Rozdział 1

Było gorące, słoneczne lato. W mieście nie dawało się wytrzymać. W kanałach także sytuacja nie wydawała się lepsza. Wszyscy mieli dosyć takiego upały i hałasu.

-Ja już dłużej nie wytrzymam!-narzekał Mikey.- Gorąco!

-Pierwszy raz w życiu się z tobą zgadzam-poparł brata Raph.

-Nigdy jeszcze nie spotkałam się z tak wysoką temperaturą-dodała mona zaskoczona upałem.

-Wiecie, ja mam taki pomysł-wyrwał Mikey.

-Tak, a jaki?-spytała Karai.

-Pojedźmy na kilka dni do North Champion-zaproponował.- Tam jest cisza i spokój.

-Hmm.... Szum liści, śpiew ptaków, opalanie na trawie-rozmarzyła się renet.- Ja się pisze!

-Musimy tylko zapytać April, czy możemy-wtrącił Donnie.

-Co możecie?-spytała dziewczyna wchodząc do kryjówki.

-Co byś powiedziała na kilkudniowy wypad do twojego domku na wsi?-zapytał Leo.

-Świetny pomysł!-wykrzyknęła z uśmiechem.

-To na co jeszcze czekamy?!-rzucił najmłodszy.- Ruszajmy w drogę!

Przyjaciele zabrali najpotrzebniejsze rzeczy, popakowali je do toreb po czym pobiegli do Imprezowozu. Wsiedli zapinając pasy.

-Wiecie, jak teraz się nad tym zastanowić to skoro Casey pojechał na obóz, więc dlaczego my też nie możemy korzystać z wakacji?-pomyślała April.

-Właśnie-poparł ją Donnie.

Leo siadł za kierownicą i odpalił silnik. Przyjaciele ruszyli z piskiem opon. Po trzech godzinach jazdy dotarli na miejsce. Wszyscy wybiegli z auta biorąc głębokie wdechy.

-Ja tu zostaje-powiedziała Renet.

Dziewczyny zaśmiały się głośno pomagając chłopakom wyjąć bagaże. Weszli do domu rozglądając dokładnie.

-Nic się nie zmieniło-stwierdził.

-No może poza tymi tonami klanu-dodał Donnie.

-Weźmiemy się za porządki później-rzekła April.- Najpierw rozpakujmy walizy a potem ktoś pojedzie po zakupy.

-Ja z Karai to zrobimy-wtrącił Leo.

-Okay-przytaknęła rudowłosa.

Każdy poszedł do własnego pokoju i poukładał rzeczy na swoje miejsce. Następnie Leonardo wraz z Karai pojechali do sklepu Bernie 'go. Wchodząc do środka[[Click to Continue > by TermCoach|[[Click to Continue > by TermCoach| od razu]]]] usłyszeli męski głos:

-Witaj, Leonardo.

-Część Bernie-odpowiedział Leo.- Jak się miewasz?

-Dobrze,[[Click to Continue > by TermCoach|[[Click to Continue > by TermCoach| dziękuję]]]]. A co wy tu robicie?

-Przyjechaliśmy na kilka dni by odpocząć.

Pogadali jeszcze chwilę aż w końcu dołączyła do nich Karai ze skrzynką jedzenia.

-To chyba wszystko-powiedziała.

Leo zajrzał do środka i dodał:

-Nie, nie wszystko.

Dziewczyna zdziwiła się. Zaczęła zastanawiać się czego mogła zapomnieć. Żółw poszedł natomiast do półek po czym wrócił z ulubionym przez dziewczynę słodyczami.

-Cukierki lodowe?-spytała zaskoczona.-Leo, skąd wiedziałeś?

-Stąd, że cały czas je zajadasz-odparł z uśmiechem.

Dziewczyna pocałowała go w policzek a on zabrał zakupy do samochodu. Gdy wrócili okazało się, że już wszyscy zaaklimatyzowali się w domku. Renet leżała opalając się na słońcu, Raph z Moną siedzieli na huśtawce, Mikey dokarmiał kury a Donnie pracował z Doktor Gdakosławą w szopie. April natomiast siedziała na werandzie. Leo zabrał zakupy do domu a Karai siadła obok rudowłosej.

-Wszystko okay?-spytała.

-Tak, dlaczego pytasz?-odparła nieco zdziwiona.

-Bo masz taką smutną minę-wyjaśniła.

-Choć, coś ci pokażę-rzekła nastolatka.

Miwa poszła za przyjaciółką. Szesnastolatka otworzyła drzwi w podłodze i zeszła na dół. Czarnowłosa podążyła za nią. Po chwili stanęła jak wryta.

-Czy to...-nie dokończyła.

-Tak-potwierdziła April.- To statek Krangów.

Weszła z Karai do środka. Pokazała jej kapsułę mówiąc:

-Tu niegdyś Krangowie przetrzymywali moją matkę... a raczej jej klona. Obrzydliwego potwora. Gdy wy pojechaliście do sklepu, ja zeszłam tutaj i wszystko wróciło.

-Tęsknisz za nią. Wiem jak to jest-podniosła ją na duchu.

-Co wy tutaj robicie?-spytał Leo wchodząc do środka.

-Nic-odparła dziewczyna.- April opowiadała mi o swojej matce.

-Aha-zrozumiał żółw.- Idziemy sprzątać?

-Jasne-wyrwała rudowłosa.

Przyjaciele wyszli z piwnicy a na górze czekała na nich reszta ze szczotkami, mapami i wiadrami pełnymi wody.

-To może chłopaki ogarną tutaj a ja z dziewczynami uprzątniemy strych?-zaproponowała szesnastolatka.

-Okay-odpowiedział Raph.

Jak postanowili tak też zrobili. Dziewczyny wchodząc na strych mało się nie udusiły.

-Powietrza!-zawołała Renet.

April rzuciła się do otwierania wszystkich okien.

-Teraz lepiej?-zapytała.

-Zdecydowanie-odetchnęła Pani Czasu.

Weszły. Stało tam mnóstwo rzeczy, żeby nie powiedzieć rupieci. Wszystkie skryte pod plandekami. Przyjaciółki zaczęły je zrzucać odnajdując mnóstwo starych mebli i przedmiotów. Szafy, kredensy, półki oraz zdjęcia. Ale Renet odkryła inny mebel.

-Dziewczyny, popatrzcie!-zawołała.

Podeszła do znaleziska.

-No co?- nie rozumiała Y'Gythgba.- Łóżeczko.

-Ale nie byle jakie, prawda April?-Rene skierowała wzrok na przyjaciółkę.

-Tak-przyznała.- To moje łóżeczko. Pamiętam je dokładnie.

Nagle Karai zauważył coś jeszcze leżącego w kołysce. Był to mały, pluszowy żółwik.

-Och, jaki słodki- rozczuliła się Pani Czasu.

-Podobny do Rapha-zachichotała Miwa.

-A może do Leonardo-obśmiała Lisa.

-Ha, ha ha-Karai sarkastycznie zarechotała.

-To Żużu- przerwała im April.- Przepadł wiele lat temu.

-Nie ruszając się z miejsca poznamy całą twoją historie-stwierdziła czarnowłosa.

-No całej może nie, ale na pewno większość- sprostowała przyjaciółka.

Po chwili coś zaświeciło jej w oczy. Podeszła do rzeczy zrzucając z niej plandekę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top