JESTEM NIEZDECYDOWANA 2/2

Dzień w korporacji zawsze zaczynał się identycznie. Przywitałam dziewczyny z recepcji, odblokowałam drzwi kartą magnetyczną, która równocześnie rejestrowała też czas mojego przyjścia do firmy, następnie skierowałam się do swojego działu. Mój zespół zajmował niedużą przestrzeń oddzieloną od reszty tylko szklaną szybą.

Powiesiłam wilgotny płaszcz na wieszaku, usiadłam przy biurku i włączyłam komputer. Najpierw sprawdziłam skrzynkę mailową, a gdy się okazało (jak zazwyczaj zresztą), że nie dostałam żadnych naglących wiadomości, uruchomiłam wewnętrzny program, by rozeznać się w postępach aktualnego zlecenia.

W międzyczasie ludzie pomału nadciągali z każdej ze stron. Gdzieś rozległ się dźwięk buczącej drukarki, rozdzwoniły się pojedyncze telefony, z poustawianych obok siebie boksów docierały odgłosy rozmów i stukania w klawiatury. Nie mieliśmy odgórnie narzuconej godziny na rozpoczęcie pracy, ale większość przychodziła na dziewiątą, aby nie tkwić tu do późna. W naszej sekcji pierwszy pojawił się Rafał, zaraz po nim Olo z Borutem oraz Paweł, a na końcu Majka, która już od wejścia trajkotała na temat najświeższych plotek.

– Słyszałaś o nowym managerze z kadr? Ponoć wygląda tak obłędnie, że laski mdleją na jego widok. – Rozemocjonowana przyjaciółka usiadła na krześle i podjechała nim bliżej mnie.

Przewróciłam oczami. Jeśli chodziło o facetów, kumpela nie przepuszczała żadnemu.

– Mówią, że ma tak soczyście zielone oczy jak świeża trawa na łące – kontynuowała tuż przy moim uchu. – Znasz mnie, zawsze lubiłam trawę. – Zaśmiała się, wykonując dłonią gest, jakby zaciągała się blantem.

– Czy ty się czasem z kimś teraz nie spotykasz? – Posłałam jej upominające spojrzenie.

– Kochana, dla ciebie podpytałam – usprawiedliwiła się. – Musisz wreszcie zapomnieć o tym swoim Kubie i zacząć się umawiać z innymi, inaczej najlepsze partie przejdą ci koło nosa.

Spuściłam głowę.

– On wrócił – wymamrotałam.

Majka aż rozdziawiła usta z niedowierzania.

– Kto? Solski?

– Tak. – Głośno wciągnęłam powietrze. – Pojawił się w środku nocy. Otworzył drzwi swoim kluczem, ale myślałam, że to złodziej, bo dłubał w zamku dobre kilkanaście sekund, więc... – Przygryzłam dolną wargę. Było mi trochę wstyd. – Uderzyłam go patelnią – dokończyłam cicho.

– Tym żeliwnym wokiem, mam nadzieję. – Parsknęła śmiechem.

– Jesteś okrutna.

– E tam. – Wzruszyła ramionami. – Powiedz chociaż, że kazałaś mu wracać, skąd przylazł? – Rzuciła mi ostre spojrzenie. – Nie chcę znów patrzeć, jak przez niego ryczysz. Nie rób sobie tego.

Zamilkłam na moment. Nie podobało mi się, dokąd zmierzała ta dyskusja. Traktowałam Majkę jak siostrę i liczyłam się z jej zdaniem, jednak nic nie mogła poradzić na to, że nadal kochałam Kubę. To było silniejsze ode mnie. Nie planowałam od razu wskakiwać z nim do łóżka, nie wiedziałam w ogóle, czy chcę jeszcze kiedyś dać nam drugą szansę, ale jeśli tak się stanie i faktycznie będę ponownie płakać z jego powodu, trudno. Ważne, że podejmę to ryzyko sama.

Zbyłam przyjaciółkę paroma ogólnikami, wygasiłam ekran monitora i wykręciłam się od dalszej rozmowy, informując, że koniecznie muszę skoczyć do bufetu po coś do jedzenia. Wcale nie byłam głodna, zwyczajnie nie miałam ochoty na żadne deklaracje, a wiedziałam, że Majka tak łatwo mi nie odpuści.

Chłopaki były właśnie po śniadaniu, jedynie Rafał przebąkiwał o niedoborze kofeiny w organizmie, dlatego bez trudu namówiłam go na wycieczkę do znajdującego się na parterze bistro. Knajpa nie należała do firmy, ale jako że mieściła się w tym samym budynku, byliśmy jej częstymi bywalcami. Obsługa nie pytała nas już nawet o imiona, ponieważ od miesięcy zapisywała je na naszych kubkach na wynos. Co prawda mieliśmy przynajmniej ze cztery dobrze wyposażone kuchnie służbowe, gdzie mogliśmy bez limitu korzystać z darmowego ekspresu, lecz to, co z niego powstawało, nazwałabym prędzej napojem zbożowym niż prawdziwą latte. Od dłuższego czasu wszyscy omijaliśmy go szerokim łukiem.

O tak wczesnej porze w lokalu panował spory ruch, więc kulturalnie ustawiliśmy się w kolejce do kasy. Od napływających zewsząd zapachów pieczywa oraz świeżo parzonej kawy ostatecznie nabrałam apetytu. Kumpel zagadywał o sobotniej imprezie z dawnymi znajomymi ze studiów, a ja przytakiwałam krótkimi mruknięciami, jednocześnie wpatrując się w rozpisane na ścianie menu.

Zrobiłam krok do przodu, żeby zlikwidować lukę w rzędzie. Gdzieś za mną dźwięczały sztućce siedzących przy stolikach klientów, po pomieszczeniu niósł się gwar rozmów i sporadyczne śmiechy. Co chwilę pocierałam ramiona dłońmi, gdy ktoś otwierał drzwi, wpuszczając do środka chłodne, deszczowe powietrze. Żałowałam, że jednak nie zostałam w domu. Nie znosiłam jesieni tak bardzo, że z ogromną chęcią wyjechałabym do jakiegoś egzotycznego kraju, po czym wróciła z niego dopiero na wiosnę. Może Teneryfa albo Bali?

– Wezmę mokkę i bagietkę z kurczakiem, a ty? – Obróciłam się do Rafała, ale zamiast jego wesołej twarzy napotkałam parę zdziwionych oczu, które należały do zupełnie kogoś innego. Ups.

– Czarną bez cukru – powiedział nieznajomy. – Skuszę się też na kanapkę, jeśli polecasz? – Błysnął białymi zębami. – Jestem tu pierwszy raz.

– Przepraszam. – Zachichotałam nerwowo, rozglądając się za przyjacielem. – Myślałam, że...

– Tam poszedł. – Mężczyzna wskazał ręką na Rafała. Kumpel stał kawałek od nas i dumał nad leżącymi na wystawce za szybą słodkościami. Cały on. – To co? Polecasz?

Z powrotem przeniosłam wzrok na mojego rozmówcę.

– Tak, są pyszne – potwierdziłam, uważniej mu się przyglądając. Musiałam przyznać, że przyjemnie się na niego patrzyło. Miał dłuższe, starannie ułożone włosy, zadbany zarost oraz intrygujące spojrzenie, które aż raziło intensywną zielenią. Od razu skojarzyłam go z poranną pogadanką Majki. – Nie pracujesz przypadkiem w HR?

Znów przesunęłam się o kilka centymetrów, by wypełnić miejsce po kolejnym obsłużonym kliencie.

– Pracuję, właściwie od dzisiaj. – Zmarszczył gęste brwi. – Pisali o tym w jakimś korporacyjnym wydaniu newslettera czy coś? – Wyczułam w jego głosie odrobinę nadziei, że byłoby fajnie, gdyby okazało się to prawdą.

Zaśmiałam się cicho.

– Niestety nie. – Lekko przechyliłam głowę i obdarzyłam go smutną miną. – Zdradzę ci za to pewien sekret. – Ściszyłam ton do konspiracyjnego szeptu. – Dziewczyny plotkują. Od rana paplają o głębokim odcieniu twoich tęczówek. Nie da się ukryć, że nie przesadzają.

– Hmm, uznam to za komplement. – Nieznajomy wyciągnął do mnie rękę. – Daniel Zakrzewski. Miło mi.

– Hela Osińska – przedstawiłam się i ujęłam jego dłoń. Miał pewny uścisk, nie żaden z rodzaju tych zbyt wiotkich, gdy człowiek jedynie chwyta za palce, jakby się bał bliższego kontaktu fizycznego. To mu się chwali. – Spróbuj tej z szynką parmeńską albo gruszką w białej czekoladzie – poleciłam. – Może nie brzmi zachęcająco, ale wierz mi, nie pożałujesz.

– Okej, zdam się na ciebie i zaryzykuję. – Puścił do mnie oczko. – Dzięki.

– A proszę.

Zamieniłam z mężczyzną jeszcze parę niezobowiązujących zdań, zapoznałam go z Rafałem, kiedy wreszcie skończył oglądanie deserów i do nas podszedł, później złożyliśmy zamówienia. Daniel wydawał się świetnym facetem, takim z poczuciem humoru oraz dystansem do samego siebie. Pożegnaliśmy się w windzie – on pojechał piętro wyżej, my wysiedliśmy, aby wrócić do naszego działu.

Gdy dotarłam do biurka, Majka nie poruszyła już tematu Solskiego ani moich wyborów, dlatego w nagrodę opowiedziałam jej o planach na dzisiejszą randkę. Targało mną coraz więcej wątpliwości, lecz finalnie uznałam, że powrót Kuby nie powinien wywracać mojego życia do góry nogami.

Jeżeli mieliśmy jeszcze kiedyś być razem, przyszłość to zweryfikuje. Proste.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top