Rozdział 3.
Gdy do księgarni przyszła wiadomość, że tejże akurat książki już nie ma rynku, Ron Weasley miał ochotę wejść za jeden z regałów, przytrzasnąć się nim i już nigdy nie wychodzić. Co on teraz powinien niby powiedzieć Hermionie? Że Kradzieży nie ma i nie będzie? Nigdy w życiu!
Postanowił wziąć wolne i zacząć szukać na własną rękę. Gdzieś książka być musiała. No cóż, cały Londyn do przebycia to niezłe wyzwanie, ale Ron był na to gotów. Zaplanował, że zacznie (i najpewniej skończy) na antykwariatach.
Jednak to wcale nie ułatwiało zadania.
Gdziekolwiek poszedł, tam przepraszającym tonem mówiono, że niestety książki nie mają, ale żeby poszukał w sklepie obok. (Tam też jej nie było).
Wypił dotąd trzy kawy, zjadł dwa omlety z bitą śmietaną oraz gofra, jednak z każdą godziną poszukiwań tracił siły i energię. Miał ochotę wrócić do mieszkania, zakopać się pod kołdrę, a następnie iść spać. Ale czuł, że nie mógł. Wiedział, że ma cel, który musi spełnić. Więc właśnie to robił.
Wchodził do kolejnego, niezliczonego już antykwariatu, gdy kilkanaście kroków dalej mignęła mu czyjaś fryzura, łudząca podobna do włosów Hermiony. Poprawił szalik, zeskoczył ze schodów, prowadzących do sklepu i wytężył wzrok.
Tak, to zdecydowanie była Hermiona Granger.
I w dodatku, o zgrozo, siedziała w kawiarence z jakimś posępnym typkiem. Ronald zacisnął zęby i już miał do niej podbiec z przywitaniem na ustach, gdy dostrzegł, że to przecież Wiktor Krum, bułgarski sportowiec! Sportowiec, któremu przecież Weasley kibicował! Nie, to już jest jakiś absurd!
Cały czas Hermiona i Krum uśmiechali się do siebie, wymieniali między sobą najprawdopodobniej żarty i z radością popijali kawę, kiedy Ron, cały umęczony oraz wykończony, biegał w te i nazat po mieście, szukając jakiejś głupiej książki! Och, po jego trupie takie traktowanie biednych pracowników księgarni! Nigdy więcej!
Ze złością zarzucił szalik przez ramię, poprawił plecak i odwrócił się zamaszyście na pięcie, klnąc pod nosem. Czuł się oszukany. Wyjątkowo oszukany.
Musi zapomnieć o Hermionie. Musi—
W ogóle co to za idiotyczne imię! Nijak tego wymówić, napisać tym bardziej! A niechże Granger idzie do diabła, raz na zawsze! Przynajmniej będzie spokój, o tak.
Ron Weasley ostatni raz spojrzał na nich przez ramię, a potem jak najszybciej zaczął iść w stronę swojego mieszkania.
Kołdra i herbatniki były teraz jedynym wyjściem.
Niemiłego dnia, Hermiono.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top