68|68
Error
I jesteśmy w domu!
— W końcu wróciliśmy, nie gołąbki? — spojrzałem na nich.
— Masz jakieś..? Zgłodniałem... — mówiąc to, wszyscy wiemy kto poklepał się po "brzuchu".
— Zawsze mogę ci zrobić! Tylko najpierw muszę zabić jakąś sarnę... lub człowieka... lub potwora... — ble...
Podszedłem do drzwi, ale coś mi tu nie grało... Miały na sobie charakterystyczny odcisk łapy. Nikt z nas nie ma takich stóp... Bo wiecie... my nawet nie mamy stóp... A tym bardziej takich jak zdeformowany kot!
— Dust, Horror. Chyba mieliśmy nieproszonych gości... — odwróciłem się, by na nich spojrzeć, ale w tej właśnie chwili coś przeleciało mi obok głowy.
— Jak mogłeś chybić debilu?! — co to ma znaczyć?
— To chyba koniec bycia miłym dla gości chłopaki... — uśmiechnąłem się szeroko.
— Skoro tak mówisz... — w dłoniach Horror'a pojawiła się pokaźnych rozmiarów siekiera.
— ...zróbmy im Mad Time — Dust wyczarował mnóstwo kości dookoła.
Inky
Rozejrzałem się trochę, ale z przykrością informuję, że nie mam bladego pojęcia co się dzieje. Po pokojach chodzą jakieś potwory mówiące o duszach, a ja sobie siedzę zamknięty w szafie.
— Sans sprawdź jeszcze ten pokój! — hmm? Czemu te słowa są tak słyszalne?
— Oki doki, kostku — uśmiechnąłem się lekko.
— Przestań z tym! — drzwi od pokoju w którym jest moja kryjówka otworzyły się i po chwili zamknęły.
Powolne kroki zaczęły się zbliżać do mnie.
— Puk puk — ehh..?
— Kto tam?~ — uśmiechnąłem się.
— Mojżesz —
— Jaki Mojżesz? —
— Mojżesz nie wiedzieć, ale to bardzo słaby suchar — prychnąłem cicho z rozbawienia. Nie powiem... To było słabe... — Jesteś tym, którego mam złapać, mam rację? —
— Możliwe... Więc? Złapiesz mnie? — westchnąłem.
— Wiesz... Niby mam cie złapać, ale tak naprawdę wcale mi się nie chce — ...
— Nie spodziewałem się tego —
— Jestem pełen niespodzianek — zaśmiałem się cicho, a drzwi od pokoju się otworzyły.
— Sans! Idę, przed budynek. Przyszły trzy twoje podróbki i walczą z naszymi! Ty zostań i rozejrzyj się za innymi, o ile jacyś jeszcze zostali — i drzwi się zamknęły.
— Niemiły jest ten twój znajomy... — westchnął.
— Chce to po prostu zakończyć... — zdziwiłem się.
— Co takiego? — spytałem.
— Tą udrękę... Ten świat... — chce dowiedzieć się więcej...
Geno
W końcu dotarliśmy. Mam nadzieję, że z Reaper'em i Goth'em wszystko dobrze... Według Dream'a są bezpieczni, ale kto normalny zaufałby nowo poznanej osobie? Wcześniej nie miałem z nim do czynienia, ze względu na moje nieudzielanie się w akcje Error'a i reszty. Siedziałem w domu i robiłem wszystkim obiady opiekując się Fresh'em, ale... jak zaczął dorastać nie mogłem pozwolić, by wychowywał się wśród morderców. Ich chore nawyki mogły źle na niego wpłynąć, więc... Odszedłem od nich z najmłodszym z braci... Potem poznałem pewnego idiotę, który zabijał dotykiem, ale jak dotknął mnie nic się niestety nie wydarzyło... Poszliśmy z tym do Science'a, ale nawet on nie wiedział o co chodzi. Koniec końców ten upośledzony Reaper uczepił się mnie. Chronił. Wspierał.. Pokochał...
— Geno? — spojrzałem na Dream'a — S-Stoisz tak od pięciu minut... — a ten co? Zegar w głowie ma?
— Mogłeś wejść... — westchnąłem i wszedłem z nim do środka — HALO?! ERROR? — zawołałem. Na mój jakże piękny skrzek usłyszałem jak podłoga w jednym z pokoi zatrzeszczała — Są tu, albo szczury, albo któryś z nas — westchnąłem — No ewentualnie jakiś nieproszony gość — spojrzałem na niego.
— Sprawdźmy... — i powoli zaczął podchodzić do drzwi. Myślałem, że stchórzy, ale najwyraźniej ma w sobie więcej odwagi niż uważałem. Ciekawe.
Otworzyliśmy drzwi, a naszym oczom ukazał się Nightmare, z nie wiem kim, w dość... Dwuznacznej pozycji.
— Co wy robicie?! — patrzyłem na nich uśmiechając się.
— A co cie to obchodzi? — odpowiedział pytaniem na pytanie Night — Tak poza tym wyjdźcie stąd — położyłem dłoń na ramieniu Dream'a.
— Mógłbyś użyć jeszcze trochę magi na mojej nodze? Czuję jakby zaraz miała mi strzelić w kilku miejscach... — i takim oto sposobem, wraz ze szkieletem wyszliśmy.
Usiadłem na brudnej podłodze, bo już bardziej jej ufam aniżeli tamtej kanapie... Dream już po krótkiej chwili zaczął mnie leczyć.
— Kim był ten szkielet? — spytałem po chwili.
— To Cross... — ahh. Ten porwany.
— Skąd się tu wziął? Myślałem, że był jednym z zabranych — Dream odwrócił wzrok.
— Nagle przyszedł... I przez niego nas zaatakowano... Nie wiem o co chodzi, ale kiedy go wtedy zobaczyłem czułem od niego.. pełno nienawiści... Może ma to jakiś związek z Hate'm? — ...
— Jeśli tak to mamy przesrane... — westchnąłem.
— W-Wiem... — i cisza.
Póki co moim obowiązkiem jest znalezienie Goth'a i Reaper'a. I na tym od teraz się skupię...
***
Cóż za piękny dzień...
Jak wam on minął?
Mi całkiem dobrze
nie licząc sytuacji,
gdy mój pies ochlapał mnie
błotem XD
RIP BLUZA [*]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top