Rozdział 22
Hi! 😊
~~
Freya uchyliła powieki, chociaż miała wrażenie, że jest to wysiłek ponad jej możliwości. Głowa bolała ją tak bardzo, a każdy kolejny ruch sprawiał, jakby milion stalowych igieł wbijało się jej w czaszkę. Kilka sekund zabrało jej uświadomienie sobie, że ma związane z tyłu dłonie i że jest przerzucona przez ramię jakiegoś stwora. Jej serce przyspieszyło, a na ten dźwięk arrittu idący za nimi od razu spojrzał w jej kierunku. Freya zaczęła się szarpać, próbując wyrwać, ale ogromne łapsko bestii trzymało ją w mocnym uścisku i jej próby niczego nie przynosiły. Była zakneblowana, dlatego nie mogła nawet krzyknąć, na nadgarstku nie miała Jorny. Próbowała się uspokoić, wzięła dwa głębokie wdechy i koncentrowała swoją moc, planując zaatakować wszystkim, co miała, gdy usłyszała męski głos:
– To ci nic nie da, moja droga. Rozejrzyj się dookoła, nawet jeśli zabijesz jednego czy dwa arrittu, mam ich tu na pęczki.
Dziewczyna podniosła wyżej głowę i dostrzegła chłodne spojrzenie zielonych oczu Basyla. Przełknęła ślinę, gdy mężczyzna uśmiechnął się do niej delikatnie, a później wskazał na idące w zwartym szyku po ich bokach bestie. Freya mimowolnie zadrżała. Skąd on ich tyle brał, do cholery? Arrittu były rzadko spotykanymi bestiami, nie chodziły stadami. Nie było ich wiele. Jakim cudem...
– Po połączeniu się ze źródłem odkryłem szybki sposób na klonowanie tych bestyjek – podpowiedział jej Basyl.
Freya zamrugała. Tępy ból w czaszce nadal nie pozwalał jej myśleć do końca jasno, ale zdała sobie sprawę z braku tarczy. Od razu wzniosła swoją mentalną osłonę, co tylko rozśmieszyło Basyla.
– Czego ode mnie chcesz? – warknęła w końcu.
Mężczyzna patrzył na nią bardzo długo, jakby szukał w jej twarzy czegoś, czego nie mógł dostrzec na pierwszy rzut oka. Mrużył oczy, aż w końcu na jego wargach znowu zadrgał chłodny uśmiech.
– A więc ten stary kretyn ci niczego nie powiedział – stwierdził w końcu. – No cóż, wielka szkoda. Ale jesteśmy już na miejscu, więc nie będę tym, który przekaże ci dobre wieści. Może uda nam się znaleźć jeszcze chwilkę dla siebie na kilka minut przed twoją śmiercią, ale niczego nie obiecuję. – Skinął głową na dwie bestie. – Odstawcie ją, a później zabierzcie...
Głośny ryk wielu zwierząt dotarł do nich sekundę później. Basyl obrócił błyskawicznie głowę, w jego dłoni zmaterializował się miecz. Potwory stanęły w szyku tuż przed swoim panem, jakby chciały go chronić, gdy na niewielką dolinkę, w której się zatrzymali, wpadł czarny cień. Freya wiedziała, że to Anatolij, ale mimo to nie mogła uwierzyć, że mężczyzna poruszał się aż tak szybko i uderzał tak celnie i bezlitośnie. Bestie ryczały, atakowały go z każdej strony, ale on zdawał się zupełnie nie zauważać ich ogromnych kłów czy pazurów, wyciągniętych w swoją stronę i przecinał je raz za razem, jakby były z masła. Jego aura błyszczała co chwilę, unieruchamiając przeciwników, aż w końcu Anatolij znalazł się kilkanaście metrów od nich, otoczony przez osiem bestii, zatrzymanych w pół kroku przez gest Basyla.
– Jeśli wpadłeś na zjazd rodzinny – odezwał się Basyl. – To zaproszenie już wycofane.
Anatolij zerknął na Freyę, która właśnie została pociągnięta przez jego brata w swoją stronę. Zanim zdążyła się wyrwać, Basyl przytknął jej do gardła sztylet, w który zmienił swój miecz. Dziewczyna zamarła, tym razem czując tak ogromny strach, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła.
– Basyl. Daj spokój. Pójdę z tobą. Wygrałeś, zabierz mnie i miejmy to z głowy, ale zostaw Melifey i Freyę w spokoju.
Basyl zaśmiał się chrapliwie, a potem zrobił trzy kroki do tyłu. Freya musiała podążyć za nim, bo ostrze na jej gardle zrobiło właśnie płytkie nacięcie i pojawiła się strużka krwi.
– Ciebie? Ale po co miałbym zabierać ciebie, Anatolij, gdy mam tutaj coś o wiele lepszego? Myślałeś, że jak dasz dziewczynie broń nasączoną twoją mocą to nigdy przez nią nie dostrzegę jej własnych więzów magii? Jesteś taki naiwny, bracie. Nawet gdybym je przegapił, popis, który dała po przemianie i przed wioską powiedziałby mi wszystko.
Freya nie miała pojęcia, o czym mówił, mogła jedynie cofać się razem z nim, desperacko próbując znaleźć luki w jego tarczy. Ale takich nie było, nie miała szans go zaatakować. Bogowie, jego magia... jego magia wylewała się teraz z całej jego postaci, otaczała ich oboje, aż Freya czuła ciarki na ciele. Tyle mocy. Niby jak miała mu się przeciwstawić? Połączył się ze źródłem magii, do cholery. Nie miała z nim żadnych szans, zresztą Anatolij też nie. A jeśli Basyl był osłabiony przez chorobę, co by było, gdyby połączył się ze źródłem w pełni sił? Dziewczyna zadrżała.
– Nie wiem, o czym mówisz. – Głos Anatolija zabrzmiał jednak niepewnie, jakby właśnie sprawdzały się jego najgorsze przeczucia, a on nie mógł nic zrobić.
– Och, oczywiście, że wiesz. Myślałeś, że odwrócisz moją uwagę od tego, kim ona jest. Ale nic z tego. Na cóż mi twoja żałosna aura, gdy mogę zabrać moc córce Rafaila i zyskać jego elektryczność?
Dziewczyna rozszerzyła oczy ze zdumienia i wpatrywała się w bladą twarz Anatolija, jakby czekając, aż zaprzeczy. Ale Raesii zacisnął zęby i nie spojrzał w jej kierunku, patrzył prosto na rozbawionego całą sytuacją Basyla. Serce Frei przyspieszyło znowu – ale czy ze wściekłości, zaskoczenia czy strachu, nie miała już pojęcia. Nazwał ją córką Rafaila.
– Nawet rozumiem, czemu na początku ją ukrywałeś i nie dałeś znać Rafie – odezwał się Basyl. – W końcu pokłóciliście się, śmiertelnie obraziliście i tak dalej. Pewnie nie mogłeś na nią patrzeć po tym, co Rafail ci zrobił. A potem zrobiło ci się jej żal, co?
– Nie – odparł spokojnie Anatolij. – Dopóki nie ujawniła się jej aura, nawet nie podejrzewałem, że jest jego córką.
Freya zaczęła szybciej oddychać i czuła, jak jej serce wali teraz jak oszalałe. Była bratanicą Anatolija? Wszystko nagle zaczęło się jej układać w jedną całość. Próba odciągnięcia od niej Basyla, te treningi, to, że na początku nie potrafił w ogóle z nią rozmawiać, a w końcu chronił ją na wszelkie możliwe sposoby. I jej oczy, które były przecież takie same jak jego. Cholera, przecież sam nawet jej mówił, że Rafail zdradzał swoją żonę w młodości i że nawet tutaj, w Międzyświecie. Jak widać jej matka skorzystała z okazji i myślała, że miała do czynienia ze zwykłym podróżnym, to zresztą wmawiano jej przez lata. Nikt widocznie nie wiedział, kim był Rafail.
Ale dlaczego Anatolij to przed nią ukrywał? Dlaczego nigdy nie powiedział jej prawdy? Cholera, ona tyle lat myślała, że nie ma żadnej rodziny, że jedynie Phemie jest z nią spokrewniona, a tymczasem okazało się, że Anatolij był jej wujkiem. I że... że miała ojca. Naprawdę. Nie był jakimś nieznanym przybłędą czy handlarzem, który wykorzystał jej matkę i zniknął. Wyjechał, bo pewnie nie wiedział niczego o jej istnieniu, a Anatolij kazał mu tu nigdy nie wracać.
– A później?
– Później okazało się, że Rafa nie ma dziedzica. A znałem cię wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, co zrobisz małej, słabej dziewczynce, jeśli pojawi się w okolicy i zacznie rościć sobie prawa do tytułu Księżniczki. Wyeliminowałeś mnie, potem Manu, dlaczego nie miałbyś zrobić tego samego z nią?
Vasyl zaczął się śmiać.
– I co, szkoliłeś ją, bo chciałeś ją przygotować na spotkanie ze mną?
Anatolij się skrzywił, ale nie odpowiedział.
– Jesteś jeszcze głupszy, niż sądziłem.
Dziewczyna była skołowana, nie miała pojęcia, co się działo. Czuła tylko, że jest pionkiem w jakiejś grze, której rozgrywka toczyła się już od wielu lat, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy. I ogromny strach mieszał się teraz w niej z wściekłością, ale i z jakimś ukłuciem zdziwienia. Anatolij przez tyle lat nie powiedział jej prawdy, ale dlatego, że próbował ją chronić. Nie miała pojęcia, co o tym sądzić.
– I na nic się twoje próby nie zdały – dodał Basyl.
– Puść dziewczynę i załatwmy to raz, a dobrze, Bas.
Mężczyzna znowu się roześmiał.
– Nic z tego i dobrze o tym wiesz. Ona przyda mi się bardziej, niż ty mógłbyś kiedykolwiek. Dlatego dziękuję, że ją tu dla mnie ukryłeś. W tej głuszy o wiele prościej było ją zaatakować, zwłaszcza że nie miała dobrego przeszkolenia i zmieniła się zaledwie raz. Nie była żadnym przeciwnikiem dzięki twoim staraniom. Nie sądziłem, że kiedyś tak mi pomożesz, braciszku. Dziękuję. Pozdrów Rafę i powiedz mu, że niedługo przyjdę po to, co mi się należy. Muszę tylko najpierw wykąpać się w magii i krwi jego córki.
Później, nim Anatolij zdążył zrobić krok, Basyl razem z Freyą zniknęli, a na niego spadła cała grupa arrittu.
*
Freya otworzyła oczy, ale ciemność nie zniknęła. Nie była w stanie dostrzec, gdzie się znajdowała, bo wszechogarniająca czerń skutecznie blokowała jej zmysły. Nie miała pojęcia, co to za miejsce ani co tu robiła. Nie wiedziała zupełnie nic.
Uświadomienie przyszło cztery sekundy później i uderzyło w nią niczym taran. Basyl, porwanie, walka, teleportacja. Cholera. Uniosła się na łokciach, a później z trudem usiadła. Była przytłoczona, bo instynktownie wyczuwała, że jest zamknięta w dosyć małym pomieszczeniu. W celi? Stanęła na nogi i na ślepo zaczęła podążać wzdłuż ściany. Rękami dotykała chłodnego muru, który pochłaniał resztki ciepła pochodzącego z dłoni. Na jej nieszczęście przypuszczenia się sprawdziły – dotarła do krat, które zatrzymywały ją w tym pomieszczeniu. Były jeszcze chłodniejsze niż ceglana ściana, a spomiędzy nich napływało do niej chłodne powietrze.
Nie pamiętała niczego, co zdarzyło się po rozmowie Basyla z Anatolijem. Nic nie przychodziło jej do głowy, która od przebudzenia była rozrywana od środka tępym, pulsującym bólem. Oczy powoli przyzwyczajały się do mroku, więc zaczęła dostrzegać ciemną plamę krwi pokrywającą przód jej bluzki. Dotknęła szyi, ale po nacięciu nie było już śladu, zdążyło się zregenerować. We włosach miała mnóstwo pyłu, a paznokcie pobrudzone całkowicie od ziemi i krwi.
Usiadła na zimnej podłodze i schowała twarz w dłoniach. Przypomniała sobie, jak udało jej się wyrwać Basylowi na kilka chwil po tym, jak się teleportowali. Już samo to było dla niej szokiem, bo nie sądziła, że to możliwe. Jej ciałem szarpały dziwne dreszcze, jakby miała gorączkę, tylko objawy zwielokrotniły się i uderzyły na raz. Ale mimo to zdołała wysunąć pazury i rozciąć mu policzek, zanim kopnął ją mocno w brzuch, a później też w twarz. Musiało od tego czasu minąć już kilka godzin, skoro nawet nie czuła bólu w żadnej z tych części ciała. Pamiętała też, że udało jej się uderzyć w Basyla trzema błyskawicami, jednak jego tarcza była na tyle gruba, że mężczyzna zaledwie padł na kolana pod ich naporem. Wyszczerzył wtedy zęby i rzucił się w jej kierunku, a później... A później obudziła się tutaj.
Przełknęła nerwowo ślinę. W głowie nadal jej szumiało, do tego dochodziły wszystkie rzeczy, których niedawno się dowiedziała. Czy ona naprawdę była córką Rafaila a'Strouxa? Figasyjczyka, z którego rodu wywodziła się połowa królów tego państwa? Który był spokrewniony z rodziną królewską? Wiedziała, że u a'Strouxów często pojawiała się aura elektryczności, ale nigdy, w nawet najbardziej naiwnych marzeniach nie przypuszczała, że może być córką kogoś takiego. Zaraz jednak jej nadzieje zgasły. Przecież to nie miało znaczenia. Córka nie córka, była tylko kundlem z Międzyświata. Nawet jeśli Rafail by usłyszał o niej, na pewno nie chciałby nawet jej widzieć na oczy. Poza tym to i tak będzie niemożliwe, bo jego brat, a jej, jak się okazuje wujek, zamierza niedługo wydrenować ją z magii i krwi.
Ach, rodzinka.
Freya nagle zaczęła się bezgłośnie śmiać. Z przerażenia i powoli wkradającej się do jej umysłu paniki nie mogła powstrzymać chichotu, bo sytuacja, w której się znalazła, była naprawdę śmieszna. Mówiła tyle razy, że rodzina Anatolija jest pokręcona. A teraz się okazało, że ona sama do tej rodziny należy. To zresztą by wyjaśniało, czemu Freya była, jaka była. Z takimi przodkami i krewniakami nie sposób po prostu pozostać normalnym.
Uspokoiła się, gdy nagle trzasnęły gdzieś drzwi. Dzięki swoim wyczulonym zmysłom usłyszała ciche kroki i po chwili w ciemnym pomieszczeniu pojawiła się niska kobieta. Nie spojrzała na Freyę, przeszła po prostu obok jej celi, jakby jej tam zupełnie nie było. Freya jednak od razu ją rozpoznała.
– Dagma?
Dziewczyna odwróciła się błyskawicznie, w jej oczach błysnęło coś na krawędzi zmieszania i zdziwienia.
– O, obudziłaś się. Super.
– Co tu robisz?
Dagma wzruszyła ramionami i zaczęła dalej iść.
– Dorabiam sobie. Wiedziałaś, że jeśli ukradniesz samochód jakiegoś bogatego kolesia w Figasji, to w Ivarze też cię za to będą ścigać? Przekichane.
Freya zamrugała oczami, a potem przypadła do krat, które oddzielały ją od oddalającej się dziewczyny.
– Czekaj! Wypuść mnie stąd!
Dagma jednak pokręciła tylko głową i przystanęła przy drzwiach. Dopiero teraz Freya dostrzegła, że jej cela znajduje się w rogu jakiegoś dużego pomieszczenia. Na jego środku był idealny okrąg, obniżony o trzy stopnie w stosunku do reszty pomieszczenia. Cały pokój był zresztą jak wyżłobiony w ciemnym głazie, podłogi i ściany były lśniące i gładkie, przypominały marmur.
– Przykro mi, Freya. Nie mam nic do ciebie i w sumie szkoda, że tak wyszło. Ale Basyl to mój szef, rozumiesz chyba.
Później zniknęła za drzwiami, zostawiając wściekłą i zszokowaną Freyę znów samą.
*
Gdy Xavier i Raul poczuli mocny prąd magii, od razu skierowali się w jego stronę. Nie mieli wątpliwości, że w Międzyświecie nikt inny nie dałby rady wykonać zaklęcia teleportacyjnego z wyjątkiem Basyla. I przeczucie ich nie myliło, a gdy dotarli na miejsce, zobaczyli grupę arrittu atakujących ubranego na czarno mężczyznę. Jeszcze zanim Anatolij zdążył ich dostrzec, Xavier już zeskoczył z konia i wysyłał mocny podmuch swojej aury w kierunku bestii.
Była ich grupa, ale w trójkę bardzo szybko udało im się rozprawić z potworami, więc już po chwili zostali sami. Stali niemal ramię w ramię, oddychając ciężko, jak po przebiegnięciu maratonu. W końcu Anatolij spojrzał na nich obu, zlustrował ich stroje, twarze i zmrużył oczy.
– Freya chyba nie wyraziła się dość jasno – powiedział swobodnie, wyszczerzając swoje kły do Xaviera.
Mężczyzna cofnął się, wyciągając przed siebie dłonie.
– Ale masz farta, kolego – dodał po sekundzie Anatolij. – Jesteś mi potrzebny. – Odwrócił się w stronę Raula. – Ty też. No już, nie mamy czasu.
Figasyjczycy spojrzeli na niego zdziwieni, gdy nagle odszedł na kilka kroków od pobojowiska i usiadł na ziemi.
– Musimy ich zlokalizować, zanim ten sloshack zapadnie się pod ziemię.
Xavier zmarszczył brwi, ale posłusznie zajął miejsce obok Anatolija, jak do tej pory nie wypowiadając ani słowa. Rafail mówił mu, że jego starszy brat zdziwaczał i nie było to nic dziwnego w tej głuszy, ale mimo wszystko ani on, ani Raul nie mieli pojęcia, co się działo. Zrozumieli tylko, że Anatolij chce zlokalizować Basyla, ale jak i w jaki sposób mają mu pomóc – nie mieli pojęcia.
– Jak mamy ci pomóc? – spytał w końcu Raul.
– Och, to bardzo proste – odparł Anatolij. – Potrzebna mi wasza krew.
– Chyba sobie żartujesz – prychnął Raul. – Po pierwsze nawet nie wiemy, kim dokładnie jesteś. Po drugie fajnie, nie dziękuj za uratowanie ci dupy. Po trzecie...
– Po trzecie Freya została porwana przez mojego brata, więc może byś się, do cholery zamknął, wziął pieprzony nóż i przeciął palec. Potrzebna mi jedna kropla, a nie całe naczynie i nie zamierzam was przekląć. Gdybyście nie namieszali dziewczynie i nie kazali jej prowadzać się po wyspie, nic z tego by się nie stało.
Xavier spojrzał na niego zdumiony.
– Co? O czym ty...
Anatolij machnął ręką, a później szybkim ruchem przeciął kciuk Xaviera i zebrał kroplę krwi do fiolki, którą trzymał w dłoni. Potem zwrócił się do Raula, ale ten odskoczył szybko i sam wykonał cięcie, przeklinając pod nosem na Anatolija. Stary Raesii zamknął oczy, później zaczął mamrotać nieznane im dotąd zaklęcia, aż w końcu rzucił fiolką w najbliższe drzewo.
– Fo loresa, przebiegły kretyn. Już zablokował i tę możliwość. Mruczka!
Figasyjczycy odruchowo zrobili krok do tyłu, gdy zza krzaków po kilku minutach wychynęła ogromna bestia. Nie zmieniła się ani trochę od czasu, gdy ostatnim razem ją wkurzyli, by zbliżyć się do Frei. I patrzyła na nich z taką samą nienawiścią, jak wtedy.
– Znajdź Freyę, maleńka – mruknął Anatolij. – No dalej.
Zwierzę stanęło na czterech łapach, a później zaczęło obwąchiwać okolicę. Xavier i Raul nawet nie zauważyli, jak wokół Mruczki zaczyna zbierać się magiczna poświata, jaśniejąca z każdą sekundą. W końcu bestia otworzyła oczy i spojrzała w kierunku Anatolija, a ten uśmiechnął się do niej szeroko.
– Dobra bestyjka. Prowadź. – Później odwrócił się w kierunku zdumionych Xaviera i Raula. – A wy dwaj postarajcie się nadążyć. Mamy niewiele czasu i bardzo wiele do nadrobienia. Od czego mam zacząć?
*
Mruczka prowadziła ich mroczniejszą stroną lasu, ale przynajmniej nie kierowała się w stronę wyspy, co wzięli na plus. Jechali za nią konno, Anatolij, jak się okazało, także miał gdzieś ukrytego wierzchowca, więc mogli przy okazji dowiedzieć się kilku rzeczy.
– Po pierwsze to słyszałem, że mój brat prosił was o sprawdzenie, co u mnie – zaczął Anatolij, gdy tylko ruszyli. – Zakładam, że już mu przekazaliście smutne wieści o tym, że niestety nie siedzę tutaj otoczony gromadką dzieci i wnuków, tak?
Xavier się zaśmiał.
– Nie widzieliśmy się z nim. Gdy tylko dotarliśmy do obozu, zdobyliśmy zgodę na powrót i od razu ruszyliśmy w drogę.
Anatolij spojrzał na niego uważnie, a później zmrużył oczy.
– Musiało ci ciążyć na sumieniu to, że złamałeś jej serce.
Xavier otworzył usta, ale po chwili zacisnął je mocno.
– Ach, miłość – odezwał się Raul – która nie złamała nikomu serca, to nie miłość, prawda?
Xavier zmierzył go zirytowanym spojrzeniem, a potem zwrócił do Anatolija:
– Nie zamierzałem jej skrzywdzić. I wróciłem, żeby to wszystko naprawić.
– A więc nie po to, by złapać mojego brata?
– Po niego również. Dowódca dał nam wolną rękę.
Anatolij zagwizdał.
– Co musiałeś mu za to obiecać?
Xavier milczał przez chwilę.
– Byłem w Legionie, chłopcze. Dobrze wiem, że nawet jeśli przez lata coś się zmieniło, to nie aż tak. Co poświęciłeś dla tego, by móc tu wrócić?
– Obiecał mu poparcie – odpowiedział za Xaviera Raul. – W następnym roku mają zmieniać się dowódcy. Xavier jest faworytem do tego stanowiska, bo wiadomo, że ma dostać awans lada dzień. Ale Hon nie ma ochoty oddać dowództwa nad Pierwszą Formacją.
Anatolij spojrzał zaskoczony na Xaviera, jakby zobaczył go nagle z zupełnie innej pespektywy. Potem pokiwał krótko głową.
– Więc naprawdę ci na niej zależy, co? – Później uśmiechnął się krzywo i westchnął. – Freya już dość wycierpiała. Ale jak stwierdził twój przyjaciel, co to za miłość bez złamanego serca.
– Mówiła...
– Że rozszarpie ci gardło, gdy cię zobaczy? – powiedział Anatolij, a potem machnął ręką. – Tak, uwielbia być dramatyczna. Mamy to we krwi. Ale wredna jest po matce, to na bank.
Raul i Xavier wymienili zdumione spojrzenia, a Raesii ciągnął:
– Sęk w tym, że brutalności ani bezwzględności nie odziedziczyła po naszym rodzie. A może to pieprzone Melifey za bardzo ją wycofało... Nie wiem. W każdym razie gdy już w końcu będzie po wszystkim i wyjedzie do Figasji, będzie potrzebowała wsparcia, Saverio Geroux. I mam nadzieję, że ty jej tego wsparcia udzielisz.
– Chwila, o czym ty właściwie mówisz? – spytał Raul.
– Naprawdę się nie domyśliliście? – westchnął Anatolij. – Zielone oczy, blondynka, rzuca błyskawicami tuż przed waszym nosem? A mówią, że jednak was szkolą w tym Legionie.
– Freya naprawdę jest córką Rafaila? – zapytał Xavier.
– Brawo, ratujesz honor Płomieni.
– Ale...
Anatolij zatrzymał się nagle, gdy Mruczka stanęła i zaczęła ponownie obwąchiwać otoczenie. Raesii przypatrywał się przez chwilę, jak odnajduje kolejną nitkę magii, pozostawioną przez Freyę i Basyla, a potem ruszył za nimi.
– Później. Teraz skupmy się wreszcie na ważniejszych rzeczach. Moja bratanica została porwana, bo Basyl już wie, kim jest. I zamierza wykorzystać ją, by odzyskać moc. Tyle wiecie, prawda?
Raul i Xavier pokiwali głowami.
– Basyl połączył się ze źródłem, więc będzie piekielnie trudno go pokonać, bo niemal nie da się go zranić. Ale to nie jest niemożliwe, wystarczy go trochę przeciążyć, by pobrał za dużo magii i sam wybuchnie, albo by przeciążył swój organizm i ten po prostu odmówił dalszej współpracy. Tylko on nie jest tam sam, ma na swoje usługi te pieprzone bestie i jakichś Magów, a teraz będzie też trzymał Freyę na ostrzu. Więc musimy opracować plan działania.
Raul i Xavier zsiedli z koni zaraz po tym, jak Anatolij dał im znak dłonią. Mruczka przystanęła przy jakichś krzakach, a potem zwróciła się w stronę swojego pana i znowu wróciła do chodzenia na dwóch łapach. Xavier miał wrażenie, jakby w jej oczach wyczytał wiadomość: to tutaj, więc zerknął w kierunku, który wskazywała.
Kilkanaście metrów przed nimi znajdował się wodospad. Było to najdziwniejsze miejsce, jakie Xavier kiedykolwiek widział, bo woda wypływała tam dosłownie z powietrza, pojawiała się po prostu nagle w przestrzeni i spadała z hukiem, rozbijając się o kamienne podłoże na dole. To podłoże było też całkowicie ciemne, gdzieniegdzie czarne, gdzie indziej grafitowe. Xavier uświadomił sobie, że są właśnie przy źródle magii, o którym opowiadała mu już Freya, tym które odpychało moce. To dlatego pewnie Anatolij nie był w stanie zlokalizować samemu Frei i Basyla.
– Planowanie zostaw nam, staruszku – mruknął Raul.
– Ukrywają się zapewne w grotach pod wodospadem – powiedział Anatolij, nie zwracając uwagi na jego słowa. – W samym centrum źródła, by wykorzystać lepiej jego moc. Fo loresa, jeśli ten kretyn połączył się już i z tym źródłem, nie jest dobrze.
– Najpierw sprawdzimy, ilu ich jest i postaramy się zlokalizować Freyę – przerwał mu Xavier. – Potem będziemy się tym martwić.
Anatolij skinął głową, a później skrył się z powrotem za drzewem. Raul i Xavier w tym czasie przeszukali swoje plecaki, by znaleźć najpotrzebniejsze rzeczy. Zostawili sobie jedynie po dwa uranitum, Raul wziął też na ramię łuk, na wszelki wypadek, a potem zostawili konie pod opieką Anatolija i ruszyli przed siebie.
– Jak za starych, dobrych czasów – stwierdził Raul. – Gdy dopiero dostaliśmy się do Akademii.
Xavier uśmiechnął się krzywo.
– O ile dobrze pamiętam, nie radziłeś sobie na żadnym ze zwiadów, na które nas posłano. A wiesz czemu? Bo za dużo gadałeś.
Raul prychnął, ale posłusznie zamilkł. Wyszli już zza drzew, ale nadal byli osłaniani przez krzaki. Po chwili musieli już czołgać się po ziemi, by nie zostać zauważonymi. Z tego, co zdążyli sami dostrzec, na półce skalnej niedaleko nich, stało dwóch mężczyzn z kuszami, więc na pewno byli w dobrym miejscu.
Obserwowali wejście obok wodospadu przez dłuższą chwilę i nasłuchiwali, ale huk wody zagłuszał rozmowę dwójki strażników. Xavier nie zauważył nikogo więcej, dopóki młoda, ciemnowłosa kobieta nie wyszła na zewnątrz zapalić papierosa. Wydawała mu się znajoma, ale nie był w stanie z tej odległości dokładniej dostrzec rysów jej twarzy.
Czekali, nie ruszając się nawet o milimetr, przez niemal pół godziny. Jednak nic się nie działo w tym czasie, oprócz jednej zmiany warty. Dwójkę mężczyzn zastąpiła tamta kobieta i inny facet. Nikt nie pojawił się na zewnątrz, nie było śladu Frei. Raul właśnie obszedł całe miejsce dokoła, ale nie dostrzegł żadnego innego wejścia. Gdy wrócili do Anatolija, nie mieli zbyt wielu informacji, więc cała trójka miała chmurne miny.
– Będziemy musieli wejść na ślepo – stwierdził Xavier. – Najpierw zdejmiemy strażników, po cichu. Może nam się poszczęści i w środku tego nie usłyszą.
– Ale nie mamy nawet pewności, że oni tam są – mruknął Raul. – A co, jeśli to tylko podpucha?
Anatolij otrzepał ręce z piasku, rzucił na ziemię naczynie, które do tej pory trzymał i zaczął krążyć od jednego drzewa do drugiego.
– Basyl jest sprytny, ale nie aż tak – stwierdził. – I ta teleportacja, której użył nie mogłaby zadziałać na wielką odległość, więc wodospad wydaje się jedynym miejscem w tej okolicy, które by pasowało. Wejdziemy tam, odbijemy Freyę i pozbędziemy się gnoja. A jeśli tylko ją tknął...
Anatolij zacisnął pięści, a później sięgnął w kierunku wyrzuconego przed chwilą naczynia. Mieszał w nim jakąś ciecz, gdy Raul i Xavier wrócili ze zwiadu. Twierdził, że gdy zamoczy się w niej malutką strzałkę cieńszą od igły, można tym uśpić w ciągu sekundy nawet Mruczkę. Tyle że on nie zamierzał oszczędzać współpracowników brata, więc zaaplikował tam śmiertelną dawkę. Właśnie w ten sposób zamierzali pozbyć się pierwszej dwójki strażników.
– Nie tknął. Przecież ten jego rytuał wymaga na pewno więcej przygotowań, prawda? – spytał Raul.
Anatolij pokiwał ponuro głową.
– Ale Basyl miał bardzo dużo czasu. Szukał mnie przecież tak długo, więc na pewno ma wszystko już gotowe.
– A ta trucizna, już skończyłeś?
Anatolij machnął dłonią i zebrał wylaną ciecz z powrotem do naczynia. Była zanieczyszczona od piasku i liści, ale nie zwrócił na to uwagi.
– Tak, już jest dobra.
– To nie traćmy więcej czasu. I tak niczego więcej się nie dowiemy.
Xavier i Anatolij skinęli głowami. Później zerknęli w kierunku widocznego w oddali wodospadu, którego głośne huczenie tutaj zdawało się tylko lekkim szumem. Bez słowa ruszyli w kierunku drzew, upewniając się, że wzięli każdą potrzebną broń. Skradali się, by jak najdłużej pozostać niezauważeni, aż w końcu dotarli do odpowiedniego miejsca, skąd Anatolij mógł oddać czysty strzał. Dosłownie dwie sekundy później oboje strażników padło na ziemię, jednak nie towarzyszył temu żaden dźwięk, bo wszystko zagłuszał huczący wodospad. Mężczyźni podnieśli się bezszelestnie i rzucili w stronę wejścia, gdy słońce rzucało ostatni promień na okolicę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top