Rozdział 5.
Prawdę mówiąc, to Ronaldowi Weasleyowi było najzwyczajniej w świecie głupio. Owszem, nadal odczuwał lekką złość na myśl o Hermionie, ale zaczął wątpić w słuszność swojego zachowania. Nie powinien był reagować tak... gwałtownie? Oschle? Tak czy owak — mógł postąpić inaczej.
Rozpakowywał właśnie pudła pełne nowych książek, gdy usłyszał dzwoneczek zawiadamiający czyjeś wejście. Jak oparzony odwrócił się w stronę drzwi z nadzieją zobaczenia panny Granger. Na progu nie stała jednak Hermiona, a jego najlepszy przyjaciel, który zbyt często nie przychodził do pracy Rona.
— Cześć, Harry.
Ron odłożył scyzoryk obok pudełka, wytarł dłonie w dżinsy i podszedł do Harry'ego,
— Co się stało? Zwykle mnie nie odwiedzasz.
— No tak, ale... — westchnął ciężko i przymknął oczy, ukryte za szkłami okularów. — W sumie nie chodzi o mnie. Nie spodziewałem się, że będę kiedykolwiek z tobą gadał o czymś... takim.
Weasley zmarszczył brwi i oparł się o ladę.
— Jest taka dziewczyna z mojego roku i, cóż, chyba ją kojarzysz. Mam z nią w sumie dobry kontakt, a ona nie ma raczej przyjaciół, więc ze wszystkim chodzi do mnie, co jest w sumie mi—
— Kto to? — warknął zniecierpliwiony Ron, przerywając Potterowi.
— Granger. Hermiona Granger.
Ronald nabrał barw godnych pomidora, zacisnął usta w wąską kreskę i nagle zaczął z dużym zainteresowaniem przeglądać książki leżące na ladzie. Nie miał ochoty wysłuchiwać, co wielmożna panna wyszlochała w rękaw Harry'ego, ani jak bardzo oczerniła jego, biednego sprzedawcę, który chciał być tylko miły!
— Hermiona uważa, że niezbyt dobrze ją potraktowałeś. I podobno ostatnio na mieście bezczelnie ją zignorowałeś, po czym specjalnie wszedłeś w kałużę tak, aby ją ochlapać.
— Co za bzdury! — zaperzył się Weasley, prychnął ostentacyjnie i odwrócił się. — Skoro panna Granger nie potrafi sama załatwić spraw, to niech ich w ogóle nie załatwia! A ciebie, jeśli nic nie kupujesz, to proszę o wyjście. No już, idź sobie!
Nawet nie spojrzał na wychodzącego przyjaciela, wbił wzrok w zawalony papierami blat i tak mocno zacisnął dłonie na krawędzi, że aż pobielały mu knykcie.
Był zdenerwowany na cały świat! Na Hermionę, na Kruma, na Harry'ego, na tę przeklętą księgarnię, a już zwłaszcza na siebie.
Po co robił sobie jakiekolwiek nadzieje z dziewczyną, z która kontakt miał tylko i wyłącznie w pracy? Zachował się jak jakiś głupek. Palant. Kretyn. A teraz pewnie wszyscy się z niego śmieją do rozpuku! Och, dał się tak okropnie podpuścić. Jednak koniec z tym! Koniec z Hermioną w myślach przez dwadzieścia cztery godziny na dobę! Żadna Hermiona mu nie potrzebna, ot co. Ani inna posiadaczka szekspirowskiego imienia.
Odgarnął rude włosy z czoła, wyprostował się i ruszył w kierunku pudeł, aby dokończyć swoją pracę.
Ale Hermiona nadal tam była. W jego głowie. I wyjść nie zamierzała.
Weasley, z każdą chwilą dajesz coraz bardziej okazały pokaz swej głupoty, gratuluję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top