Rozdział 20.

Gdy Hermiona trzy raz zdarła gardło na śpiewaniu Sto lat, zjadła ogromny kawałek tortu i opowiedziała niemal całą historię swojego życia, śmiejąc się do łez z uwag Freda oraz George'a, dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że nie wręczyła jeszcze Ronowi prezentu, który zostawiła na szafce w przedpokoju. Na szczęście wszyscy byli już najedzeni i zajęci sobą (szczególnie George i ciemnowłosa dziewczyna o imieniu Wendy), więc bez słowa wstała, aby następnie pójść po paczuszkę. Kiedy wróciła, Ronald gdzieś się ulotnił i najpewniej błąkałaby się między krzesłami, nie wiedząc gdzie szukać, gdyby nie szum wody dobiegający z kuchni.

— Zmywasz we własne urodziny?

— Chcę odciążyć mamę. Stała całe popołudnie przy garach i nawet nie pozwalała dotknąć solczniki, aby pomóc. Zresztą — urwał w pół słowa, bo odwróciwszy wzrok od talerza, zobaczył Hermionę z przekornym uśmiechem na twarzy i zapakowaną w złoty papier paczką w wyciągniętych ku niemu dłoniach. — Och, nie musiałaś — wykrztusił, po czym szybko wytarł ręce i nerwowo poprawił bordowy sweter.

— Na początku nie wiedziałam, co ci podarować. Miałam tyle pomysłów w głowie, a jednocześnie nic, co by nadawało się choć trochę. Błagam, otwórz i nie trzymaj mnie w niepewności — ostatnie zdanie powiedziała ze śmiechem drżącym od zdenerwowania.

Ronald bardzo delikatnie odebrał od niej prezent i równie ostrożnie oderwał błyszczący papier. Jego oczom ukazała się wpierw prosta okładka bez żadnego napisu, a dopiero potem grzbiet z wyhaftowanym misternie tytułem Mary Poppins i kilkoma drobnymi kwiatkami.

Zamrugał kilkakrotnie, pogładził palcami każdą z liter tak, jakby bał się, że pod wpływem dotyku ulecą niczym motyle i uniósł wzrok, od razu napotykając ciemne oczy Hermiony.

— Czy...? — wyszeptała zachrypniętym głosem, a na jej policzki wypełznął rumieniec w kolorze malin.

— To najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek dostałem — odparł równie cicho i ponownie dotknął okładki. — Czy należała kiedyś do ciebie?

— Jest moją ulubioną książką z dzieciństwa. Wiem, że to brzmi strasznie, jakbym wyjęła to zdanie ze słabego romansu dla zrozpaczonych kobiet, ale naprawdę dostałam ją od babci i naprawdę przeczytałam od deski do deski z miliard razy. Uwielbiam ją — wykrztusiła, opuszczając powieki, jakby właśnie paliła się ze wstydu z powodu swoich słów.

— To... dlaczego mi ją dałaś?

I wtedy właśnie Hermiona uniosła powieki, i popatrzyła na niego tak, jak nigdy wcześniej. Jej oczy błyszczały niczym dwie najjaśniejsze gwiazdy pośród konstelacji karmelowych piegów. Ron nawet nie zareagował, gdy wyjęła mu z dłoni książkę i odłożyła na blat. Następnie wspięła się na czubki palców i bardzo, bardzo cicho odpowiedziała:

— Niektóre rzeczy wymagają tego, aby się nimi dzielić.

A potem złączyła swoje usta z ustami Rona, modląc się o wieczność tej chwili. Zaskoczony przez moment jedynie poddawał się delikatnym i miękkim ruchom Hermiony, po czym nieśmiało wplótł palce w jej włosy i oddał pocałunek.

— Och — powiedziała Granger, a Weasley uznał to za genialne podsumowanie zaistniałej sytuacji, jednak mimo to odkaszlnął i dodał:

— Tak, to zdecydowanie najlepszy prezent w moim życiu.

I pocałował ją raz jeszcze. (Tym razem o wiele śmielej).

Mój Boże...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top