Rozdział 2

Madellin

Biegłam ile miałam tylko tchu w piersiach, prawie bym upadła o wystający korzeń ale w ostatniej chwili nad nim przeskoczyłam. Gdy byłam już na miejscu zobaczyłam karetę taty. Wśliznełam się ,więc kuchennym wejściem do domu gosporadza. Przeszłam prze to pomieszczenie i miałam iść dalej, jednak na mojej drodze staneła pokojówka, przycinełam palec do ust dając jej znać by nic nie mówiła. Kiwneła ona głową i szybko uciekła. Gdyby nie to że musze być cicho roześmiałabym się teraz. Idąc dalej usłyszałam głosy śledzonych prze mnie osób. Stanełam przy drzwich by je jescze lepiej słyszeć.

- To będzie świetny interes mówię panu, nie ma co sie zastanawiać drogi panie trzeba działąć szybko i zdecydowanie. - oznajmił dudniącym glósem Pan Kirlsen.

- Tak, tylko ja nie jestem pewny.

- Lecz ja jestem pewny drogi panie . Czegóż jeszcze pan ode mnie oczekujesz? Na pańskim miejscu chciałoby się znaleśc wielu, a pan jeszcze masz wątpliwości?! Potrzebny mi ktoś zdecydowany i jeśli nie jesteście pewni no to znajdę kogoś innego.

- Nie!

- Czyż to znaczy, ze jednak ubijemy interes?

- Tak, tylko...

- To wspaniale drogi panie. Tu mam umowę, wystarczy podpisać i możemy zacząć działać. Pan ma kontakty w wyższych sferach i nie tylko, a ja pieniądzę by zainwestować w tę działalność. Proszę oto długopis. - nie mogłam uwierzyć własnym uszą . Tatko podpisywał jakąś umowę i to z kim . Nasuwało się tylko pytanie jaki to interes? postanowiłam opóścić to miejsce czym prędzej by nikt mnie nie zauważył. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top