78|78

Bill

Wszystko poszło według planu. Pojawiłem się, przed białym puchem i dokładnie przyjrzałem. Ten rzecz jasna od razu próbował mnie zaatakować. Podkreślę, więc. PRÓBOWAŁ.

— Daj spokój chłopie. To oczywiste, że mnie nie pokonasz — powaliłem go na ziemię jednym ciosem i położyłem na nim stopę, by się nie podniósł. Mimo wszystko muszę przyznać, że jest całkiem silny...

— Zostaw go... — odwróciłem się. Jak ten maziowaty popapraniec wstał po zastrzyku? Powinien już dawno leżeć nieprzytomny... ... no tak...

— Zapomniałem, że w tym uniwersum jesteś bardziej odporny na takie rzeczy... Ahhh... Tak to jest kiedy zapomnisz gdzie się znajdujesz — złapałem się za policzki i uśmiechnąłem.

— Nie mam pojęcia o czym pierdolisz, ale zaraz zdechniesz — chciał zaatakować, ale nie był w stanie. Heheh, ciekawe czemuuuu...

— Zgadnij kto tu zaraz zdechnie — przygotowany do ataku poczułem za sobą znajome przerażające zimno...

— Mają być żywi... — odsunąłem się, by dać miejsce chmurze ciemności.

— Jeszcze kurwa ciebie brakowało... — Nightmare nie wydawał się zbyt szczęśliwy widząc mojego szefa.

Ink

— Spokojnie Geno... nic mi nie jest... — patrzyłem na wtulającą się dwójkę. 

— On ci wbił nóż w oko do cholery! — Bill nie był zbyt miły dla Reaper'a.

— Był silny mamo... Ale jak tylko tu dotarliśmy zaczęli leczyć tatę! Teraz wygląda trochę szpetnie, ale myślę, że nadal będzie cię uwodził sobą! — awwww....

— Wiesz jak pocieszyć ojca synku — tatusiek się zaśmiał i przytulił do siebie również Goth'a. Chciałbym być tak kiedyś z Cross'em... Ja i on... oraz nasze dziecko... ciekawe jakie by było... Takie urocze jak mój wybranek, czy przystojne i zajebiste jak ja? Sam nie wiem... W sumie... nie ważne! I tak by było cudowne! 

— Chodźmy już stąd... — skinąłem głową na słowa zgliczowanego kompana.

— Teleportuje nas prosto do lasu! — przywołałem mój wielki pędzel i uśmiechnąłem.

— Sam się tepnę... — warknął. 

— Nalegam przyjacielu! Nigdy nawet nie przenosiłeś się za pomocą płynów! — 

— Nie i się odpieprz... — czy on aż tak bardzo mnie nie lubi? No cóż, ale muszę go przenieść... czy tego chce czy nie... 

— W porządeczku! — stworzyłem portal pod Geno, Reaper'em i Goth'em. Wskoczyli do niego bez najmniejszej podejrzliwości o zdradę... — Na pewno nie chcesz? — 

— Na pewno... — westchnął i odwrócił się do mnie plecami. Niestety, ale jestem zmuszony do złapania go i wskoczenia do portalu. Jak pomyślałem tak też zrobiłem — Co ty kurwa robi- — przerwał, gdy zobaczył w jakim miejscu jest, jednak niezbyt mnie interesował... 

Rozejrzałem się za Cross'em. Jest... ale dlaczego pomaga Nightmare'owi w staniu? 

— Crossy! — podbiegłem do niego, ale zanim zdążyłem go dotknąć sushi mocno kopnął mnie w brzuch. Nie spodziewałem się tego...

— Ink... co to ma wszystko znaczyć..? — złapałem się za bolące miejsce i spojrzałem w oczy ukochanemu. Widziałem u niego przerażenie, ból i... zawód..?

— Nie masz się o co martwić! Niedługo wszystko będzie lepsze! — mój uśmiech się powiększył.

— Co ty pieprzysz?! — Error próbował mnie zaatakować, ale zręcznie wykonałem unik. 

Bill

Tak pięknie jest patrzeć jak dwa szkielety się biją. Ahh... ale nie powiem trochę mnie to już nudzi. Reszta Sans'ów została złapana przez moje wytwory, a dzięki wcześniejszym zastrzykom odebrana im została magia na czas nieokreślony. Wspaniałe czyż nie?!

— Error uważaj! — czyżbym zastosował zbyt małą dawkę? Jeśli nie to jakim cudem ten niebieski daje rade krzyczeć?

— Ink przestań! — puszek próbował przeszkodzić naszemu pędzlikowi, ale ośmiorniczka skutecznie mu to uniemożliwiła.

— Zacznijmy już... — spojrzałem na szefa. Myślałem, że dłużej da mi popatrzeć...

— Niech tak będzie... Wszystkich..? — chciałem się pobawić na końcu z tym gliczem...

— Tak.. — ugh... 

Podniosłem dłoń ku górze, przez co postać trzymająca w swoich sidłach jednego z Sans'ów... przebiła mu duszę...

Dream

Dlaczego wszystko mnie tak boli..?

— Killer..? — spojrzałem na szkieleta obok mnie. Chyba był także zdezorientowany co ja...

— Dream... — także się obrócił do mnie. Nie jestem pewny co się dzieje... dlaczego wszyscy siedzimy, gdy Error i Ink się biją? Z-Zaraz...

— Error uważaj! — krzyknął Blue, a do mnie w końcu wszystko dotarło... Ink nas zdradził... pomimo, że był moim przyjacielem przez tyle lat... ale... musiał mieć powód prawda? Prawda?!

— Dream spójrz na mnie — zrobiłem co rozkazał Killer... — Nie patrz na to... dobrze? — w moich oczach pojawiły się łzy — Patrz na mnie... Skup się na mnie... nie na tym co się tam dzieje... — Cross zaczął krzyczeć coś do Ink'a... jak mam się teraz skupić na czymkolwiek innym?! — Dream... proszę... — 

— D-Dobrze... — próbowałem jak tylko mogłem... nie chce patrzeć na nic innego niż on... nie chce... 

— A teraz zamknij oczy... — dlaczego najpierw każe mi na siebie patrzeć, a teraz zamykać oczy..? T-to bezsensu, ale... wykonałem jego prośbę. 

Próbowałem wyobrazić sobie mnie i go... trzymających się za ręce... całujących się i radujących... chciałbym, by tak było... 

— KILLER! — głośny krzyk Dust'a wybudził mnie z tego pragnienia... 

Otworzyłem oczy, a czas jakby stanął w miejscu. Jego spokojny wyraz twarzy, oraz powoli rozrywająca się dusza nie mogły uświadomić mnie co się właśnie stało... Dopiero... gdy jego ciało zamieniało się w proch... uświadomiłem sobie... 

— K-killer... — nawet nie zauważyłem jak zacząłem krzyczeć i się szarpać... wszystko działo się... poza moją kontrolą...

Bill

Pierwszy szkielet unicestwiony... Jego rozdarta dusza została pochłonięta przez maszynę za moimi plecami... nie czułbym w tej chwili nic, ale... ten krzyk... krzyk szkieleta doprowadza mnie do obłędu.

— Zabijaj ich jak resztę... — tylko jego głos był słyszany w tym pomieszczeniu. 

Ink

Kiedy walczyłem z Error'em nic do mnie nie docierało, ale jak Dream zaczął krzyczeć... Dlaczego oni go zabili..? 

— Zabijaj ich jak resztę... — dlaczego on to mówi..? 

— Miałeś nikogo nie zabijać! — krzyknąłem w jego stronę czując porastające mnie poczucie winy.

— Mówiłem, że maszyna potrzebuje dusz potworów... ale tylko Sans'owie posiadają je wystarczająco silne, by cokolwiek zdziałać... — 

— Umówiliśmy się, że nikt z nich nie ucierpi! — łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

— Warto ponieść tą cenę, by być wolnym, czyż nie Ink? — ...ma racje... zacisnąłem dłonie w pięści.

— Nie mam bladego pojęcia o czym teraz pieprzycie... — poczułem uderzenie w kręgosłup — Ale w-właśnie zabiliście mojego przyjaciela... Jeśli myślicie, że ujdziecie z życiem to się mylicie! — 

Pomimo bólu pleców ustawiłem się w pozycji do walki. Jeśli chce, by wszyscy byli szczęśliwi... muszę to zrobić!

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top