Rozdział V
− Fannemel, zostaw tę butelkę – wrzasnąłem na Norwega, który przyssał się do naleweczki domowej roboty mojej babci. – Puść ją. – Norweg zamachnął się rękę, w której trzymał alkohol. – Puść ją, a nie rzuć. Czy Ty nie rozumiesz różnicy?!
Fannemel nic sobie nie robiąc z moich krzyków, zrobił po swojemu, czyli próbując we mnie wcelować butelką, trafił w ścianę. Musiałem sięgnąć po broń ostateczną, aby Norweg w przypływie szału nie potłukł mojego składziku z alkoholem.
− Chcesz zawieść papę Stöckla? On w Ciebie wierzy, a Ty mu tak odpłacasz... Łamiesz mu jego wspaniałe, ojcowskie serce... Anders do jasnej cholery jak Ci nie wstyd!!! – rozpocząłem swój monolog, potrząsając Norwega za ramiona, aby coś do niego dotarło. – Obiecałeś, że nie będziesz pił. I co robisz? Upijasz się kurwa na umór. Severin nie jest tego warty, żebyś przez niego żłopał wódę. – Puściłem Norwega, który zatoczył się na ścianę.
− Jestem beznadziejny. Nic dziwnego, że Seviś nawet na mnie nie spojrzy.
Tylko tyle zrozumiałem z jego pijackiego bełkotu. Złapałem się rękoma za głowę. Ogarnięcie Fannemela będzie trudniejsze niż pierwotnie zakładałem. Nie miałem w planach opieki nad Norwegiem. Zamiast zajmować się Andersem powinienem planować podryw Kamila.Posprzątałem potłuczone szkło i wytarłem podłogę. Nie mogłem zostawić najmniejszego odłamka. Jeszcze Fannemelowi wpadłoby coś głupiego do głowy i przypadkiem podciąłby sobie żyły. Upewniłem się, że zawór jest zakręcony i okna pozamykane. Nie chciałem mieć po powrocie znaleźć martwego Norwega pod prysznicem lub na dworze. W jego stanie to nie wiadomo, co mu do głowy strzeli. Czy utopi się pod prysznicem, czy wyskoczy przez okno i będzie leżał rozpłaszczony na ziemi...Wyszedłem i udałem się do pokoju Niemca. Drzwi były zamknięte, a zza ściany dochodziły jakieś jęki. Byłem wściekły. Severin się dobrze bawił z Kamilem w łóżku, a ja musiałem się użerać w pogrążonym w beznadziei Norwegiem. Jego niedoczekanie!
− Freund, otwieraj! Wiem, że tam jesteś! Nie obchodzi mnie czy dochodzisz, czy nie! – darłem się w niebogłosy i waliłem pięściami w drzwi, aż zawiasy się ruszały. – Ty męska dziwko...− Nagle drzwi się otworzyły i we wejściu stanął zirytowany Kamil, straciwszy punkt podparcia, wpadłem na niego, uderzając głową o jego nagi tors.
Odzyskałem równowagę i próbowałem wyminąć Polaka. Uniemożliwił mi ten manewr, chwytając za ramiona. Zacząłem się szarpać, ale był ode mnie silniejszy.
− Czego chcesz od Severina? – zapytał, siląc się na spokój. – Przecież wszystko o czym mógłbyś, kiedykolwiek marzyć masz przed sobą.
Zignorowałem go. Teraz nie było czasu na jakąkolwiek bezsensowną rozmowę. Ominąłem Kamila i skierowałem się w stronę łóżka, na którym leżał Severin owinięty kołdrą. Zerwałem z niego pościel i pociągnąłem za sobą, nie zważając, że jest nagi. Pod drzwiami od jego pokoju zgromadziło się kilkanaście osób zwabionych moimi wrzaskami, które przyglądało się uważnie Niemcowi, cicho komentując jego klejnoty rodowe. Próbował zasłonić je ręką, ale co się zobaczyło to zostanie w pamięci tych szczęśliwców.
− Peter, oszalałeś! – wrzasnął, próbując wyrwać dłoń z mojego uścisku.
− Nie obchodzi mnie, że właśnie uprawiałeś seks z Kamilem! Nie obchodzi mnie, że nie jesteś ubrany i wszyscy mogą zobaczyć twoje... powiedzmy to miejsce strategiczne! – zacząłem wrzeszczeć. – Masz iść do Fannemela i zapewnić go, że nie jest beznadziejny i jesteś w nim zakochany do szaleństwa, i chciałbyś z nim się kochać do nieprzytomności. Zrozumiano? Jak dla mnie, żeby udowodnić swoją miłość do niego to możesz nawet nago zatańczyć bunga-bunga... − chciałem jeszcze trochę pokrzyczeć na Niemca, ale ochrypłem. Cholera. Tak dobrze mi szło. Nawet dostałem oklaski od Norwegów.
Pociągnąłem Severina za sobą i zostawiłem go sam na sam z Andersem.
− Nie wyjdziecie stąd, dopóki nie wyjaśnicie sobie wszystkiego i nie będzie happy endu – powiedziałem, zamykając drzwi.
"Jedna sprawa jest załatwiona" – pomyślałem, otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu. Byłem z siebie bardzo dumny. Uśmiechnąłem się z satysfakcją.
Usiadłem pod drzwiami, opierając się ścianę. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w odgłosy docierające z mojego pokoju. Było cicho. Westchnąłem. Przynajmniej nikt się nie morduje. Ktoś się do mnie dosiadł, ale nie miałem siły nawet rozchylić powiek, aby zobaczyć kto to. Poczułem jak jakaś dłoń przeczesuje moje włosy i powoli zapadałem w sen, opierając się o czyjąś klatkę piersiową. Do moich nozdrzy dotarł znajomy zapach.
− Kamil – szepnąłem, próbując otworzyć oczy.
− Śpij – odpowiedział, jego ręka wkradła się pod moją koszulkę.
Zasnąłemz uśmiechem na ustach.
Cdn.
Mam nadzieję, że spodobał Wam się ten rozdział. Komentarze są wskazane. Nie przeszkadzało Wam, że użyłam kilku niecenzuralnych słów? Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze pod poprzednimi rozdziałami. Działają one motywująco.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top