11|11

Error

Ten Cross... Nigdzie go nie ma! Powinniśmy mu założył ledową naklejkę na czaszkę z napisem ,,Tu jestem!". 

Zamówiłem sobie już coś na rozgrzanie w tej ciężkiej dla mnie chwili. Niby mam szukać tego całego Blueberry'ego, ale powiedzmy sobie szczerze. Nie chce mi się. 

─ Jeszcze jedną daj! ─ Grillby wykonał moją prośbę i nalał mi kolejny kieliszek, nawet sam nie wiem czego. Jest ohydne, ale rozgrzewające, a nawet palące od środka. Lubie takie.

Po chwili ktoś usiadł obok mnie. Spojrzałem na tę osobę. Przy barze jest w miarę normalne światło, więc dosyć szybko skapnąłem się z kim mam do czynienia. To ta dziwka z wczoraj... Jednak teraz ubrany był trochę inaczej. Miał na sobie różowy sweterek. Albo fioletowy. Nie jestem pewny, przez te gówniane oświetlenie! Przyglądałem mu się tak jeszcze, przez chwilkę, aż on sam na mnie nie spojrzał. On o mnie zapomniał od wczoraj, nie? 

─ Wyglądasz jak diler narkotyków! ─ uśmiechnął się do mnie. Nie powinienem z nim rozmawiać...

─ A ty jak dziecko! ─ raz się żyje nie? Szkielet wydawał się nagle zamyślony. 

─ Kojarzę twój głos ─ prawie i bym go nie usłyszał, przez tych głupich grających ludzi!

─ Wątpię! ─ jutro gadać mógł nie będę tak se gardło zedre... A nie. Ja nie mam gardła.

─ A co?! Jesteś tu nowy?! ─ dalej patrzyliśmy sobie w oczy. 

─ Tak! Jestem turystą! ─ turysta w garniaku... Hmmm... ciekawie.

─ Oh... Pewnie przyszedłeś do Star Sans'ów! ─ dokładnie złotko. Złotko? Error... Myśl o czekoladzie w stroju kotka.

─ Tak dokładnie! Chciałem z nimi porozmawiać! ─ szkielet skinął głową. 

─ Radziłbym jutro! Dzisiaj mają swój dzień, więc nikt im nie chce przeszkadzać! ─ no to dupa.

─ W takim razie porozmawiam sobie z tobą! ─ uśmiechnąłem się do niego ─ Jak masz na imię?! ─ może Cross sam to załatwi. Szkielet trochę wahał się nad odpowiedzą na moje pytanie.

─ Lust ─ te imię mi się kojarzy... Tylko nie wiem skąd...

─ Moje to Dark! ─ uśmiechnąłem się. Nie podam mu swojego prawdziwego imienia. Co ja jestem? 

─ Miło mi cię poznać Dark ─ Lust uśmiechnął się delikatnie. Hm... Ciekawa z niego osoba... Póki co.

Cross

─ Przepraszam! Cz-Czekam za Ink'iem! ─ szkielet obszedł dookoła kanapy na której siedziałem i zajął miejsce obok mnie.

─ Gdzie Blue i Dream? ─ ledwo co go usłyszałem.

─ Możesz powtórzyć? ─ wolę mieć pewność o co pyta...

─ Co?! ─ 

─ Co co?! ─ zaplątałem się... Szkielet wyglądał na rozbawionego tą sytuacją, ja za to poczułem ogromny wstyd... Dopił jednego z napoi i zbliżył się do mnie. Jego twarz była naprawdę blisko mojej....

─ GDZIE JEST DREAM I BLUE?! ─ wykrzyczał tak głośno, że moje nieistniejące ucho odpadło. Złapałem się za nie.

─ Przy scenie! ─ odpowiedziałem nie tak głośno jak on, ale też krzykiem.

─ Dziękuję! ─ zaśmiał się, a ja dalej trzymałem się za bolące ucho, którego nawet nie mam ─ Byłem, aż tak głośny?! ─ odsunął się delikatnie na co skinąłem głową ─ Wybacz! ─ podrapał się po czaszce ─ Po co na mnie czekałeś?! ─ muzyka ucichła, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. Przynajmniej można już normalnie rozmawiać.

─ Ink! Poznałeś już Cross'a! ─ Blue i Dream wrócili.

─ Och. Więc jesteś Cross! ─ szkielet z kolorowym językiem uśmiechnął się do mnie co lekko odwzajemniłem. 

***

Kolejny!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top