Rozdział 17.

— Wiesz, chyba od zawsze lubię książki. Mam wrażenie, jakby były wokół mnie od chwili narodzin. Och, to dość głupio brzmi, ale...

— Wcale nie! Tylko ty tak mówisz o tym, kiedy dla innych to po prostu zwykłe kartki oprawione w okładkę. Ja... — Ron zauważywszy spojrzenie Hermiony, które wyrażało radość oraz wzruszenie, lekko spuścił głowę i naciągnął golf na zaczerwienione policzki. — To znaczy... miałem na myśli... Lubię cię słuchać.

— Pójdę zrobić herbatę.

Hermiona miała to szczęście, że wystarczyło, aby potrząsnęła głową, a cała jej twarz, jak i emocje, znikały za burzą ciemnych loków. I w dodatku potrafiła szybko wymyślić jakąś wymówkę.

Weasley przysiadł na bordowym fotelu i zaczął palcami wystukiwać melodię z piosenki, którą mama zwykle włączała w czasie gotowaniu, podśpiewując cicho, kiedy nikogo nie było w kuchni. A to akurat oznaczało, że Ronald całkowicie znikał w swoich rozmyślaniach i wciąż na nowo coś rekonstruował, rozkładał na czynniki pierwsze i przeciskał przez maszynkę.

Kompletnie nie wiedział, co sądzić o Hermionie. Oraz o relacji z nią. To wszystko było zbyt zagmatwane. Gubił się. Miał wrażenie, jakby znajdował się w labiryncie, a znalezienie wyjścia wcale nie stanowiło nagrody, którą chciałby otrzymać.

— Nie wiedziałam, czy słodzisz, ale podejrzewam, że tak. Proszę — Hermiona podała mu czerwony kubek z rysunkiem Muminka, a swój (z podobizną Sherlocka Holmesa) postawiła na staromodnym stoliku o jednej nodze. Uśmiechnęła się nieśmiało za kilku kosmyków włosów, opadających na policzki i lekkim krokiem ruszyła do gramofonu, a już po chwili słowiczy głos wypełnił pomieszczenie francuskimi słowami o minionych latach, gorących uczuciach oraz utraconych miłościach.

— Chodź, musisz zobaczyć tę książkę. Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałam, aby ci ją pokazać — poklepała dłonią miejsce obok siebie na małej kanapie, mieszczącej zaledwie dwie osoby oraz jedną puchatą poduszkę.

Ron nerwowo odkaszlnął, poprawił zielony, wyblakły sweter, po czym niemal potykając się o własne nogi, klapnął na wytarte siedzisko obok Granger. Na początku czuł się odrobinę niekomfortowo — szczególnie, że jego nogi były zbyt długie jak na wysokość kanapy, co dawało wrażenie siedzenia na krzesełku w przedszkolu. Ale od Hermiony biło ciepło. Mówiła bardzo łagodnie, roztaczała aurę, jakby znali się od kilkunastu lat i koncentrowała się tylko na nim. I to powodowało, że Ronald otwierał się. Przychodziło to z trudem, jednak z każdym następnym zdaniem dawał ponieść się i rzucał żartami, które zwykle zachowywał dla siebie.

A kiedy Hermiona z zarumienionymi policzkami uniosła lekko głowę znad książki, pochwyciła jego migoczące spojrzenie skupione właśnie na niej i delikatnie dotknęła wnętrza dłoni, Ronald nie uciekł, nie odwrócił się, ani nie zaczął bełkotać pod nosem.

Ścisnął jej dłoń i bardzo, bardzo wolno pochylił się i prawie niezauważalnie musnął różane usta Hermiony Granger.

Ronald Weasley był chyba zakochany.

Och!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top