64|64

Dream

I Ink prawie jak nowy... Ale i tak powinien dużo odpoczywać... Jak Cross mógł mu to zrobić?! I co jak zrobił coś Nightmare'owi?! 

─ Dream musimy się upewnić, że z innymi wszystko dobrze ─ Killer ma rację!

─ Ale co z Ink'iem?! Nie zostawię go ─ 

─ A co jeśli ktoś z naszych potrzebuje natychmiastowego leczenia? Tylko ty Dream radzisz sobie z tą magią ─ ale Ink... Nie! 

─ D-Dobra. Chodźmy! ─ Ink sobie poradzi... W końcu Cross raczej tu nie przyjdzie go dobić... Mam rację?

Szybko wyszliśmy z pokoju zamykając dokładnie drzwi. Ale jak tylko to zrobiliśmy po korytarzu rozniósł się przeraźliwy krzyk. 

─ Cz-Czy to... ─ zająknąłem się, ale Killer nie zwrócił na to uwagi. Złapał mnie za dłoń i razem zaczęliśmy biec w stronę z, której wydobył się ten straszny dźwięk.

Po chwili w końcu dotarliśmy. 

─ Geno? Reaper?! ─ zawołałem ich. Wtedy właśnie skręciliśmy, a naszym oczom ukazał się wysoki szkielet. Nie zdążyłem mu się przyjrzeć bo zaraz po tym zniknął. Prawie natychmiast zauważyłem Geno. Podbiegłem do niego i usiadłem. Obejrzałem jego ciało. Miał wiele poważnych ran, ale powinienem szybko je zagoić... 

Skupiłem całą moją moc na jego ranach i zacząłem zaklejać jego wszystkie pęknięcia.

Killer

Powinienem iść do szefa, ale nie mogę zostawić Dream'a. Tamten szkielet wziął Reaper'a i Goth'a. A sądząc po tej krwi na naszym biednym dywanie, to nie było tu miło. Jeśli jest tu więcej takich typków trzeba być czujnym. 

─ Jak ci idzie Dream? ─ nie powinniśmy tu zostawać... 

─ Z-Zaraz skończę! ─ rozejrzałem się. 

Jak oni nas znaleźli..? Jeśli ktoś nie zna drogi to nie ma opcji, że się tu dostanie... Zaraz... Czy to możliwe, by Cross miał z tym coś wspólnego? W końcu to on przebił Ink'a i zaatakował szefa... 

Mimowolnie moje pięści się zacisnęły. Mieliśmy wśród nas zdrajcę. 

─ K-Kiler! ─ spojrzałem na niego ─ K-Ktoś chyba był na końcu k-korytarza... ─ natychmiast zbliżyłem się do Dream'a. Trzeba być gotowym na wszystko. 

─ Skup się na leczeniu... Ja będę czuwał... ─ nie pozwolę, by ktokolwiek go skrzywdził... i Geno też oczywiście! Heh...

Epic

Dlaczego jest ich trójka? Nie mogła być tam jedna osoba? Wtedy byłoby łatwiej...

─ Skup się na leczeniu... Ja będę czuwał... ─ gdyby nie te paskudne warunki shipowałbym ich! 

Skup się Epic! Musisz złapać przynajmniej jednego! Wtedy będzie dobrze! 

Okej! To może zaczekam jeszcze chwilkę...

─ M-Martwię się o Ink'a... ─ ja o Cross'a... Nie widziałem się z nim odkąd wyszedł z gabinetu szefa. Nie wiem nawet o czym rozmawiali. Za to dowiedziałem się, że ma nas zaprowadzić do miejsca wroga... I tak oto jesteśmy... Tylko... nie czuję się z tym dobrze...

─ Musisz się skupić Dream... ─ 

─ W-Wiem, ale co jeśli ktoś mu coś zrobi? Przed chwilą ktoś wziął Goth'a i Reaper'a! N-Nie wiem co zrobię jak stracę kogoś jeszcze... ─ ....

Zapadła cisza. Teraz powinienem zaatakować..?

─ Posłuchaj mnie Dream. Jeśli cokolwiek, by się działo... Uciekaj... Twoim obowiązkiem nie jest walka... Jeśli będziesz miał możliwość możesz komuś pomóc, ale pamiętaj... Czasami dla własnego dobra jest po prostu odpuścić... Nie ryzykuj swoim życiem... ─ .... oni to mówią specjalnie, czy mi się tylko wydaje?!

─ N-Nie umiem tak... ─ zaraz zacznę płakać...

─ Umiesz... Więc obiecaj mi... Gdy będziesz miał okazję weź Geno i uciekaj... ─ to takie romantyczneeee!!!!!

─ N-Nie mogę... ─

─ Możesz... Więc obiecaj... ─ 

─ ...dobrze... obiecuję... ─ starłem jedną i tylko jedną męską łzę. Jak ja niby mam ich porwać..?

─ Dziękuję... A teraz uciekaj... ─ co..? Ej! Ja muszę jeszcze ich złapać! 

─ C-Co? ─ wstałem i wystawiłem głowę zza jednego rogu i. O mały włos nie oberwałem z noża.

─ Bierz Geno i wiej... Wyjdź tylnym wyjściem i ukryj się z nim w lesie. Ja załatwię tego tu... ─ nie podoba mi się ten tok myślenia...

─ Ale-! ─

─ Obiecałeś Dream, a tylko paskudni nie dotrzymują obietnic ─ wyszedłem zza rogu i stanąłem na środku korytarza. 

─ Przepraszam... ─ patrzyłem jak żółty szkielecik bierze pod ramię Geno. Chociaż tyle mogę zrobić... Niech stąd uciekną... Ale temu nie pozwolę... Jeśli są prawdziwą miłością tak czy siak do siebie wrócą... prawda..?

Killer

Nie wiem co planuje ten typ... Ale jestem mu wdzięczny za ten czas... A teraz... Skoro mam pewność, że Dream jest bezpieczny... Mogę go zabić.

─ Więc... Witaj brah... ─ uśmiechnął się. 

─ Nie spodziewałem się, że będę walczył z kimś takim jak ty... ─ obok mnie pojawiło się kilkaset noży wycelowanych idealnie w tego szkieleta.

─ Myślę, że powiedziałeś to w obraźliwy mnie sposób... Nie chce cię skrzywdzić... ─ on sobie jaja robi?

─ Żartujesz sobie ze mnie?! Przed chwilą jakiś twój "brah" porwał moich ludzi, a przed nami jest mnóstwo krwi! ─ mówiąc to pokazałem na dosyć sporą plamę krwi. 

─ J-Ja... ─ mięczak... 

W tym momencie wszystkie moje noże poleciały prosto w jego stronę. Już myślałem, że zdechł, ale niestety do naszej walki musiała wejść osoba trzecia...

Color 

─ Uważaj na siebie Epic ─ o mały ym... emmm.... nie mogę mówić o włosach bo nawet ich nie mamy... 

─ C-Color! Przyjacielu! ─ ehh... nawet gdy miał umrzeć jest taki radosny? Zazdroszczę...

Spojrzałem na naszego wroga. Pamiętam go... 

─ Hej Killer ─ uśmiechnąłem się do niego i pomachałem.

─ ...hej Color... ─ czyli jednak mnie pamięta. 

─ Sorki, że spotykamy się w takich okolicznościach, ale wiesz... Planujemy kogoś ocalić ─ puściłem mu oczko. 

─ Kogo niby? Bo na pewno nie mnie ─ zaśmiałem się.

─ Chcemy uratować wszystkich. Z tobą włącznie, więc wybacz, ale... ─ na mojej ręce pojawił się blaster ─ Musimy cię złapać... ─ celujemy i strzelamy! Ah. Pudło!

─ Myślisz, że dam się tak po prostu złapać?! ─ westchnąłem.

─ Nie. Dlatego mam Epic'a ─ w tym momencie blaster mojego współpracownika wystrzelił za Killer'em. Opadł na kolana. Był cały poparzony, ale wyleczymy go... 

Podszedłem do niego i przyzwałem duszę. Jest odpowiednia... Tak jak się spodziewałem.

─ Dobra robota Epic. Weź go do bazy... ─ po moich słowach obaj zniknęli. Teraz wystarczy złapać resztę...

***

Śpi ktoś?
XDDDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top