie daleko. Wylądowałem z gracją uśmiechając się lekko — Coś nie tak? — jego wzrok mówił jedno, tylko jedno. Strach. Którym ja najzwyczajniej w świecie się pożywiłem wzbogacając się o nową siłę.

Error

— MAMO!!! — Goth nie przestawał wrzeszczeć. Reaper całkowicie odłączył się od rzeczywistości. A ja? Najzwyczajniej w świecie zacząłem płakać. Geno zginął. Nie ma go. Odszedł. Brat, którego odzyskałem po prostu znów odszedł.

— Error pomóż nam! — zacisnąłem dłonie i zniszczyłem każdą durną istotę która trzymała chociażby jednego z naszych. Muszę skupić się na tym by pokonać tego kto zabił mojego brata.

— Zabiłeś mamę! — nim zdążyłem zareagować Goth już biegł w stronę walczących ze sobą Nightmare'a i tego drugiego. Niewiele myśląc złapałem go i rzuciłem w drugą stronę sali. Nie pozwolę, by jedyne dziecko Geno zginęło. 

— Reaper zajmij się Goth'em! — wrzasnąłem na niego, ale nie zareagował. Patrzył jedynie pustym wzrokiem w miejsce gdzie chwile temu była jedna z najważniejszych osób w moim życiu.

— Error! — odwróciłem, ale nie zdążyłem obronić się przed atakiem ze strony jakiś dziwnych stworów. Upadłem na ziemię i już czułem widziałem własną śmierć, jednak obroniły mnie dwa szkielety.

— Razem z Horror'em, Dream'em i Blue zajmiemy się tymi potworami! Ty pomóż reszcie! — zacisnąłem dłonie i skinąłem głową.

— Zajeb tego który zabił Killer'a... — oboje mieli łzy w oczach, ale mimo to walczyli. Na żałobę przyjdzie czas później. Prawda?

Ink

On mnie nienawidzi. Mimo, że robię to dla nas. Dla niego...

— Cross pozwól mi się wytłumaczyć! — jego wzrok pełen odrazy wobec mnie. Ranił.

— Tłumaczyć?! Przez ciebie oni nie żyją Ink! — miał łzy w oczach. Tak jak ja.

— To dla naszego dobra! — odsunąłem się pozwalając mu wstać a gdy tylko to uczynił zbliżyłem się, by móc go objąć. Ale uciekł od mojego dotyku.

— Obchodzi mnie dobro wszystkich! A ty myślisz tylko o nas! — zacisnąłem dłoń.

— Nie na tym polega miłość?! — z daleka widziałem jak Error biegnie w stronę Bill'a — Wybacz, ale nie mogę cie stracić Cross. Bez względu na wszystko — niewiele myśląc prysnąłem w jego stronę farbą, jednak ten ją zgrabnie ominął.

— Miłością nie jest próba zabicia wszystkich na których mi zależy! — ...

— Miłością jest to, że chce byś po tym wszystkim pamiętał o mnie... — poczułem jak portal za mną zaczyna się odpalać.

— Blue!!! — kolejna dusza została przez niego pochłonięta. Blueberry... Dlaczego on..? 

— Zabijasz swoich przyjaciół Ink! Błagam przestań! — ...pamiętam jak wstąpił na komisariat z uśmiechem na twarzy...

— To nie jest szczęśliwe życie... Ale inne będzie lepsze Cross — wystarczy tylko doładować portal do końca... Tylko kilka dusz w tym pomieszczeniu. I będzie dobrze.

— J-jeśli nie przestaniesz... — w jego obu dłoniach pojawiły się noże — Po prostu cię zabije Ink... — łzy spływały mu po policzkach tak jak mi. Oboje patrzyliśmy na siebie. Byliśmy kochankami. Parą. A teraz? Czy naszym przeznaczeniem od zawsze była walka?

Bill

T-to przestało być zabawne. Ich ataki są zbyt ciężkie na moje. 

— Słyszałem, że lubiłeś się bawić... — obróciłem wzrok w bok, ale nim zdążyłem zareagować zostałem odepchnięty na drugi koniec sali — Czy przestałeś odczuwać radochę? — m-muszę coś wymyślić. Inaczej zginę! 

Rozejrzałem się unikając ataku macek. Ten cały Nightmare odzyskał już całkowicie siły! Niedobrze, niedobrze, NIEDOBRZE!

— Hate pomóż mi! — wrzasnąłem, ale mój szef dalej tylko obserwował wszystkich dookoła. Czyli tak to jest być zdradzonym..? N-naprawdę nieprzyjemne uczucie.

— Zdychaj! — odsunąłem się i ukryłem za jedną z wielu kolumn. Za pomocą magii stworzyłem kolejnego sprzymierzeńca. Chwilę im zajmie niż go załatwią. Teraz trzeba obmyślić plan awaryjny. 

Ruszyłem biegiem przed siebie omijając toczącą się walkę. Pozbyliśmy się tego niebieskiego. Zostało ich tak niewielu! Rozejrzałem się. To ten dzieciak... Bronił szkieleta w czarnej szacie. J-jeśli go dorwę... 

Goth

D-dlaczego t-to wszystko takie jest?! Dlaczego zabrali mamę?! 

— Tato! — zniszczyłem kolejnego z tych stworzeń i podbiegłem do taty — T-tato proszę! Potrzebuje cię! — tak bardzo. Jak nigdy! 

— On nie żyje Goth... — po moich policzkach kolejny raz spłynęły łzy.

— Wiem! I nie pozwolę im odebrać jeszcze ciebie! — odwróciłem się przybierając pozycję obroną i szykując kij który znalazłem na ziemi. Moja magia dalej nie wróciła, ale nie pozwolę by mój tata zginął! 

— Goth! — t-to wujek Error? 

W jednej chwili poczułem nagłe unoszenie się ku górze. 

— Nie pozwolę, bym zapomniał o tym wszystkim... Nawet jeśli będę musiał cie zabić! — ktoś mnie trzymał. Czułem ogromny ból w klatce piersiowej.

— Tato! — c-co jeśli mu coś zrobią?! — Zostaw mnie! — szarpałem się, ale ten tylko mocniej mnie ścisnął. 

— Zostaw go! — w-wujek...

Bill

Z-znowu ten glicz! Ale tym razem nie dam się nawet dotknąć!

— Jeśli się zbliżysz zabiję tego smarka! — zaprzestał swoich wcześniejszych działań a ja wróciłem obok Hate'a. Wielu dalej było zajętych walką, ale w tej chwili obchodziło mnie tylko jedno.

— Kiedy możemy odpalić to całe gówno?! — wrzasnąłem na niego.

— Kiedy odpowiednia ilość dusz zostanie przez nie pochłonięta — odpowiednia ilość?! Oddaliśmy tej walonej maszynie wszystkie dusze naszych pracowników! Każdego w tym budynku! I to nie wystarczy?! — Wracaj do walki. I zabijaj ich tylko tym — podał mi jeden z tych swoich badziewi. 

Dzieciak zaczął się szarpać. Chciałem go uciszyć raz na zawsze, ale wtedy dotarł do mnie ogromny ból kończyny.

— Mówił ci ktoś byś nie tykał dzieci..? — j-jakim cudem on chodzi..? 

Moja dusza została złapana i natychmiast zbliżona do osobnika.

— To ty zabiłeś mojego męża mam rację? — 

Nightmare

Reaper zajął się tym całym żółtkiem. I dobrze. 

— Error pomóż Cross'owi! — wierzę, że oboje sobie poradzą. Cross... jeśli wyjdziemy z tego cało obiecuję, że już nigdy nie podniosę na ciebie ręki. Zajmę się tym dzieckiem i wychowam jak dobry ojciec. Będę uczył dobra i radości. Tylko proszę przetrwaj...

Zacisnąłem dłonie i obróciłem w stronę Hate'a. Niewiele myśląc ruszyłem w jego stronę. Patrzył na mnie przez ten cały czas. Nawet gdy stanąłem tuż przed nim.

— Dlaczego? — spytałem a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

— Naprawdę muszę opowiadać historię raz jeszcze? — zaśmiał się, ale mi nie było do śmiechu. 

— Możemy od razu przejść do zakończenia TEJ historii — opanowała go poważna aura.

— Nie zabijesz mnie. Nie masz takiej możliwości. Jestem tylko kłębkiem dymu — zbliżył się do mnie — Poza tym... To co zamierzam zrobić powinno także pójść na twoją korzyść — ...

— Co masz na myśli? — 

— Urodziłeś się na tym świecie i jak gdyby nigdy nic dorastałeś. Jednak twoja prawdziwa wersja przeżyła naprawdę dużo cierpień... — o czym on gada? — Wiedziałeś, że tu gdzie jesteśmy nie jest prawdziwe? To tylko jedno z wielu uniwersum — uni...wersum? — A to do którego chce się udać jest oryginalna! To będzie wszechświat w którym naprawdę powstałem! — 

— A ja tak się składa, że chce należeć do tego świata. Więc po prostu się zamknij! — zaatakowałem go, ale tak jak się spodziewałem mój atak był bezskuteczny.

— Nawet jeśli ktoś tu zginie tam będzie żył — ...Killer... — Jednak straci wspomnienia z tego świata. Ale on już jest w prawdziwej rzeczywistości. Jest w swoim AU. Robi to co powinien robić — nie rozumiem. Killer i ja byliśmy kolegami od czasów szkolnych. I co to jest AU?! 

— Chce żyć w świecie w jakim się urodziłem. I ty też powinieneś — zacisnął zęby.

— W czym ten świat jest lepszy? Męczycie się z ludźmi którzy was nie rozumieją! W tamtym świecie jesteście prawdziwym postrachem! — 

— Ale w tym świecie się narodziłem! — i właśnie w tym momencie. Portal wchłonął kolejne dusze.

***

Wiem.
Dawno mnie nie było przy tej książce.
Tak, więc.
Postaram się dokończyć ją w niedługim
czasie.
O ile jest to dla kogokolwiek ważna informacja.
Chce tylko uprzedzić, że kolejny rozdział będzie pisany
w innym stylu.
Te ostatnie napisałam tak jak pozostałe, ale
przez te kilka miesięcy zmieniłam
styl pisania, więc epilog będzie właśnie tak
napisany dla sprostowania paru spraw w tej książce.
Wiem, że jest ona chaotyczna i durna.
Była to jedna z pierwszych jakie pisałam.
O ile ktoś tu jeszcze jest.
Dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję,
że do następnego rozdziału który będzie końcem
tej książki ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top