Rozdział 4
Minęły dwa dni odkąd Arisa zjawiła się na wsi a wszyscy już mieli jej dość. Dziewczyna cały czas przeszkadzała i rozkazywała. A do tego jej upartość nie miała granic. Jedynie Donnie, który cały czas siedział w szopie z Gdakosławą, nie odczuwał wrednego charakterku Ari. Bez wytchnienia szukał sposobu, jak sprowadzić April do domu. Nadszedł wieczór. Przyjaciele zabrali się w pokoju Leo by omówić kwestie nowej „znajomej".
-Wydaje mi się, że wszyscy myślą tak samo jak ja-rzekła Karai.- Ta dziewczyna jest denerwująca.
-Denerwująca?!-wkurzył się Raph gwałtownie zrywając z łóżka.- To mało powiedziane!
-Zgadzam się z tobą-dodała Mona stając obok ukochanego. -Nie ma co tego ukrywać. Arisa to wredna, arogancka jędza!
-Ona się z nikim nie liczy-wtrąciła ponownie Miwa.- Uważa się za nie wiadomo kogo i że wszystko jej wolno!
-Arisa nie może być odbiciem April-rzekł Michelangelo z powagą.- To przemyślane działanie Wiewióroidów.
-Mikey, to nie jest odpowiedni moment na takie żarty-uspokoił go Leo.
-Słuchajcie, naprawdę się staram, ale ostrzegam, ze pewnego dnia nie wytrzymam i miecz może mi się wyślizgnąć z ręki a wtedy...-nie dokończyła.
-Zaraz, wolnego- przerwał jej Leonardo.- Tak, to prawda, Arisa to podstępna żmija ,ale bez przesady. Musimy wytrzymać te cztery dni.
-To ja chyba już wolę wrócić do Nowego Jorku-burknął Raph.
-To miały być nasze wakacje a nie jakiejś dziewczyny z piekła rodem- narzekała Karai.
-Przestańcie, damy radę-podnosił ich na duchu najstarszy.
-Oby-westchnęli wszyscy.
Wtedy właśnie do pokoju weszła Arisa. Sam jej widok oznaczał dla przyjaciół bombę z opóźnionym zapłonem. D razu poderwali się na równe nogi i wyszli.
-Stójcie-rzekła księżniczka stanowczo.- Macie się zatrzymać! Rozkazuje wam stać!
-Wsadź sobie gdzieś te swoje rozkazy-odparł Raph.
Drużynie udało się zamknąć a raczej zatrzasnąć za nią drzwi. Odetchnęli z ulgą. Dopóki Arisa nie wyleciała jak oparzona mówiąc:
-Mam dość! Nie zostanę ani chwili dłużej w tym miejscu gdzie nie okazuje się mi szacunku!
-A idź-odparł obojętnie Raphael.- Droga wolna.
Dziewczyna zadarła nos wysoko i zeszła ze schodów.
-Raph, przestań-skarcił brata Leo.
Podbiegł do Ari wołając:
-Arisa, zaczekaj! Słuchaj, teraz jest zimno i ciemno. A poza tym musisz zostać, bo inaczej nigdy nie trafisz do Rositill.
-Datuj sobie- odpadła chłodno.
Wyszła trzaskając drzwiami. Karai dziwiło zachowanie Leonardo. Coś za bardzo zależało mu by została. Podeszła do niego szybko.
-Leo, gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że ona ci się podoba-rzuciła prosto z mostu.
-No co ty, Karai?-odrzekł zaskoczony.- Przecież wiesz, że dla mnie liczysz się tylko ty.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Wtedy do domu wszedł Donnie.
-Znalazłeś już sposób, jak dostać się do April?-spytał najstarszy.
-Jeszcze nie, ale jestem blisko-odpowiedział.- Może za dwa lub trzy dni skończę. A gdzie jest Arisa?
-Poszła sobie-wyjaśniła obojętnie Mona.
-Co?!-zdumiał się.- Przecież bez niej nie podmienimy April.
-Ona wróci szybciej niż ci się zdaje-parsknął śmiechem Raph.
Przyjaciele siedli przed telewizorem a donnie wrócił do szopy.
Minęło kilka godzin gdy nagle drużyna usłyszała trzask drzwi. W ciemności korytarza stanęła postać przypominająca...
-To Kłącz!-krzyknął przerażony Michelangelo.
Istota podeszła do światła i strach przyjaciół od razu minął.
-Nie, Mikey, gorzej-odparł ironicznie Raphael.- To Arisa.
Księżniczka byłą przemarznięta, ubrudzona błotem, oblepiona liśćmi, obwieszona gałęziami. Do tego dygotała z zimna a jej suknia przypominała już tylko poszarpany kawałek materiału.
-Szybko wróciłaś-rzekła Mona.
-Ani słowa- warknęła Arisa.
Zamierzała jak najszybciej wejść po schodach a gór, ale niestety potknęła się o strzep rąbka. Karai pokręciła głową, podeszła do niej i pociągnęła za suknię odpruła połowę. Arisa skamieniała.
-Oszalałaś?!-wykrzyknęła.- To autentyczny jedwab! Jest wart więcej niż ty!
-Taki umorusany błotem?-spytała niezrażona.- Nie sądzę.
-No i nawet gdyby nie był umorusany to Karai warta by była więcej-dodał swoje słowa Leo.
Nagle Miwa zauważyła na nodze dziewczyny cieknącą krew. Czerwone krople kapały na błękitne szpilki.
-Skaleczyłaś się?-spytała.
-Nie twoja sprawa-fuknęła Ari.
-Okay-odparła wzruszając ramionami.
Księżniczka podbiegła do pokoju a córka Splintera wróciła do przyjaciół. Siadła obok Leonardo wpatrując się w ekran.
-To będą bardzo długie dwa dni-rzekł Raph.
-Albo trzy-wtrącił Mikey.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top