V. Alois, Grell || moment jego utraty
A L O I S T R A N C Y
Chociaż był to zaledwie początek wiosny, już dało się odczuć zmianę temperatury. Jim biegł po lesie w poszukiwaniu miejsca ukrycia, podczas gdy [imię] stała w miejscu i liczyła do dwudziestu.
Obydwoje tego razu zdecydowali się zagrać w chowanego. [Nazwisko] przegrała w kamień, papier, nożyce, a więc zgodnie z wcześniej ustalonymi zasadami, to ona miała szukać.
Chłopak spędził już tu tyle czasu, jak nie na zabawach, to na grzybach i tak dalej, stąd też nie miał większego problemu w odnalezieniu się pomiędzy drzewami. A co za tym szło? Również w wybraniu odpowiedniej kryjówki.
Z szerokim uśmiechem szybko biegł do już wcześniej wypatrzonego miejsca. Nie chcąc przypadkiem zdradzić swojego położenia dziewczynie, zakrył usta ręką po to by powstrzymać śmiech. Jednak będąc zbyt przepełniony szczęściem, nie zważał do końca na drogę.
A co za tym szło? Była to tylko kwestia czasu, zanim przez swoją nieuwagę, zahaczył stopą o jeden z wystających korzeni, po czym w ułamku następnej sekundy uderzył o coś twardego i zdezorientowany szybko zaczął spadać na twarz. Wraz z bliskim kontaktem z ziemią, od razu poczuł jak jego nos przeszywa ból. Podnosząc się do siadu, odruchowo zakrył go dłońmi.
To było wtedy, gdy dostrzegł starszego mężczyznę leżącego nieopodal jego osoby. Był ubrany w zwykłe ubrania z cienkimi siwo-brązowymi opadającymi na jego zmarszczone czoło.
Uświadamiając sobie, że przez swój wypadek będący efektem jego wcześniejszej dekoncentracji, musiał go przewrócić, w jednej chwili zapomniał o sobie i pospieszył w stronę przewróconego.
- ...N-Najmocniej p-przepraszam! - zawołał, błyskawicznie do niego podbiegając. - N-Nic panu nie jest?! - dodał, natychmiastowo łapiąc za jego i pomagając mu wstać.
- ...Do cholery! - pomimo zdenerwowania, mężczyzna przyjął pomoc Jima.
Z racji tego, że wyraźnie miał kilka kilogramów nadwagi, chłopak miał lekki problem z pomocą mu. Aczkolwiek ostatecznie dał radę.
- Powinieneś bardziej uważ---! - niespodziewanie urwał swoją wypowiedź. Dokładnie w tym momencie, kiedy podniósł się całkowicie i otworzył oczy.
Widząc przed sobą jak delikatne rysy posiada chłopak i jak idealnie współgrały one z jego blond włosami oraz błękitnymi jak niebo tęczówkami, jego zdawały się zabłysnąć.
- ...N-Nie c-chciałem t-tego! - Rozumiejąc, że poważnie go zdenerwował, Jim zaczął się tłumaczyć. - J-Ja tylko b-bawiłem się z [imię] w c-chowanego! I n-nie p-patrzałem na d-drogę! N-Naprawdę nie c-chciałem b-by coś p-panu się stało! T-Tylko się c-cieszyłem, że [i-imię]---!
- ...Kim jest [imię]? - zapytał nagle zaciekawiony mężczyzna, widząc jak twarz chłopaka rozjaśnia się na samo wspomnienie tego imienia. - To ktoś dla ciebie ważny?
Na dźwięk jego pytania, na usta Jima automatycznie wpłynął szczery uśmiech, nie zawierający ani szczypty fałszu, jakim oblepiony był cały dzisiejszy świat. Zwłaszcza Anglia. I Londyn, jaki od tego miejsca znajdował się jedynie kilkanaście kilometrów, co znaczyło, ze było to najbliższe miasto od tego miejsca.
- [Imię] jest moim Słońcem! - odparł bez nawet chwili zawahania. - Ona rozświetla każdy mój dzień! Jest dla mnie wszystkim! Nigdy nie spotkałem kogoś tak cudownego! Ona jest jak---!
Tego razu także nie zdołał dokończyć wypowiedzi, ponieważ mężczyzna rozumiejąc już o co chodzi ponownie mu przerwał.
- ...Kochasz ją, czyż nie? - podsumował, uśmiechając się pod nosem. Jednakże nie potrzebował odpowiedzi, bez problemu odczytując jego reakcje. Stąd też nawet na nią nie czekał. - Powiedz mi, chłopcze... czy nie chciałby dać jej godnego życia? Dokładnie takiego, na jakie zasłużyła?
-...Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia, SZUKAM! - zawołała [imię], odkrywając oczy i w oka mgnieniu rzucając się w bieg.
Szczerze, nie spieszyła się z liczeniem. Wiedziała, że nie ważne jak daleko Jim zdecyduje się schować, tak czy inaczej go znajdzie go.
Przez ten czas spędzony razem, [nazwisko] już w sporej części potrafiła odczytać myśli chłopaka. A jeżeli chodziło o grę w chowanego, miała wrażenie, że znała już wszystkie jego możliwe kryjówki.
Tak więc, nawet się nie zastanawiając, ruszyła w środek lasu. Mijając kilka drzew i robiąc kilka nie za wielkich zakrętów, w przeciągu kilku minut zawędrowała do swojego celu.
Zupełnie jak oczekiwała, na polanie, za jedną z większych kor znajdował się nikt inny jak Jim. Zauważając że był wyraźne zamyślony, do jej głowy natychmiastowo wpadł pewien pomysł.
Uśmiechając się pod nosem, rzuciła się w jego stronę, jednakże zaczęła lżej stąpać po trawie, by trochę przyciszyć jej kroki.
'Za trzy dni. O poranku. W tym samym miejscu. To nasz sekret. Pamiętaj.' - słowa mężczyzny odbijały się hukiem w głowie Jima, podczas gdy on, wtedy już sam, stał na tej samej polanie. Niczego się nie spodziewając, jedynie patrzał w przestrzeń.
- ...BUUU! - Wraz z tym nagłym dźwiękiem, w jednej chwili poczuł jak ktoś niespodziewanie łapie go za ramiona.
- AAAAAAA----! - pisnął automatycznie ze strachu. Tylko po to, by po chwili tuż obok swojego ucha usłyszeć tak dobrze mu znany oraz tak dla niego przyjemny śmiech.
- Hahaha~~ czyżbym cię wystraszyła?- parsknęła [imię], nie ukrywając rozbawienia jego reakcją. - Przepraszam~~ wiem, że to było okropne, ale nie mogłam się powstrzymać! Wydawałeś się strasznie zamyślony i chciałam przywrócić cię do ziemi~~! - dodała moment później, opierając głowę o jego plecy, po czym zawieszając ręce na jego ramiona. Był od niej jedynie kilka centymetrów wyższy, a więc nie stanowiła to żadnego problemu.
Chociaż dosłownie parę sekund temu zdawało się, że zaraz zacznie drżeć i być może wpadnie w atak paniki. Obecnie czując jak go obejmuje, tak szybko jak się wystraszył, zaczął się uspokajać. Tymczasem jego ciało relaksować.
Spuścił lekko wzrok, a następnie minimalnie unosząc kąciki ust, złapał ją za jedną z rąk spoczywając na jego klatce piersiowej. Ścisnął ją w okolicach swojego serca, jakby chcąc podziękować jej za to, że jest.
- To nic...
Był wczesny świt. Delikatne, jednakże skuteczne promyki słońca przebijały się przez małe okno w pokoju [nazwisko].
Chociaż oświetlało śpiącą sylwetkę Jima, jak zarówno [imię], tylko chłopakowi dało się nadzwyczajnie we znaki. Ze względu na fakt, że głowa dziewczyny była wtulona w jego klatkę piersiową była w większym stopniu pokryta cieniem. Jednakże jego wyraźnie raziło w oczy.
Czując jak lekko go szczypią, delikatnie je przetarł i otworzył. Wczorajszego dnia nie dość, ze późno wrócili, to ponadto rozmawiali do bardzo późna.
W związku z czym usnęli nim nawet się obejrzeli, nie zwracając uwagi na nic. Natychmiastowo uświadamiając sobie, że to już czas, chłopak całkowicie się wybudził.
Widząc jak delikatnie wygląda [imię] i czując jej tak ciepły dotyk na swoich plecach, początkowo wahał się czy by nie zrezygnować. Ale myśl o tym, co będzie mógł jej dać wtedy, gdy pójdzie od razu pojawiła się w jego myślach.
Nie chcąc dłużej zwlekać, by jeszcze bardziej tego nie utrudniać, powoli zaczął opuszczać jej delikatny uścisk. Chociaż starał się być cichy i nie robić żadnych gwałtownych ruchów, [nazwisko] czując jak ją opuszcza, uchyliła sklejone powieki.
- ...Co się dzieje?... Gdzie idziesz?... - odezwała się zaspana, mimowolnie się napinając. Dostrzegając jak wstaje z łóżka, automatycznie złapała go za rękę.
- Muszę odejść - odpowiedział krótko, posyłając jej uspokajający uśmiech. - Ale wrócę tu. Za jakiś czas. - Mocniej ściskając jej dłoń, pochylił się nad nią. - Wszystko będzie dobrze, nie musisz się o nic martwić - wypowiadając te słowa, przyłożył swoje usta do jej czoła, składając na nich czuły i nieco nieporadny pocałunek. - Do zobaczenia, [imię].
Kończąc zdanie ponownie stanął na równe nogi. Tymczasem dziewczyna czując dziwny niepokój, jeszcze bardziej zwiększyła siłę ich uścisku i trzymała jego palce, do momentu aż sam ich wyrwał.
- ...J-JIM?!
G R E L L S U T C L I F F
Pomimo, że zima powoli dobiegała końca, nadal dało się odczuć wszystkie symptomy typowe dla tej pory roku. Słabe opady śniegu, papka tworząca sie pod butami, chłodny wiatr oraz zachmurzone niebo.
Był wówczas wczesny poranek. [Kolor]włosa, [kolor]oka leżała w swoim łóżku, marszcząc brwi i za wszelka cene próbując zasnąć. Jednak bez względu na to, jak bardzo się starała, za nic nie mogła.
Niewytłumaczalny niepokój wraz z chłodnym potem, nachodził ją za każdym razem, gdy miała już wpaść w krainę Morfeusza. Zastanawiała się, czy może przypadkiem nie wpadła w zimową grypę, jednakże nic z tym rzeczy.
Czuła się dobrze. Można nawet rzec, iż bardzo dobrze, nie miała gorączki, a temperatura jej ciała była w normie. Jedyne co temu zaprzeczało było to, że była zmęczona.
Od kilku dni stale pracowała do późna, śpiąc jedynie po kilka godzin, by jak najszybciej skończyć pracę dla Angeliny. I chociaż ta cały czas powtarzała, że nie musi się spieszyć, bo na wszystko znajdzie się czas, [nazwisko] pozostawała nieugięta. Zwyczajnie chciała ją jak najszybciej zadowolić oraz udowodnić, że nie pożałuje swojej decyzji.
Jednak od tego czasu nigdy wcześniej nie miała problemu z zaśnięciem. Kompletnie nie rozumiała o co chodziło, stąd też czuła jeszcze większy niepokój.
Wreszcie uznając, że dalsze męczenie się jest zbędne, postanowiła wstać. Ówcześnie przecierając twarz rękami, odkryła się i sięgnęła po szlafrok wiszący obok jej łóżka. Biorąc go w dłonie, podniosła się, po czym ubrała go na siebie. Zawiązała go, a następnie udała się w stronę drzwi.
Chociaż wszyscy powinni spać, Grell nie odczuwał takiej potrzeby. W związku z czym, znajdował się w kuchni. Za nic nie mogąc znaleźć sobie miejsca, krążył wokół pomieszczenia. Chodził wte i we wte, a w jego myślach pojawiało się tylko jedno: [imię], [imię], [imię].
Jego wspólne sytuacje z dziewczyną i jeszcze ostatnie słowa Ronalda: '...czyżby jakaś dziewczyna zawróciła panu w głowie?'
Naturalnie, uważał to za stek bzdur, ale skoro tak, to dlaczego stale o tym myślał? Dlaczego Knox w ogóle powiedział taką rzecz?
Jedyna osobą, z jaka chcę się porozciągać jest Sebuś Słonko~~! - powtarzał za każdym razem. Tylko sęk był w tym, że od ostatniego czasu za każdym razem, nie był już tak pewny co do tego stwierdzenia. - Dlaczego w ogóle mam wątpliwości?!
Kompletnie zmieszany swoimi emocjami, upadł na jedno z krzeseł przy stoliku. Po czym ściskając powieki, wplątał w swoje włosy dłonie i zaczął je szarpać.
O co tu chodzi?! Co to za uczucia?! Dlaczego ciągle o niej myślę?!
- ...Też nie potrafisz spać? - niespodziewanie odezwał się głos.
Z racji tego, że nikogo się nie spodziewał, Grell wystraszony natychmiastowo podskoczył na krześle. Ten ruch był na tyle gwałtowny, iż mebel zaczął niepokojąco, ale szybko się trząść.
Nie czekając na rozwój sytuacji, kompletnie lekceważąc, że wiązanie jej szlafroka się rozwiązało, w ten sam sposób odkrywając jej koszulę nocną, dziewczyna rzuciła się w jego stronę.
- [I-IMIĘ]?! - zawołał, wreszcie uświadamiając się, że to ona.
- Tyle razy mówiłam ci byś bardziej uważał, cholera jasna! - podniosła lekko głos, w ostatnim momencie łapiąc za oparcie. - ...Nic ci nie jest? - zapytała już z troską. A następnie pewna, że już stoi stabilnie, delikatnie położyła dłoń na jego ramię. Tak mało brakowało by ponownie zaliczył glebę!
- O-Oczywiście, że n-nic - odparł Grell, kiedy ta z widzialną złością spojrzała prosto w jego twarz. Widząc w tak bliskiej odległości jak jej [kolor]oczy błyszczą, nie wiedząc skąd poczuł lekka gulę w gardle i nieco przestraszony przełknął ślinę.
Chociaż zazwyczaj miał problem z stałym udawaniem jąkały i ofiary losy, jeżeli chodziło o dziewczynę, miał wrażenie, że jego zachowanie nie było tak sztuczne. Zupełnie jakby budziła w nim cechy charakteru, jakie jeszcze nie były mu znane. Co tym bardziej wprowadzało go w zmieszanie i nerwy.
- W-Wszystko dobrze... - urwał, ponieważ to był ten moment, gdy nie mogąc dłużej znieść jej z lekka przerażającego wzroku, spuścił swój. W ten sposób sprawiając, że miał wyraźny widok na jej dekolt. I jakby tego było mało, kąt jej nachylenia dawał mu jeszcze większy wzgląd na to co było pod nim. - [I-IMIĘ]!!! - zawołał, nawet nie pomyślawszy i odruchowo zakrywając dłońmi oczy, automatycznie czując wzrost temperatury ciała wraz gorącem na polikach. - T-Twoje p-p-pie---!
Nie musiał dokańczać, ponieważ pomimo chwilowej dezorientacji, [nazwisko] szybko rozumiejąc o co chodzi, mimowolnie wybuchła szczerym śmiechem. Jednak w ostatnim momencie przystopowała, by przypadkiem nie obudzić innych.
- ...PF~AHHAHAHAH~~!
Przypominając sobie tę sytuacje sprzed kilku dni, na ustach [imię] odruchowo pojawił się uśmiech. Znajdowała się właśnie w swoim gabinecie, przeplatając igłę z nicią przez intensywnie czerwony materiał.
Kiedy ni to stąd, ni to zowąd, usłyszała odgłos dzwonka do drzwi. Jej gabinet znajdował się w pomieszczeniu na parterze, jedynie w odległości kilkunastu metrów od wejścia do rezydencji, a więc chociaż nie należało to do jej wymagań pracy jakoś tak się złożyło, że to ona odpowiadała za witanie gości.
Ostrożnie odkładając materiał, ówcześnie poprawiając suknie, pewnym krokiem ruszyła do drzwi. Nie było jej nic wiadomo o przybyciu jakiegoś gościa, więc wraz z tym dźwiękiem jej obawa, jaką już odczuwała wcześniej, nasiliła się jeszcze bardziej.
Niemal słysząc jak szybko bije jej serce, zaczęła biec. Gdy po około dwóch minutach dotarła do drzwi, nie zwlekając ani sekundy, wyjrzała przez kuklok. Widząc stojącego na posadzce chłopaka z przepaską na oko mającego u boku czarnowłosego lokaja z rubinowymi oczami, bicie jej serca nabrało tak szybkiego tempa, iż myślała, że zaraz wyskoczy z jej klatki piersiowej.
Oczywiście, że wiedziała kim oni są. Jak mogłaby nie znać ukochanego siostrzeńca swojej pracodawczyni oraz jego kamerdynera, tak przez nią chwalonego? Ale co mogłoby ich tu sprowadzić? Ponadto, bez jakiejkolwiek zapowiedzi?
Nic więcej nie myśląc, wzięła głęboki wdech, by chociażby odrobinę się uspokoić. A następnie lekko drżącymi dłońmi, ściągnęła łańcuch i otworzyła szeroko drzwi.
- ...Paniczu Ciel, Sebastianie, witajcie. Zapraszam do środka.
[Imię], cała w nerwach, niosła w dłoniach tackę z chwilę wcześniej przygotowanymi filiżankami herbaty oraz świeżo odpakowanymi herbatnikami do salonu, w którym znajdowała się dwójka nowo-przybyłych, a przede wszystkim niespodziewanych gości.
- ...Nie mamy za wiele czasu - oznajmił Ciel, kiedy podeszła do stołu i zaczęła wykładać na stół porcelanę. - Chcę tylko powiedzieć, że... Angelina nie żyje.
- ...S-SŁUCHAM?! - wraz z tym wrzaskiem, z jej dłoni w jednej chwili wypadła tacka włącznie z dzbankiem i jedną z filiżanek.
Odłos tłuczonej porcelany natychmiastowo przeszył cichą przestrzeń, od razu przywracając do ziemi dziewczynę.
- N-Najmocniej p-przepraszam! - zawołała, widząc, że Phantomhive pospiesznie odsuwa nogę. - Już to s-sprzątam! - Rozumiejąc, ze gorąca woda podczas rozprysku musiała ochlapać jego but, natychmiastowo zaczęła się schylać. - Proszę t-tylko dać mi chw---!
Nie dokończyła, ponieważ Sebastian widząc wyraźne w jak złym jej stanie, złapał ją za ramię i sprawił, że ponownie stała prosto.
- Niech panienka to zostawi i usiądzie, ja się tym zajmę - stwierdził Sebastian, biorąc ją za drugą dłoń.
- ...Nie! Nie! Nie trz--!
- Ależ nalegam. - Tego razu nie czekał na jej reakcje, tylko pomógł jej usiąść. - Proszę sie uspokoić.
Upewniając się, że dobrze siedzi, Sebastian ruszył w stronę kuchni, by zebrać stamtąd rzeczy potrzebe do sprzątania.
- ...A-ALE J-JAK T-TO? - Bez względu na to, jak bardzo tego chciała, [imię] za nic nie mogła się opanować. - To n-niemożliwe P-Przecież była z-zdrowa! Z-ZUPEŁNIE!
- Wszyscy tak myśleliśmy - odezwał się ponownie Sebastian, jaki własnie wrócił z zmiotką, szmatką i małym koszem, zbierając resztki porcelany. - Jej ostatnie przeziębienie jednak nie było przeziębieniem. Tylko gruźlicą... - wyjaśnił, wyrzucając wszystko do kosza. - Udusiła się podczas drogi powrotnej do domu. Nie ma słów, które mogłyby wyrazić moją rozpacz i żal do osób jej bliskich... - rzekł smutno, kładąc dłoń na serce, by zasymbolizować jak bardzo go to bolało. - Włączając w to panienkę--...
Nim kamerdyner zdołał dokończyć swoja wypowiedź, [nazwisko] poczuła jak pod jej powiekami zbierają się łzy.
- ...BOŻE ŚWIĘTY! - nie minęła nawet sekunda nim zaczęły spływać po jej policzkach, tymczasem ona wybuchnęła. - D-DLACZEGO?! D-DLACZEGO TO M-MUSIAŁO S-SIĘ STAĆ?
- Rozumiem twój ból, [imię] - zabrał głos Ciel i chociaż chłopak starał się brzmieć obojętnie, dziewczyna również w jego głosie zdołała wyczuć cierpienie. Lub może to było coś co jej mózg sam sobie wyobraził pod względem jej uczyć? - Byłaś jedną z tych nielicznych osób, z jakimi moja ciocia była blisko... jednak z tego powodu, tym bardziej jestem pewny, że nie chciałby oglądać ciebie... nas płaczący. Musimy... żyć dla niej. Idąc przed siebie z podniesioną głową. Ona naprawdę by tego chciała
Z każdym kolejnym słowem młodego hrabi, [nazwisko] było coraz bardziej ciężko. Słysząc jak dobrą osobą była Angelina nawet w oczach swojego młodego siostrzeńca, tym bardziej uświadamiała sobie jaki świat jest niesprawiedliwy. By zabierać kogoś takiego?
- ...M-Ma panicz r-racje - przyznała w końcu, siląc się by powstrzymać się przed płaczem. - A-Ale, a-ale...!
- Nie musi się panienka tłumaczyć, jak najbardziej to rozumiemy - oznajmił Sebastian, posyłając w jej stronę uspokojący uśmiech i jeszcze raz położył dłon na jej ramię. - Wydaję się, że potrzebuje panienka czasu dla siebie. Paniczu, czy to już czas? - zabierajac rękę, zwrócił się do Phantomhive'a.
- Tak - krótko się zgodził, kierując się w strone drzwi. - Chodźmy, Sebastianie.
-...N-nim wyjdziecie, m-mogłabym zadać jeszcze j-jedno, o-ostanie pytanie? - zagadnęła, kiedy cała ich trójka stali już u progu drzwi.
- Slucham? - powiedział beznerwów Ciel, patrząc na nią kątem oka.
- ...C-Czy wiecie, co z G-Grellem? - zapytała, ściskąjąc materiał sukni jako znak trzymania kciuki. - P-Pamiętam, że o-ostatnio w-wychodzili razem z p-p--
- Grell... - w jego tonie zabrzmiało coś na wzór nuty obrzydzenia, jednakże zbyt zmartwiona [imię] nie zwróciła na to uwagi. - Gdzieś zaginął.
Wraz z tą odpowiedzią [nazwisko] poczuła ból w sercu, ale również coś w rodzaju ulgi. Jeżeli zaginął, to znaczy, że najprawdopodobniej żył. A to było wtedy najważniejsze.
- R-Rozumiem - chociaż starała się to ukryć, jej głos wyraźnie się załamał.
- J-Jeżel jednak b-bedziecie coś w-wiedzieć, powiecie m-mi, p-proszę?
- Jeżeli... to jest twoje życzenie - mimo, że odpowiedział szybko, to chwilowo się zawahł.
- Dziękuję w-wam - okazała wdzięczność, przy tym lekko skinając głowa.
- ...Ta suknia, jaką ostatnio szyłaś dla mojej ciotki - dodał jeszcze młody hrabia. - Czy mogłabyś ją skończyć i w dzień pogrzebu podarować ją mi?
- O-Oczywiście - [nazwisko] od razu się zgodziła, przez sytacje nie myślac o tym jaki mógl być tego powód.
- Jestem wdzięczny - przyznał, robiac pierwszy krok. - Wszystkiego odnośnie... pogrzebu dowiesz się z listu - poinformował, powoli ruszając w drogę. - Do zobaczenia.
Kiedy [imię] zamknęła za nimi drzwi, natychmiastowo się po nich osunęła. Opierając się plecami o zimne drewno i patrząc w sufit, niemalże od razu poczuła ponownie słone strumyki łez powoli spływajace po jej policzkach.
Tego dnia straciła jednocześnie dwie najważniejsze wówczas dla niej osoby.
- ...D-Dlaczego, cholera?!
[OK. 2900 SŁÓW]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top