48|48

Cross

Idąc z Ink'iem, przez ciemny już las nie mogłem pozbyć się uczucia, że ktoś mnie obserwuje... Może to po prostu oczy malarza?

─ Odezwiesz się do mnie Crossy? ─ ... ─ Może to było trochę nagłe, ale hej! Teraz w końcu zrozumiał, że go nie chcesz! Czy nie o to ci chodziło, przez cały ten czas? ─ chyba tak... ale to i tak było według mnie złe...

─ On nie powinien się o nas dowiedzieć... ─ wyszeptałem i odłożyłem go na ziemię. Rozciągnąłem się i rozejrzałem.

─ Kiedyś w końcu musiał... ─ westchnąłem opierając się o drzewo.

─ Nie w taki sposób... On jednak też ma uczucia, wiesz..? ─ Ink podszedł do mnie, a jego dłoń oparła się o drzewo obok mojej głowy.

─ Czasem powinieneś bardziej myśleć o sobie... ─ uśmiechnął się uroczo opierając czoło o moje. 

─ Debil... ─ pocałowałem go namiętnie w usta i objąłem kark. Odwzajemnił pieszczotę i bardziej przywarł mnie do drzewa.

Czy to co czuję do Ink'a to miłość? Sam nie jestem pewny... Chciałbym, by to była ona...

─ Coś cie martwi? ─ spojrzeliśmy sobie w oczy. 

─ Wszystko... ─ odepchnąłem go od siebie. Czuję na niego złość, ale jednocześnie chce go mieć blisko... Jeśli to miłość to jest ona okropna... 

─ Crossy! ─ zacząłem iść, przed siebie czując coraz większy dyskomfort. Odwróciłem się, by spojrzeć na szkieleta.

─ INK! ─ przywołałem noże i wycelowałem w osobnika za malarzem ─ Nawet go nie dotykaj... ─ warknąłem.

Ink za pomocą farby przeniósł się obok mnie. Obaj patrzyliśmy na zamaskowanego potwora. Nie umiem ocenić w nim nic... 

─ Kim jesteś przyjacielu? ─ nie spuszczałem oczu z wroga.

─ ... ─ ...

─ ... ─ ...

─ To jakaś walka czy co..? ─ wyprostowałem się i zrobiłem krok do przodu tak samo jak mój przeciwnik.

─ Ink odsuń się... ─ w mojej dłoni pojawił się wielki czerwony nóż.

─ Spokojnie Crossy! Nie takie rzeczy się robiło! ─ przed nim pojawił się wielki pędzel.

─ Idiota... ─ ustawiłem się w pozycji do ataku ─ Czego tu chcesz?! ─ zaraz go zaatakuje... 

─ ... ─ westchnąłem i zacząłem biec w stronę mojego przeciwnika. 

Skoczyłem, by wykonać atak, ale w miejscu gdzie stał pojawił się wielki blaster, który po krótkiej chwili wyszczelił. Z trudem wykonałem unik. 

─ Za tobą! ─ obróciłem się, a niecały metr ode mnie stał ON. Miał czas, by mnie zabić... 

─ Kim ty do cholery jesteś..? ─ wstałem, a postać mocniej złapała za kaptur. 

─ ... ─ to już denerwuje! 

─ Więc zdy- ─ nie dokończyłem słowa, przez nagłe duszności. Moje żebra dają o sobie znać... 

─ Cross! ─ upadłem na kolana. Nigdy złamania nie bolały tak bardzo... 

Ink pojawił się przede mną i zaatakował postać. Potwór miał tyle czasu, by mnie zabić, ale tego nie zrobił... Dlaczego?

Ink

Ale ten facio jest silny! Wykonuje kolejny atak w jego stronę, ale ten z łatwością go unika. Cross za to odsunął się od pola walki zaczynając dyszeć szybko. Nie wiedziałem, że otrzymał takie poważne rany! Gdybym wiedział, nie pozwoliłbym mu mnie nosić! 

─ Ojoj! ─ w ostatniej chwili uniknąłem ataku i odskoczyłem. Mam ochotę zedrzeć mu ten kaptur z łba... ... To jest plan! 

Uszykowałem się do ataku. Ruszyłem biegiem i w momencie dla wszystkich wyglądający jak atak w nogi, skoczyłem do góry i oblałem go klejącą się farbą. Stopy potwora przykleiły się do powierzchni i w czasie gdy ten skupił się na sobie, ja zerwałem z niego kaptur. 

─ No i koniec zabawy... ─ uśmiechnął się, ale nie do mnie, a do siedzącego pod drzewem Cross'a. 

─ Kim jesteś przyjaci- ─ dlaczego nagle moje ciało przeszyło jakieś światło..?

???

W momencie trafienia szkieleta z czarną plamą na policzku, maź jaką zostałem pokryty jakby wyparowała! To takie cool! Powolnym krokiem zacząłem podchodzić do Cross'a. Czy on mnie rozpoznał..? Ja go tak... Ale czy on mnie? 

─ Tęskniłem za tobą brachu... ─ naprawdę tęskniłem...

***

Jak tam zdrówko?
Bo u mnie nie najlepiej XD
Dostałam kaszelek i boli mnie łepek...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top