Rozdział II
"Błogosławiony niechaj ów dzień będzie,
Czas, miejsce, chwila, miesiąc i rok cały,
Gdy mnie poraził na zawsze i wszędzie
Blask dwojga oczu, które mnie spętały."
Petrarka "Sonet 61"
Ważyłem w dłoni mały, owalny kamyk. Zastanawiałem się z jaką siłą go rzucić, aby trafić w okno, ale nie uszkodzić szyby. Wziąłem zamach i wypuściłem kamyk z ręki. Trafił do celu, ale mimo hałasu nikt nie podszedł do okna. Rzuciłem kolejny raz i znów. Wreszcie zirytowany Fannemel wychylił się przez okno i spiorunował mnie wzrokiem.
— Jest godzina trzecia w nocy do jasnej cholery — wrzasnął. Ciarki przeszły mnie po plecach. Niski Norweg jak krzyknął to bębenki w uszach pękały.
— Cii — syknąłem.
— Co cicho?! Ja tu podglądam Sevcia pod prysznicem, a Ty mi przerywasz nocny seans — zirytowany Fannemel przewrócił oczami. — Czego chcesz?
— Mam dla Ciebie propozycję nieodrzucenia.
— Prevc, konkrety. Jakbyś nie widział to się śpieszę, bo przez Ciebie przegapię mój ulubiony moment.
— Ty i Severin, ja i Kamil. Czy te informacje Cię zadowalają? — zniecierpliwiony czekałem na odpowiedź Norwega, przygryzając wargę i stąpając z nogi na nogę.
— Właź — Norweg pokręcił głową i kiedy światło księżyca padło na jego twarz, wydawało mi się, że w jego oczach lśniły łzy. To wrażenie trwało dosłownie kilka chwil.
— Jak?! — zapytałem, patrząc na Norwega jak na idiotę. Nie jestem żadnym Supermenem ani innym Batmanem, aby wspinać się po ścianach.
— Jak cywilizowany człowiek — na chwilę zawiesił głos, aby dawkować napięcie — drzwiami.
Puknąłem się ręką w czoło i udałem się do pokoju Fannemela.
***
Żałowałem, kiedy poszedłem do pokoju Norwega. Walały się po nim butelki jakiejś polskiej wódki i niedopałki papierosów, a zza ściany słychać było odgłosy kochającej się pary. Sam Anders leżał na łóżku i wypłakiwał się w poduszkę. W rękach trzymał fotografię. Podszedłem bliżej, aby przyjrzeć się zdjęciu. Widniały na niej dwie uśmiechnięte osoby. Severin i Anders. Przewróciłem oczami i wyrwałem fotografię z rąk Norwega.
— Nie maż się — spojrzałem jeszcze raz na zdjęcie, szukając odpowiednich słów, aby pocieszyć zapłakanego skoczka. — On by tego nie chciał.
Norweg nie odpowiedział, ale powoli przestał się trząść, a strumień łez słabł, przeradzając się w niegroźny strumyczek. Usiadłem obok niego, zrzucając na podłogę porozwalane na łóżku ubrania Norwega i zacząłem gładzić go po plecach. Przed oczami stanął mi obraz sprzed kilku godzin, kiedy to mnie Niemiec głaskał uspokajająco. Objąłem Andersa, powielając schemat działań Severina tylko w odwrotnej kolejności.
— Jesteś dla niego ważny — powiedziałem, przeczesując palcami, gęste, blond włosy Norwega. Nie kłamałem. Anders był ważny dla Severina. Uśmiechał się do niego tak jak nigdy nie uśmiechał się do mnie, czy nawet do Kamila. Tak. Dla każdej osoby miał zarezerwowany innych uśmiech. Dla Norwega był najbardziej radosny.
— Kłamiesz — zaprzeczył, a strumyk łez nabrał siły. Westchnąłem. Marny ze mnie pocieszyciel.
— Fannemel, ogarnij się. Rozumiem, że jesteś nieszczęśliwie zakochany, ale nie ty pierwszy i nie ostatni — powiedziałem, kładąc głowę Norwega na swoich kolanach. — Musisz zawalczyć o swoją miłość — powiedziałem bardziej do siebie niż do Andersa.
— Łatwo Ci mówić — odpowiedział, a ja wyobraziłem sobie jak na jego ustach pojawia się sarkastyczny uśmieszek.
— Nie Ty zakochałeś się w chłopaku swojego najlepszego przyjaciela — powiedziałem.
— Życie jest do bani — pokiwałem głową, zgadzając się ze zdaniem Norwega. Zabrał głowę z moich kolan i zaczął szukać czegoś po szafkach, wywalając z nich wszystkie rzeczy. W końcu wyjął butelkę wódki. — Napijesz się ze mną? — zapytał, nie czekając na odpowiedź, podał mi pełny kieliszek. — No to chluśniem, bo uśniem — przystawił szkło do ust, rozchylił wargi i przełknął trunek, nie krzywiąc się. Poszedłem w jego ślady. Alkohol palił moje gardło i żołądek. Nie byłem przyzwyczajony do tak mocnych trunków jak Norweg. Biorąc pod uwagę stan pokoju to trenował od kilku dni.
— Przydałaby się zagryzka — przerwałem ciszę.
— Przyzwyczaisz się — odpowiedział, wypijając kolejny kieliszek wódki. Pokręciłem głową. Stan Norwega pozostawiał wiele do życzenia, ale mogła być to szansa na zdobycie Kamila.
W pewnym momencie Norweg zasnął. Westchnąłem. Wyjąłem z dłoni Fannemela kieliszek i odłożyłem na szafkę nocną. Przykryłem go kołdrą i zacząłem wrzucać butelki po wódce, puszki po piwie do worka na śmieci. Kto by pomyślał, że będę robił dzisiaj za sprzątaczkę. Ubrania Andersa rzuciłem na fotel, a jego zdjęcie z Severinem odłożyłem bezpiecznie na szafkę. Biorąc śmieci ze sobą, wyszedłem, opracowując plan zdobycia Kamila, który zakładał, że Sevi dowie się o problemie alkoholowym Fannemela i będzie chciał mu pomóc, a zaniedbany Kamil wskoczy w moje ramiona.
Wyrzuciłem worek do kontenera na śmieci znajdującego się na dworze i wróciłem do siebie do pokoju. Spojrzałem na zegar. Dochodziła piąta rano. Westchnąłem. Przede mną trzy godziny snu, śniadanie i trening. Rozebrałem się i zasnąłem, kiedy tylko przyłożyłem głowę do poduszki, zapominając nastawić budzik.
Cdn.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Komentarze są jak zawsze wskazane.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top