Część 1
- A to mała jest właśnie kosa Mrocznego Żniwiarza! Twój dziadek też ma podobną i tatuś!
Mała dłoń wyciągnęła się ku ogromnej, ostrej jak brzytwa pile.
- Mira! Nie!
Dziewczynka odskoczyła wystraszona, a rudowłosy podniósł swój wzrok.
- Czy tobie na serio już na mózg padło, Sutcliff?
Przed nimi stała Barbara, ubrana w służbowy garnitur, w którym było jej cholernie do twarzy, purpurowej wręcz z oburzenia.
- Zabieraj to cholerstwo od dziecka! Chcesz by sobie krzywdę zrobiła?
- Mi też strasznie miło się widzieć! – zakpił Grell.
Barbie rzuciła mu mordercze spojrzenie i wyciągnęła ręce do małej.
- Kochanie, choć do mnie! – A kiedy dziewczynka ufnie dała się wziąć na ręce, zapytała rudego, już nieco spokojniejsza. – Co tu robisz i czemu Miracle jest z Tobą? Gdzie jej ojciec?
Grell wstał. Górował nad Barbarą, bo był od niej wyższy, co mu dodawało poczucie wyższości. Nie lubił jej! Nawet teraz, kiedy była jednym z nich. A może właśnie dlatego?
- Mała przyszła tu z dziadkiem. Adrian jest teraz na zebraniu Zarządu, podobnie jak William. Ale to chyba wiesz?! Prosił mnie bym zajął się Mirą, co z przyjemności uczyniłem.
- Czemu nie jesteś razem z nimi?- Barbie rzuciła mu podejrzane spojrzenie.
Wzruszył ramionami.
- Wróciłem właśnie z kolejnej misji. Zresztą nie chadzam na zebrania Zarządu. Ani ja im nie jestem potrzeby, ani oni mnie.
- To mnie jakoś nie dziwi!
Grell już miał dopiec jej czymś, kiedy drzwi korytarza się otworzyły i stanął w nich Lawrence Anderson.
- Witajcie kochani! Grell! Wróciłeś? Świetnie! Barbaro, zabranie dobiegło końca, William ma ci coś do przekazania! – Podszedł do nich i złapał małą za rączkę – A to zapewne śliczna wnuczka naszego Adriana?
- Tak – uśmiechnęła się Barbie.
- Jak masz na imię maleńka?
Ojciec po raz pierwszy widział małą w murach Biblioteki. Tylko to, że w jej żyłach płynęła krew Shinigami, pozwalało na jej wizyty w krainie Bogów Śmierci.
- Jestem Mila.
- Mila?
- Ma na imię Miracle, ale mówimy do niej Mira. Tyle, że nie wymawia jeszcze dobrze „r".
Wszyscy się roześmieli, a Mira nadąsała. Jednak jej oblicze zajaśniało uśmiechem, kiedy w korytarzu ujrzała swego dziadka w towarzystwie Williama. T. Spearsa.
- Wujek! – Wyrywała się, wiec Barbara puściła ja ku nadchodzącym, uśmiechając się na widok swego ukochanego i Crevana.
Grell zaś stał z boku i przyglądał się tej uroczej scence powiania. Nagle zrobiło mu się niewymownie smutno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top