Rozdział 7.
— Cholera jasna! — zawołał głośno Ron Weasley zaraz po otworzeniu paczki z hurtowni, albowiem w środku kartonu spokojnie spoczywała książka Kradzież Mony Lisy i najwidoczniej oczekiwała na prawowitą właścicielkę.
Ronald ze wściekłością odrzucił nożyczki na biurko (co było dość nieodpowiedzialne oraz niebezpieczne) i jak wygłodniały sęp zaczął krążyć po księgarni, nie wiedząc — rzecz jasna — co zrobić.
Łatwo powiedzieć zadzwonić do Hermiony! Najchętniej Ron wyrzuciłby tę książkę i raz na zawsze o niej zapomniał. Niestety oprócz chęci miał również sumienie, dlatego włożył ją do szuflady i zdecydował się zadzwonić za godzinę.
Obsłużył w tym czasie dwóch klientów, starł kurz z półek i zjadł dwa pączki z dużą warstwą lukru.
Och, no dobrze, za jeszcze jedną godzinę.
Posprzątał trochę na zapleczu, przeczytał rozdział Znaku Czterech i porozmawiał z jakąś miłą starszą panią o zaletach oraz wadach powieści Orwella. Według Ronalda to nie był stracony czas.
Oczywiście zadzwoniłby teraz, jednakże musiał posprawdzać księgę inwentarzową, co było o stokroć ważniejsze! W dodatku okazało się, że nie uzupełnił jeszcze zapasów długopisów, toteż bardzo uważnie przekładał po każdym do kubka w grochy, stojącego na księgarnianym parapecie.
Czuł, że odbiło się to na nim i zmęczenie opanowało całe jego ciało, i musi odpocząć.
I tak czekał aż do piętnastej.
Zresztą — Hermiona Granger miała pewnie mnóstwo wykładów i innych zajęć i bardzo nieuprzejmym zachowaniem byłoby zawracanie jej głowy.
15:05.
15:10.
15:15.
15.20.
— Och, na litość boską, nie zachowuj się jak dzieciak, Weasley! — wrzasnął w końcu na samego siebie i pełnym desperacji ruchem chwycił za słuchawkę telefonu.
Drżącym palcem wystukał numer Hermiony, ale na samym końcu nie wcisnął zielonej słuchawki, tylko zamrugał szybko kilka razy i zaczął nerwowo wpatrywać się w mały wyświetlacz.
Dzwonić czy nie dzwonić?
Nie, lepiej nie. I tak już wystarczająco wiele razy wyszedł na głupka. Ta rozmowa tylko pogorszy sprawę.
Ale... to przecież sprawy czysto związane z pracą! Ot, przyszła zamawiana książka i trzeba oddać ją klientce.
Jednak czy przypadkiem nie zabrzmi to wszystko trochę prywatnie? Z pewnością! Na bank palnąłby coś całkowicie od rzeczy i kolejna afera gotowa!
Z drugiej strony ten telefon mógłby wiele zmienić, wyprostować niektóre rzeczy, zmienić je...
Ronald Weasley czuł, że za chwilę oszaleje.
Jego kciuk zawisł nad zielonym symbolem — bardzo niepewnie, ale właśnie wtedy podmuch wiatru uderzył z całej siły w lekko uchylone drzwi, w czego skutek chłopak podskoczył przerażony i przez przypadek nacisnął guzik.
— Halo?
— M-mówi Ron Weasley. Z księgarni.
Oby tylko nie wyjść na głupka, oby tylko nie wyjść na głupka, oby tylko...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top