Rozdział 17
Minęło pięć dni.
Pięć dni pełnych strachu i niepokoju. Leo dochodził do siebie po makabrycznych przejściach. Codziennie musiał chodzić by odzyskać siły. Wspierała go Karai. Po południu oboje szli przez korytarz pod ramię.
-Jak myślisz Leo, Alopex i Ninjara wrócą? - spytała dziewczyna.
-Jestem tego pewna-odparł. - One tak łatwo nie opuszczą. I jeśli działają na zlecenie to na pewno możemy się ich spodziewać.
Po chwili podeszła do nich Arisa.
-Karai, mogę cię poprosić na słówko? - zapytała.
-No ale... - ucieła pokazując na Leo.
-Idź - przerwał jej żółw zdejmując rękę z jej ramienia. - Dam sobie radę.
Dziewczyna pokiwała głową i poszła za księżniczką.
Weszły do jej pokoju siadając na łóżku.
-Co się stało? - spytała Miwa.
-Karai, ufam ci najbardziej, więc muszę ci coś powiedzieć - odparła. - Widziałam, że Leo urodziła Ninjara i wiem też, że Alopex tu jest. Najprawdopodobniej przy tamie.
Karai rozszerzyła oczy z niedowierzaniem.
-I ty nic nie powiedziałaś?! - krzyknęła.
-Dopiero przed chwilą zauważyłam jak szła w tamtym kierunku, a Ninjarę widziałam tylko przez ułamek sekundy, więc myślałam, że to przewidzenie - tłumaczyła.
-Zaraz, przecież Raph i Mona są w pobliżu tej tamy! - przeraziła się kunoichi biegnąc do wyjścia.
-Karai, przepraszam - rzekła Ari
-Później będziesz mnie przepraszać - odparła zła.
Wybrała numer Salamandrianki i wybiegając z pokoju.
Tymczasem Raph i Mona przechadzali się właśnie nieopodal tamy. Właściwie byli na dziedzińcu pod zbiornikiem z wodą. Lisa siadła na parapecie a żółw stał przy niej.
-Mona... słuchaj ... - jąkał się. - Wiem, że ostatnio nie udało się nam nigdzie wyjść...
-Przez Alopex - dodała dziewczyna nadal trochę zła na chłopaka.
-Tak... Ale tym razem nie zamierzam dać plamy... więc może..
-Oczywiście, że tak - zgodziła się z marszu. - Ale pod warunkiem, że przeprosisz.
-Nie za dużo wymagasz?
-Dobrze, to idę stąd.
-Nie no, zaczekaj!
Wziął głęboki oddech i już miał wypowiedzieć te słowa gdy nagle rozległ się dźwięk telefonu Lisy. Sakamandrianka odebrała go przełączając na głośnomówiący.
-Karai, coś się stało? - spytała.
-Mona!-krzyknęła. - Jesteś z Raphem w pobliżu tamy?
-Tak, dokładnie pod nią.
-Musicie stamtąd uciekamy. Alopex jest w pobliżu i czai się na was!
Dwójka przeraziła się.
-Czekaj, możesz powtórzyć to ostatnie? - wtrącił Raph.
-Alopex tam jest! Wiejci... - niedokonczyła siostra bo znienacka jakieś ostrze przebiło ekran.
-Co do... - zdziwił się żółw.
Nagle obok nich z dachu zaskoczyła biała lisica. Trzymała w łapach kama i patrzyła na zakochanych z wściekłością.
-Czyżbym znowu wam przeszkodziła? - spytała złośliwie.
-Owszem - odparła Mona zła wyciągając miecz. - Masz niezwykłe wyczucie czasu.
Raph wyciągnął sai w momencie gdy Sakamandrianka zagadywała Alopex. Bez słowa rzucił się na nią ze sztyletami. Lisica zaskoczona odwracając się obroniła się kama. Mona zaatakowała ją od tyłu i udało się jej zdezorientować wroga.
Tymczasem Karai pędziła przez pałacowe korytarze szukając przyjaciół. Pierwszymi osobami, które znalazła to był Donnie i April.
-Dobrze, że was widzę - wydyszała.
-Karai, coś nie tak? - spytał Donnie.
-Alopex i Ninjara wróciły - tłumaczyła nadal ciężko oddychając. - Mona i Raph właśnie walczą z jedną z nich przy tamie. Musimy im pomóc.
-Znajdę Mikey'go a wy biegnijcie do nich - rzekła April.
-Tylko uważaj - powiedział Donnie z troską. - W pałacu może być ta druga.
Dziewczyna skinęła głową ruszajac w przeciwną stronę. Rodzeństwo pobiegło na dziedziniec.
-A Leo? - spytała Karai.
-Nie da rady - odparł żółw. - Jest za słaby.
Tymczasem April znalazła Mikey'go w jadalni.
-Mikey, chodź, szybko! - zawołała.
-Zaraz, tylko skończę te lody - odparł.
-Tu chodzi o życie Rapha i Mony - rzekła. - Nie mamy czasu. Idziemy!
Chwyciła żółwia za skorupę i pociągnęła go za sobą.
W tej samej chwili Raph wrażeń Lisą walczyli z Alopex. W końcu cała trójka spadła na dość szeroką krawędź tamy. Lisica popchnęła Salamandriankę na dźwignię, która otworzyła właz i woda zaczęła wylewać z ogromną siłą. Alopex zablokowała kama sai Rapha zaczynając spychać go w nurt żywiołu. Żółw próbował zaczynając spychać go w nurt żywiołu. Żółw próbował zatrzymać się opierając nogą o starą, kruchą, niską ściankę, ale ona szybko rozpadła się na kawałki. Raphael czując, że zaraz spadnie popatrzył na ukochaną mówiąc :
-Mona... przepraszam...
Potem skierował wzrok na Alopex.
-Nie waż się jej skrzywdzić - rzekł srogo.
Lisica wypchnęła go w końcu w nurt fal.
-RAPHAEL!!! - krzyknęła przerażona Lisa. - NIE!!!
Podbiegła do Alopex odpychając z całej siły nogą. Lisica uciekła a Salamandrianka patrzyła na wzburzoną wodę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top