55|55

Geno

Po co do jasnej cholery staraliśmy się z Reaper'em o tego bachora!? Nie dość, że umie się teleportować to nie jest głupi jak jego ojciec i reszta tego gównianego świata! 

Nie miałem zamiaru wracać do tego miejsca, ale mój "ukochany" synek musiał znaleźć zdjęcia ze mną i jednymi z najsławniejszych morderców w naszym kraju! Dlaczego dzieci są takie wścibskie?!

─ Genoś~ Uspokój się. Zaraz będziesz miał w ramionach naszego malca ─ posłałem zjebowi obok mnie wkurwione spojrzenie.

─ Jedyne czego chce to z całej siły walnąć go w ten łeb! A potem zabrać wszystkie możliwe rzeczy do zabawy. Wrzucę go do pustego pokoju, bez okien i zostawię go tam na tydzień. Może wtedy się nauczy, że nie ucieka się z domu! ─ Reaper złapał mnie za dłoń i zatrzymał się.

─ Wiem, że tak nie myślisz. Wczoraj w nocy płakałeś... ─ patrzyłem w jego puste oczy czując ciągłą złość.

─ Nie płakałbym za tym gówniarzem. Za bardzo go rozpieściłeś i teraz stał się taki jaki jest! ─ wyrwałem się z jego uścisku i dalej szedłem leśną ścieżką.

─ Geno... ─ podbiegł do mnie i próbował nadążyć za moimi krokami ─ Kochanie~ ─ warknąłem coś pod nosem i przyśpieszyłem kroku ─ Genoś~ ─ poczułem mocne łapanie za nadgarstek, a po chwili pod moimi plecami poczułem twardy pień drzewa. 

─ Co ty do cholery ro- ─ nasze usta się ze sobą złączyły. Próbowałem go odepchnąć, ale wtedy zaczął mocniej na mnie napierać. Po chwili odwzajemniłem pieszczotę. Moje ciało ogarnęło pożądanie... Nie! Muszę iść nakopać temu gówniarzowi! Walnąłem Repaer'a z główki i odsunąłem się idąc dalej, pomimo ciemności jaka tu panowała.

─ Genooooś... To bolałoooo :( ─ prychnąłem cicho.

─ Miało boleć! Nasz syn siedzi u bandy pojebów, a ty chcesz mnie pierdolić w lesie! ─ walnąłem go w łeb zdejmując mu kaptur. 

─ To jak dotrzemy na miejsce to wtedy~? ─ uśmiechnął się w moją stronę. 

─ Jak taki debil jak ty mógł zarywać do takiej istoty jak ja..? ─ westchnąłem.

─ Cóż~ Zarywanie się powiodło, czyż nie? Moja żoneczko? ─ podniósł moją dłoń na, której widnieje obrączka. 

─ Nienawidzę cię... ─ splótł nasze palce ze sobą.

─ Od nienawiści do miłości jak to mówią! ─ puścił mi oczko.

─ W tym życiu pozostanę przy nienawiści... ─ zacząłem iść z nim za rękę rozmyślając nad tym, czy zamordowanie własnego dziecka, a następnie męża za spłodzenie takiego idioty jest legalne. Raczej tak. 

─ Wiem, że mnie kochasz. Tak samo jak Goth'a iiiii... ─ poczułem jego kościstą rękę na moim wytworzonym brzuchu ─ Naszego maluszka! ─ no tak... zapomniałem... w końcu ten idiota nie umie się zabezpieczać i znowu, przez niego jestem w ciąży... Jak łatwo się zapomina o tak niewiele znaczących sprawach...

─ Łapy przecz od niego. Nie mogę pozwolić, by kolejny idiota stąpał po tym świecie ─ puściłem jego dłoń i walnąłem w tą na moim ciele.

─ Ał :( ─ dokładniej objąłem się bluzą. Jesteśmy już tak blisko... ─ Jak się czujesz? ─ westchnąłem.

─ Jak trup, którym jestem ─ moim oczom ukazał się wielki i piękny budynek. Jestem ciekaw co się zmieniło... 

─ Ale jak na trupa jesteś bardzo seksi~ ─ dlaczego mężowie są tacy wkurwiający?! 

─ Zamknij się ─ wysłałem jakiegoś sms'a bachorowi i pomimo próby uspokojenia się wywaliłem drzwi z nawiasów. Reaper grzecznie za mną szedł, kiedy ja jeszcze pamiętając układ domu wbiłem do salonu. Na widok mojego radosnego gówniaka, moja złość automatycznie podniosła się ku górze. 

─ Masz przesrane ─ wysyczałem patrząc prosto w oczy Goth'owi.

***

Rozdziały będą pojawiać
się tylko w weekendy,
ponieważ mam szkołę XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top