Oikawa miał wolne popołudnie. Iwaizumi zostawił go na pastwę losu, toteż szatyn postanowił przejść się do galerii handlowej. Szedł pasażem, mijając różnych ludzi w różnym wieku. Przyglądał się im wszystkim dyskretnie, zwracając uwagę na jakieś małe szczegóły, niby nieistotne. Oikawa lubił ludzi. Lubił ich poznawać, odkrywać ich wnętrza i osobowości. Odkrywać tajemnice, które w sobie kryją.
Zerknął na szyld sklepu odzieżowego i zajrzał w głąb. Aż go zamurowało. Wszedł do środka szybkim krokiem, kierując się w stronę kasy. Musiał się upewnić, musiał sprawdzić.
— Dobrze, zaraz przyniosę pani nową sztukę — powiedziała sprzedawczyni z uśmiechem. Stojąca po drugiej stronie lady dziewczyna westchnęła, gdy kobieta odeszła, po czym wzięła do ręki leżący na ladzie obok portfel z doczepioną ceną.
— Wymieniasz na XS? — zapytał szatyn, a dziewczyna podskoczyła, upuszczjąc portfel na podłogę. Schylili się w tym samym czasie, niemal trącając się głowami. Chłopak wziął do ręki portmonetkę i odłożył na miejsce.
— Wymieniam na nieuszkodzoną — sprecyzowała, patrząc na niego z sympatią.
— Oikawa Tōru — uśmiechnął się i wyciągnął dłoń.
— Asakura Hikaru — odparła, podając mu rękę, którą chłopak niemal od razu chwycił i ucałował. Dziewczyna prychnęła cicho. — Nie masz przypadkiem dziewczyny?
— Jestem po prostu szarmancki — uśmiechnął się. — Mogę ci mówić Hi-chan?
— Nie — zaśmiała się.
— Więc niech będzie Hi-chan — powiedział. Dziewczyna pokręciła głową z dezaprobatą.
— Proszę, ta powinna być dobra — powiedziała kasjerka, pakując bluzę. — Jeszcze raz panią przepraszamy.
— Nic się nie stało — zapewniła, biorąc do ręki paragon i już miała chwycić za rączkę siatki, kiedy Oikawa złapał za nią i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia. Dziewczyna przewróciła oczami, pożegnała się ze sprzedawczynią i ruszyła za nowym kolegą.
— Oikawa, co robisz? — zapytała. Nie miała w zwyczaju używać form grzecznościowych. Dla niej było to zbędne.
— Zabieram cię na obiad — powiedział z pewnością siebie. — A to — wskazał na siatkę. — Dla pewności, że się zgodzisz.
Dziewczyna po raz kolejny pokręciła głową z niedowierzaniem i podeszła bliżej szatyna. Schowała dłonie w kieszenie bluzy i spojrzał na niego z dołu.
— Nie jestem głodna — powiedziała. — Kawiarnia?
— O tak, bardzo chętnie — przyznał i uśmiechnął się do niej tak serdecznie, jak tylko potrafił. Dziewczyna nie mogła pozostać mu dłużna. Uśmiechnęła się lekko, a w kącikach jej szarych oczu pojawiły się urocze zmarszczki. Skręcił w stronę wyjścia z galerii, patrząc na towarzyszkę.
— Do jakiej szkoły chodzisz? — zapytał. Dziewczyna założyła za ucho kosmyk kręconych włosów i poprawiła torebkę na ramieniu.
— Liceum Tokonami — powiedziała. — Szkoła taka sobie, ale wystarczająca.
Oikawa kiwnął głową.
— Która klasa?
— Druga — odparła. — A ty?
— Trzeci rok, Aoba Johsai — uśmiechnął się. — Jestem kapitanem drużyny siatkarskiej.
— Fajna sprawa — uśmiechnęła się.
— A co z tobą, Hi-chan? — zapytał, a dziewczyna zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem. Chłopak uśmiechnął się słodko, ale nie poprawił.
— Klub kulinarny — mruknęła cicho, bawiąc się bransoletką na nadgarstku, na co Oikawa nie zwrócił większej uwagi.
— Super! — zawołał. — Interesujesz się gotowaniem? — zapytał. — Na pewno jesteś świetna.
— Czy ja wiem — mruknęła, nadal skubiąc ozdobę z czerwonej muliny. Szatyn spojrzał na jej dłonie.
— Oznacza coś? — zapytał, a dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Hę?
— Twoja bransoletka — wyjaśnił, wskazując jej nadgarstek.
— Nie bardzo — odparła i weszła do kawiarni. Usiadła przy wolnym stoliku i poczekała aż szatyn przyniesie menu. Nawet nie spojrzała na kartę.
— Czym się jeszcze interesujesz, Hi-chan? — spytał, przeglądając ofertę. Spojrzał na zdjęcie deseru lodowego i uśmiechnął się jak dziecko.
— Lubię słuchać muzyki... Lubię kaligrafię... Uczę się języka migowego i wręcz ubóstwiam kwiaty — powiedziała. Tōru zerknął na nią znad menu i wyszczerzył zęby.
— Język migowy? — spytał z niedowierzaniem.
— Naprawdę — powiedziała, bawiąc się bransoletką. Oikawa zaczął podejrzewać, że to jej tik nerwowy lub coś w tym rodzaju.
— No dawaj — uśmiechnął się, a dziewczyna westchnęła ciężko i wykonała dłońmi kilka dziwnych gestów, po czym uśmiechnęła się smutno, a jej dłonie powróciły na blat stolika.
— Co to znaczy? — zapytał chłopak. Brunetka zawahała się.
— Przedstawiłam ci się — powiedziała i przygryzła wargę.
— Nieźle — uśmiechnął się. — Musisz mnie tego nauczyć.
— Może innym razem — powiedziała i spojrzała na kelnera, idącego w ich stronę.
— Co podać?
— Kawę latte z szarlotką i lodami waniliowymi — uśmiechnął się szatyn i spojrzał na towarzyszkę.
— Czarną kawę bez cukru, poproszę — powiedziała i ponownie zajęła się zabawą bransoletką. Tōru spojrzał na nią i westchnął w duchu. Naprawdę nie lubił, kiedy ludzie byli smutni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top