Część 3
Adrian wrócił do świata ludzi, by oddać ukochaną wnuczkę jej stęsknionym rodzicom. Ronald wraz z Alice i Agnes byli w NY, by załatwić niezbędne formalności. Młodzi chcieli odwiedzić grób dziadków Alice i poszukać mieszkania, bo postanowili wrócić do miasta, tym bardziej, że Barbara zamieszkała w świecie Bogów Śmierci, jako jedna z nich. Dom na Alasce postanowili na razie opuścić, ale porządnie go zabezpieczyli i pozamykali.
Ronald wprawdzie nadal był w czynnej służbie, ale odkąd urodziła mu się córka, wiele więcej przebywał w świecie ludzi, niż Shinigami. Wszyscy to doskonale rozumieli i tolerowali. I choć nie był to powód braków kadrowych w społeczności Mrocznych Żniwiarzy, jednak ten temat przeważył na zebraniu zarządu. Adrian wiedział dlaczego. Ludzi na świecie było coraz więcej, ale Shinigami nie przybywało. I to wcale nie dlatego, że nie było samobójców. Raczej dlatego, że ludzie przestawali wierzyć. W wędrówkę dusz, w to, że istnieje świat po śmierci, a nawet w zwykłą dobroć i miłość. Stali się samolubni, zapatrzeni w siebie i doczesne dobra. Nie chcieli wierzyć w nic więcej. Ich dusze skazane były na wieczny mrok. Nawet Żniwiarze i ich osądy nie wiele mogły tu pomóc. Adrian czuł swoim instynktem, że będzie jeszcze gorzej. Świat zaczynał stawać na głowie. I ten problem oni, jako strażnicy dusz powinni rozwiązać.
***
Tymczasem Grell wraz z pozostałymi wchodził właśnie do gabinetu Willa. Drażniła go – jak zawsze zresztą – obecność Barbary, mimo, że od dwóch lat była jednym z nich i całkiem dobrze sobie radziła jako Shinigami. Nawet on – jeden z najlepszych Żniwiarzy - musiał to przyznać. Jednak była też jedyną od wielu lat kobietą w ich kręgach. Tego nie umiał zaakceptować. Z wielu powodów. Nie miał by nic przeciwko, gdyby została jednak na ziemi, jako człowiek. Czy to nie wystarczyło Adrianowi? Czy nie dałoby się w taki sposób ocalić i Willa? Ale nie! Ona musiała zostać jednym z nich i zakłócić odwieczny prządek panujący w ich świecie. Tak przynajmniej obierał to on. Od samego początku, nawet Wiliam nie był tym samym Shinigami, co kiedyś. To wkurzało rudego chyba najbardziej . Wiele oddałby za te urocze chwile sam na sam ze swoim przyjacielem, nawet kiedy ten rugał go z góry na dół i karał. Od dawna tak nie było! Teraz był strasznie poirytowany, ponieważ Barbara znów brała udział w tym spotkaniu, a wolałby, aby jej tam jednak nie było. Wszedł ostatni do gabinetu, z impetem zamykając za dobą drzwi.
- Sutcliff!
- Tak? – spojrzał na Willa spod byka.
- Usiądź wreszcie, bo mamy ważne sprawy.
- Domyślam się nawet jakie – stwierdził, opierając kosę o biurko jak zawsze i robiąc przy tym jak zawsze masę bałaganu.
Barbara spojrzała na niego z niechęcią. Też go nie lubiła, czuł wyraźnie, ale miał to głęboko gdzieś. Ona chyba też, bo milczała taktownie. Kobiety! Nigdy za nimi nie przepadał! Nigdy, poza jednym wyjątkiem. Ale to było tak dawano temu! Jedna pamiątka jaka mu została, zbyt już zniszczona po ostatnim wypadzie na Nową Zelandię, była teraz w rękach Agnes, która obiecała, że zrobi co może, by doprowadzić do porządku jego czerwony płaszcz. Usiadł więc wreszcie, by móc dowiedzieć się co tak ważnego zaprząta głowy zarządu Mrocznych Żniwiarzy.
cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top