17|17
Error
Mam nadzieję, że szef żyje. Nie było go całą noc, bo czekał przy dębie na Cross'a. Czy istnieje jakieś zwierze, które je ośmiornice?
─ Jak trzymają się więźniowie? ─ spytał zdradziecki przyjaciel.
─ Idź i sam zobacz ─ z ust Killera wydobyło się prychnięcie.
─ Ogarnęli się, jeśli o to chodzi. Jeden z nich płakał jak złożyłem mu wizytę, a drugi krążył wokół celi nawołując Ink'a ─ jak ładne wytłumaczone Horror.
─ Myślicie, że szef żyje? ─ spytałem rozbawiony, zmieniając temat.
─ Raczej tak. W końcu jest tym najsilniejszym nie? ─ nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
─ A jak z Cross'em? Co jeśli coś się jednak stało? ─ mówi to osoba, która obstawiała jego śmierć ─ Już tak na mnie nie patrzcie! Nikt nie dał tej opcji, a nie wiedziałem co dać! ─ tylko winny się tłumaczy...
─ To i tak było do dupy, wiesz? ─ uśmiechnąłem się przypominając sobie pewne odkrycie.
─ Dust... Co do twojego przeczucia o molestowanie Cross'a... ─ wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, no prócz Dust'a ten był zainteresowany ─ Więc dowiedziałem się, że Nightmare i on się umawiają ─ mina Horror'a bezcenna.
─ Podejrzewałem to, ale... to i tak trudne do pojęcia... ─ złapał się za swój rozwalony łeb.
─ Czyli wracamy do momentu gdzie mieliśmy jedną parę w domu ─ Killer się zaśmiał, a Dust i Horror spiorunowali go wzrokiem ─ Myślicie, że kto jest u nich dominujący? ─ hmmm.
─ Moim zdaniem Nightmare, ale jestem teraz ciekaw jak by to wyglądało odwrotnie... ─ Error myśl o czekoladzie w ubranku kotka...
─ U nas to ja byłem dominujący ─ Dust wyglądał na dumnego, ale Horror już wyglądał na wpadającego w furię.
─ Zajebię cię! ─ wstał z mojego fotela i zaczął gonić "biednego" kapturnika. Po chwili zaczął tworzyć kości i nimi atakować rozwalając nasz ukochany salon.
─ Dust! Weź wyprowadź go na zewnątrz! ─ wrzasnąłem zajmując miejsce na MOIM fotelu.
─ Spoczko! ─ i wybiegli z bazy rozwalając wszystko po drodze. Szef będzie zły...
─ Mamy chwile spokoju... ─ skinąłem głową wtulając się w fotel ─ To jak było w tym klubie? Działaliście razem, czy raczej to Cross odwalał całą robotę? ─ zaśmiał się.
─ Jak ty mnie znasz ─ dołączyłem do śmiania się ─ Po naszej rozmowie odnoście Nightmare'a, Cross wszedł obrażony do środka i tak go zgubiłem ─ objąłem w nitki poduszkę i sobie podałem ─ Usiadłem przy barze i zacząłem se gadać z nijakim Lust'em... ─ uśmiechnąłem się lekko.
─ Lust'em? Te imię mi coś mówi, ale co..? ─ czyli on też o nim słyszał...
─ Cóż. Potem się tym zajmę, a póki co nie gadaj nikomu, że z kimś rozmawiałem. Night się wkurzy jak się dowie... ─ westchnąłem. Jestem dość rozpoznawalny i wiele osób zna mój niecodzienny głos. Lust, jednak go nie znał...
─ Spoko. Ja nie Dust. Nie wygadam się ─ puścił mi oczko i się zaśmiał ─ Idziemy odwiedzić naszych więźniów? Są nawet śmieszni ─ a czemu, by nie?
─ W drogę ─ wstaliśmy z naszych tronów i ruszyliśmy w stronę lochów.
Cross
Nadal nigdzie nie widzę Ink'a... Czy powinienem się nim tak przejmować?
─ Zresztą. Nieważne. Porozmawiamy sobie w moim gabinecie jak tylko odniosę tego śmiecia ─ pocałował mnie delikatnie w usta i odsunął się. Dopiero teraz zauważyłem nieprzytomnego Ink'a, otoczonego jego macką.
Ważne, że szef nie wygląda na złego to znaczy, że nie słyszał naszej wcześniejszej rozmowy z kolorkiem. Kolorek..? Muszę inaczej go nazwać... Ale to potem! Teraz najważniejsze jest ukrycie wszelkich śladów działalności seksualnej na moim ciele...
***
Mamy w końcu
Star Sansów!
JEEJJJJ!JJEJJEJ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top