7|7
Error
─ -wa! ─ dokończyłem słowo rozglądając się.
─ W końcu się naprawiłeś chłopie... Znudziło mi się leżenie tu ─ spojrzałem na Horror'a.
─ Na ile odpłynąłem? ─ spytałem cicho siadając na fotelu.
─ Godzinę ─ a ten dalej w telefonie.
─ Czyli ja i Cross idziemy do tego klubu, czy czegoś tam? ─ szkielet spojrzał na mnie odkładając urządzenie za którym tak bardzo tęsknie...
─ No tak ─ uśmiechnąłem się.
─ Będę mógł się nachlać ─ hehe.
─ Jak tak ci się to podoba to czemu wcześniej się tak wkurwiłeś? ─ to chyba oczywiste.
─ A ty jakbyś zareagował na przegraną w kamień, papier? ─ zmarszczyłem brwi.
─ Hmm... Nie wiem, ale pewnie nie zaciąłbym się na godzinę powtarzając literkę ź, od kuźwa ─ prychnąłem. Co za szkielet.
─ To kiedy się spotykamy na akcję? ─ złapałem moimi linkami poduszkę z kanapy i ją sobie podałem.
─ Półtora godziny, przed, czyli... Yyy... ─ spojrzał na palce i prawdopodobnie zaczął liczyć jak w przedszkolu. Widać, że mu mózg zeżarło, przez tą dziurę w łbie, w sumie... my nie mamy nawet mózgu... ─ Mamy ósmą... Szef nam nie podał konkretnej godziny spotkania... Ale mamy się widzieć godzinę i pół przed czasem... Ale mówił, że akcja jest wieczorem... Czyli wychodzi na to, że zaczynamy wszystko o osiemnastej... A mamy się spotkać, przed czyli spotykamy się około szesnastej trzydzieści! ─ matematyk się znalazł... pff...
─ To mamy jeszcze sporo czasu. Co robimy? ─ pan pęknięty łeb zamyślił się chwilę.
─ Może zagramy w jakąś grę planszową? ─ dziecinada.
─ Nie będę grał w gry planszowe jak jakiś dzieciak ─ wtuliłem się w poduszkę.
─ A co? Boisz się, że przegrasz? ─ uśmiechnąłem się szeroko.
─ Czy ty próbujesz mnie podpuścić? ─ zmrużyłem na niego oczy.
─ Możliwe ─ on także się uśmiechnął.
─ W takim razie zagrajmy, ale ten kto przegra wykonuje zadanie od wygranego! ─ uśmiechnąłem się szeroko.
─ Hmm. Mogę na to przystać ─ skinęliśmy oboje głowami i wstaliśmy.
Ruszyliśmy razem w stronę wyjścia z salonu. Żeby zabrać jakąś grę planszową trzeba wejść do pokoju szefa. Nie wiem czemu akurat u niego mamy tego typu rzeczy, ale ok.
Przeszliśmy, przez bardzo, ale to bardzooo, długi korytarz i stanęliśmy, przed drzwiami do gabinetu.
─ Który puka? ─ spojrzeliśmy po sobie.
─ Ciebie zna dłużej ─ to nie jest powód!
─ To najgorszy powód jaki słyszałem ─ prychnąłem i zapukałem do drzwi.
─ Właźcie! ─ otworzyliśmy drzwi wchodząc do środka. Nie wiem jak on wytrzymuje w tym pokoju. Tu jest tak ciemno jak w naszych sercach... ─ Czego? ─ siedział przy biurku. Nie wiem czemu, ale na jego policzkach znajdowały się małe rumieńce, a jedna z jego dłoni spuszczona była pod biurko. Hehe... chyba jednak wiem czemu...
─ Chcieliśmy zabrać gry planszowe ─ odezwał się mój towarzysz, a usta Nightmare były siłą zamykane. Czy on się dalej masturbuje? Przy nas?
─ Brać to i wynocha! ─ mógłby być milszy, przynajmniej dla mnie.
─ A co? Chowasz coś pod biurkiem? ─ niestety ten stoliczek jest tak skonstruowany, że nic nie widzę będąc, przed nim...
─ Nawet mnie nie denerwuj ─ uśmiechnąłem się.
─ Ale ty już jesteś zdenerwowany ─ Horror miał już w dłoniach karton z grami planszowymi.
─ Wynocha! ─ i za pomocą swoich macek wyrzucił nas i nawet zamknął za nami drzwi.
─ Dobra. To idziemy grać? ─ spojrzałem na Horror'a.
─ Jasne ─ wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę salonu.
─ Tak ogółem widziałeś rumieńce Nightmare'a? ─
─ No, a co? ─ spojrzałem na niego spod łba.
─ I serio cie to nie interesuje? ─ ten korytarz jest za długi.
─ Czemu miałaby mnie interesować osoba, która robi laskę naszemu szefowi? ─ aż się zatrzymałem z szoku.
─ Skąd niby wiesz, że tam ktoś był?! ─ nie chciałem się tak unieść...
─ Kiedy staliśmy, przed drzwiami, i ty coś tam gadałeś było słychać krótkie ,,Nie gryź!", więc wywnioskowałem, że ktoś tam jest, jego rumieńce mnie w tym przekonały ─ a myślałem, że to ja jestem ten bystry...
─ Dobra zmieńmy temat... ─ zostałem zhańbiony...
─ Albo po prostu zacznijmy grać! ─ weszliśmy do salonu, a Horror położył karton na stole.
Otworzyłem go, a moim oczom niestety nie ukazały się gry planszowe...
─ Horror... ─ szturchnąłem sprawdzającego telefon kolegę.
─ Hmm? ─ spojrzał na mnie, a ja wskazałem palcem na pudło ─ Co to ma kurwa być? ─ chyba też się zdziwił.
─ Jedno jest pewne... Nasz szef to zbok... ─ skinął głową na potwierdzenie moich słów.
─ Ale strój kotka ładny... ─ walnąłem się w łeb rozbawiony całą sytuacją.
***
A Error i Horror
chcieli jedynie w
planszówkę zagrać XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top