27|27
Error
Tamci sprzątają, a ja znowu niańczę małego. W sumie nie jest to takie złe, bo nie muszę się zbyt wysilać.
─ Na pewno się zaprzyjaźnicie! Jestem tego pewny! ─ westchnąłem idąc dalej leśną dróżką.
Nie podoba mi się to, że ta trójka będzie z nami spać pod jednym dachem. To po prostu niekomfortowe... Tym bardziej, że będą oni na piętrze... Ehh... Poczułem wibracje w kieszeni. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na ekran.
BFF!!!: Gdzie jesteś?
Hmm... Blue idzie przede mną, więc nic nie usłyszał. Może mu odpiszę? Albo poczytam wcześniejsze wiadomości? Hmmm...
─ Lusty! ─ oderwałem wzrok od telefonu i spojrzałem, przed siebie. Niestety mam słaby wzrok, więc niezbyt kogokolwiek dostrzegłem. Za to ten jaki silnik w dupie odpalił.
Podszedłem bliżej do dwójki szkieletów, a mój wzrok dostrzegł kompana wczorajszej imprezy. Dopiero teraz sobie skojarzyłem jego imię... Lusty to Lust... Przyjaciel tego małego niebieskiego...
─ Hej Blue... ─ przytulili się delikatnie, a następnie spojrzeli w moją stronę.
─ To jest Error! Mój nowy przyjaciel! ─ patrzyłem Lust'owi w oczy.
─ Jestem Lust... ─ pomachał mi lekko zażenowany.
─ Ym... ─ jak się odezwę to na 100% mnie rozpozna... Czy ja chce by wiedział kim jestem..?
─ Jakiś zawieszony ten twój przyjaciel Blue... ─ uśmiechnąłem się w myślach. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę powrotną. Za sobą słyszałem ich kroki.
─ Na początku nas więzili, ale potem okazało się, że po prostu chcą z nami współpracować! ─ wyciągnąłem telefon i włączyłem galerie. Chłopak jest tak głupi, że nawet hasła nie ma.
─ I tak powinieneś być ostrożny... ─ on myśli, że ja tego nie słyszałem? Pff... Zacząłem przeglądać zdjęcia. Większość z nich to były jakieś wypady Star Sansów do kafejki czy innych gówien. Tylko niektóre ze zdjęć były z Lust'em. O! Są zdjęcia chyba z jakiejś domówki bo alkohol widzę. ... dlaczego młody robi takie zdjęcia..?
Schowałem telefon próbując wymazać to co ujrzałem. Takie zdjęcia powinno się trzymać dodatkowo zablokowane...
─ A może porozmawiacie teraz we dwójkę? ─ szkielety dołączyły do mojego szybkiego marszu ─ Ja pójdę zobaczyć co robi reszta! ─ i odpalił swój silnik w dupie znikając z mojego pola widzenia.
Zwolniłem tępo chodzenia patrząc przed siebie. Mam zacząć rozmowę? Wtedy skapnie się kim jestem... Ale w sumie czemu się tak tego boję..? Dobra... Raz kozie śmierć! Sorka burmistrzu Asgore...
─ Nie wiesz, że ten las jest lasem morderców? ─ uśmiechnąłem się lekko spoglądając na niego.
─ Nie wiesz, że podszywanie się w klubie za kogoś innego jest niedozwolone? ─ spojrzał mi w oczy rozbawiony. Czyli już mnie rozpoznał ─ Wiedziałem, że nie jesteś zwykłym dilerem... ─ prychnąłem śmiechem.
─ Jestem niezwykłym dilerem ─ ten się zaśmiał.
─ Spotkaliśmy się także przedwczoraj w mieście, prawda? ─
─ Skąd ta pewność? ─ podrapałem się po głowie.
─ Myślisz, że nie widać twoich glichów? ─ zachichotał jak dziewczyna.
─ Wczoraj też było je widać..? ─ czy to aż tak widoczne..?
─ Tylko przez chwilę, ale dało mi to pewność co do twojej tożsamości ─ jaki gagatek...
─ Sprytny jesteś ─ uśmiechnąłem się rozbawiony.
─ Raczej spostrzegawczy, w porównaniu do ciebie panie Dark ─ zmarszczyłem brwi ─ Jak szedłem w waszą stronę cały czas marszczyłeś brwi co wyglądało jakbyś chciał coś dostrzec... ─ oczy sokoła.
─ Nieźle ─ schowałem dłonie do kieszeni mojej bluzy.
Szliśmy razem jeszcze z kilkanaście minut. Rozmawialiśmy o wszystkim jak i o niczym. Szczerze nawet go polubiłem. Ale jest już koniec naszej podróży.
─ To dziwne, że z miasta nie widać tak dużego budynku... ─ faktycznie.. nie widać.
─ Nightmare pewnie coś z tym zrobił. W końcu jesteśmy mordercami nie? ─ Lust spojrzał na mnie zaskoczony.
─ Nightmare... ─ wyszeptał, a następnie uśmiechnął się ─ Cz-Czyli mieszka tu Dust?! ─ wbiegł do budynku jak poparzony, a ja zdziwiony nie wiedziałem co się dzieje. Skąd on zna niby Dust'a?
***
Czy wam też
wydaje się jakby
czas szybciej mijał?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top