miłość

Od wyjazdu Magnusa mijają dwa bardzo długie dla Aleca tygodnie. Życie chłopaka ogarnia monotonia. Budzi się, nie mając ochoty wychodzić z łóżka, uczęszcza na zajęcia, nie potrafiąc się skupić i nie wynosząc z nich żadnej nowej wiedzy, po czym wraca do domu i spędza resztę dnia, oglądając telewizję albo wpatrując się w ścianę. Isabelle usiłuje rozmawiać z bratem, ale odkąd Bane opuścił kraj, rodzeństwo ma tylko jeden temat.

- Dzwonił? - pyta dziewczyna.

- Tak, ale nadal nie mówił nic o wiadomości - odpowiada Alec, krojąc na małe kawałeczki warzywa, z których zamierza przyrządzić sałatkę. - Jak zwykle opowiadał mi o tym jaki piękny jest Londyn i jak cieszy się, że zdecydował się na ten wyjazd. Codziennie wysyła mi zdjęcia, na których wygląda na szczęśliwego jak nigdy. Wczoraj wieczorem opowiadał też o pewnej ślicznej dziewczynie, którą spotkał na zajęciach z projektowania. 

Mówiąc o przedstawicielce płci pięknej, Lightwood zaczyna uderzać nożem o deskę tak energicznie i mocno, że czarnowłosa podchodzi bliżej, obawiając sobie, że chłopak zrobi sobie krzywdę.

- Wszystko układa się cudownie, prawda? - mówi Alec sarkastycznie i uśmiecha się, nie chcąc pokazać, jak bardzo boli go nieobecność jego przyjaciela.

- Alec... tak mi przykro. - Isabelle kładzie dłoń na ramieniu brata i pociera je troskliwie.

- Dlaczego? Wszystko jest w porządku. 

- Wcale nie.

Lightwood spogląda zdziwiony na siostrę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Izzy po raz pierwszy od prawie dwóch tygodni nie potakuje cicho, a sprzeciwia się.

- Nie udawaj, że wszystko okej. - Kontynuuje. - To niszczy cię od środka. Zrób coś. Wygadaj się, powiedz o tym jak bardzo ci źle, wykrzycz to. Zrób cokolwiek, tylko nie zachowuj się jak osoba wyprana z emocji.

- Muszę iść na zajęcia - odpowiada wymijająco chłopak.

Lightwood jak najszybciej kończy przygotowanie sałatki i chwyta plecak, leżący na podłodze.

- Nie będziesz jadł? - pyta Isabelle, posyłając bratu zmartwione spojrzenie.

- Nie mam ochoty. Smacznego.

Chłopak zamierza wyjść, ale zatrzymuje się w drzwiach i odwraca się.

- Dziękuję - Zwraca się do Isabelle. - Wiele dla mnie znaczy to, że chcesz mi pomóc... ale myślę, że po prostu potrzebuję czasu. 

Alec żegna się i wychodzi z kuchni odprowadzany przez smutny wzrok swojej siostry.

***

Piwnooki przemierza korytarze uniwersytetu, poszukując sali, w której ma ostatnie na ten dzień zajęcia. Uniwersytet jest ogromny i podzielony na kilkanaście dużych budynków, więc chłopak nadal ma problem z zapamiętaniem drogi do poszczególnych sal. Idzie przed siebie, wpatrując się w kartkę, na której widnieje rozmieszczenie sal uniwersytetu i nagle czuje, że na kogoś wpada.

Podnosi wzrok, mamrocząc ciche przeprosiny i widzi przed sobą znajomą twarz. Wysoki i szczupły mężczyzna o ostrych rysach twarzy, niebieskich oczach i blond włosach.

- Lightwood! Kopę lat, stary!

- Eee... cześć, Sebastian.

Sebastian Verlac chodził z Alekiem do podstawówki oraz liceum i od początku znajomości nie pałali do siebie sympatią. Ich relacje jeszcze bardziej popsuło to, że to Sebastian był jedną z osób, które wrzuciły nastoletniego Magnusa do basenu i omal go nie zabiły.

- Co tam u ciebie? - pyta, szczerząc się do Lightwooda. - Studiujesz tutaj?

- Jak widać - odpowiada krótko. - Przepraszam, ale spieszę się na zajęcia.

Nie mając ochoty na pogawędkę z byłym oprawcą Bane'a, Alec wymija Verlaca i zamierza odejść.

- Gdzie masz tego swojego przyjaciela dziwaka? - Blondyn nie daje się zbyć i podąża wzrokiem za Lightwoodem. - Jak on miał na imię.. Magnus?

- Co powiedziałeś? - pyta piwnooki, nie odwracając się.

- No wiesz... ubrany jak klaun, obsypany brokatem, z makijażem... Dziwak.

Alec nie wytrzymuje i odwraca się w kierunku Sebastiana, po czym uderza go prosto w nos, co powoduje to, że mężczyzna zatacza się do tyłu. Lightwood rzuca się na Verlaca, przewraca go i zaczyna z całych sił okładać go pięściami.

Nagle czuje, że ktoś chwyta go od tyłu i odciąga od blondyna.

Lightwood odwraca się i otwiera szeroko oczy, widząc przed sobą dyrektora uniwersytetu. Dlaczego ja mam takiego pecha?

- Co to ma znaczyć? - Grzmi mężczyzna, spoglądając groźnie na Aleca. - Jak się pan nazywa?

- Alec Lightwood.

W tym momencie Sebastian wstaje z podłogi. Z ust i nosa mężczyzny płynie krew, a na policzku widać ogromne zaczerwienienie, które wkrótce zamieni się w siniaka. Mimo beznadziejnej sytuacji, Alec z trudem powstrzymuje uśmiech, będąc dumnym z samego siebie.

- Zostaje pan zawieszony w prawach studenta, panie Lightwood. Nie tolerujemy tutaj takich aktów przemocy.

To dopiero drugi tydzień zajęć, a ja już zostałem zawieszony. Świetny początek, myśli Alec.

- Przepraszam.

Przeprosiny nie są w najmniejszym stopniu szczere, chłopak robi to raczej dla świętego spokoju. Lightwood jest dumny z tego, co zrobił. Nikomu nie pozwoli bezkarnie obrażać swojego przyjaciela.

***

Godzinę później, po odwiedzeniu gabinetu dyrektora w celu otrzymania świstka, mówiącego o tygodniowym zawieszeniu i długiej drodze powrotnej, chłopak wchodzi do domu. Rzuca plecakiem o podłogę i zdejmuje kurtkę, po czym kieruje się w stronę salonu, zamierzając zająć swoje myśli jakimś głupim programem telewizyjnym.

- Wszystkiego najlepszego!

Alec omal nie dostaje zawału, gdy wchodzi do pomieszczenia i zostaje zaatakowany kilkoma kolorowymi balonami oraz garścią confetti.

Odwraca się i widzi swoją siostrę oraz jej dziewczynę, uśmiechające się od ucha do ucha.

- Co wy wyprawiacie? - pyta zirytowany.

- Dzisiaj dwunasty września, twoje urodziny - odpowiada rudowłosa.

- Dzięki za przypomnienie, Fray. - Głos Aleca ocieka sarkazmem.

- Ktoś tu nie ma humoru. 

- Nie mam zbyt wielu powodów to uśmiechu.

- Jestem pewna, że nasz prezent poprawi ci humor. - Tym razem głos zabiera Isabelle.

- Szczerze wątpię.

- Założymy się? Dwadzieścia dolców?

Isabelle wyciąga dłoń w stronę brata i czeka na przyjęcie przez niego zakładu. Alec ujmuje jej dłoń, przekonany, że nic nie jest w stanie poprawić jego humoru i wygra. Czarnowłosa ściska jego dłoń, a chłopak krzywi się nieznacznie, czując ból spowodowany uszkodzeniem dłoni podczas bójki z Sebastianem.

- Zajrzyj do swojego pokoju - mówi dziewczyna, uśmiechając się niewinnie.

Lightwood wzdycha i rusza w kierunku schodów. Po drodze chwyta plecak, który wcześniej rzucił na podłogę i wchodzi po stopniach, kierując się się do swojego pokoju na poddaszu.

Nie zastanawiając się, co może znajdować się w środku, chwyta klamkę i otwiera drzwi. Wchodzi do środka i niemal natychmiast staje jak wryty, wypuszczając z dłoni plecak.

Dopiero po kilkunastu sekundach chłopak odzyskuje władze w kończynach i podchodzi bliżej, zastanawiając się, czy to dzieje się naprawdę, czy może wzrok płata mu figle. Na jego łóżku siedzi pewna odwrócona do niego plecami osoba. Jest to mężczyzna ubrany w elegancką, czerwoną koszulę, w której mięśnie jego ramion prezentują się nienagannie oraz czarne spodnie. Jego ciemne włosy postawione są na żelu i obsypane odrobiną połyskującego materiału, a na jego lewym uchu widać biżuterię. 

Czy to...

- Magnus?

W tym momencie mężczyzna zdaje sobie sprawę z obecności drugiej osoby i wstaje, odwracając się w kierunku Aleca.

- Magnus. - Powtarza cicho, tym razem twierdząco, nie pytająco. - Co tu robisz?

- Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - pyta, wyglądając na zdenerwowanego, co nieco dziwi Lightwooda, który bardzo dobrze zna Magnusa i wie, że ten rzadko się stresuje.

- Cieszę. I to bardzo. - Przyznaje chłopak. - Po prostu jestem zdziwiony. Dlaczego przyleciałeś?

- Nigdy nie przegapiłbym twoich urodzin, Alexandrze.

- Ugh, nie przypominaj mi o tym. Nie mam dobrych wspomnień z zeszłego roku.

- Och. Może to poprawi nieco twoje nastawienie do dzisiejszego dnia.

Dopiero teraz Lightwood zdaje sobie sprawę, że Magnus nieustannie trzyma ręce za plecami. Podchodzi bliżej Aleca i wyciąga dłonie przed siebie, trzymając w nich małe pudełeczko. 

- Wszystkiego najlepszego.

Piwnooki przejmuje je od Bane'a i wpatruje się w kartonik.

- Otwórz. - Zachęca Magnus.

Alec drżącymi dłońmi zdejmuje górną część pudełka i jego oczom ukazuje się mała figurka wykonana z jasnobrązowego drewna.

- Co to?

- To Hi'iaka. Hawajska bogini poświęcenia i oddania - wyjaśnia Magnus. - Chcę, żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nawet jeśli jesteśmy tysiące kilometrów od siebie.

- To jest piękne... dziękuję - mówi Alec, po czym przenosi wzrok na piwne oczy Magnusa. - Skąd ją wziąłeś?

- Kiedy w centrum handlowym na Hawajach Isabelle chciała trochę ożywić twoją garderobę i zaciągnęła cię do przymierzalni w jednym ze sklepów, po czym kazała przymierzać ciuchy przez prawie godzinę, ja wymknąłem się na chwilę i znalazłem tą figurkę w sklepie z pamiątkami. Szczerze mówiąc, to Catarina wpadła na pomysł, żebym podarował ci coś, co przypomina ci o dobrych momentach naszej przyjaźni. Pamiętasz omamori?

- Noszę je przy sobie każdego dnia - odpowiada Lightwood, a Bane'owi robi się ciepło na sercu. - Przeleciałeś tysiące kilometrów, żeby dać mi prezent?

- Nie do końca.

Magnus podnosi leżący na łóżku plik kartek, co omal nie powoduje u piwnookiego ataku serca.

- Wiesz co to, prawda?

Alec przełyka nerwowo ślinę.

- Wiem.

Bane trzyma w dłoni książkę, nad którą Alec pracował od lat. Chłopak wysłał mu ją pocztą pod wpływem impulsu, po nieudanej próbie zatrzymania Magnusa na lotnisku.

- Przyleciałem, bo chciałbym, żebyś coś mi wyjaśnił. Akceptuję to, że nie jesteś gotowy na związek. Staram zachowywać się jedynie jak przyjaciel, pomimo tego, że mam ochotę robić z tobą rzeczy, który bardzo wykraczają poza granicę przyjaźni. Wyjechałem, bo myślałem, że będzie mi łatwiej. I przez chwilę było... ale potem wysyłałeś mi to. Przeczytałem wszystkie czterysta dwanaście stron w ciągu jednej nocy. Książka opowiadająca o nas. O naszej relacji. O naszym pierwszym spotkaniu, naszej przyjaźni przeradzającej się w miłość, o tym co wydarzyło się w Europie, o nienawiści, którą pragnąłeś do mnie czuć po tym, co stało się tamtego wieczoru... I to zakończenie. Szczęśliwe zakończenie. Bohaterowie odnajdują drogę powrotną do siebie, pomimo tylu przeszkód. - W oczach Magnusa pojawiają się łzy. - Dlaczego, do jasnej cholery, wysyłasz mi to, jednocześnie mówiąc, że nie możemy być razem? O co ci chodzi, Alec? Zaczynam się gubić.

Monolog mężczyzny odbiera Lightwoodowi mowę na dłuższą chwilę. Otwiera usta, zamierzając coś powiedzieć, ale zanim opuszcza je jakikolwiek dźwięk, zamyka je.

- M-myślałem, że... po odsłuchaniu wiadomości... Na Anioła, przepraszam. To było głupie. Wiedziałem, żeby tego nie robić...

 - Wiadomość? - Przerywa chłopakowi Bane. - Jaka wiadomość?

- Głosowa. - Magnus unosi brwi, nadal niczego nie rozumiejąc. - Nie odsłuchałeś jej?

- Nie, nawet nie zauważyłem, że coś mi nagrałeś. O co chodzi, Alec?

- Ekhm... w dzień wernisażu Jocelyn, uświadomiłem coś sobie i chciałem ci o tym powiedzieć, ale wtedy wyskoczyłeś z tym wyjazdem... Nie chciałem cię zatrzymywać, ale następnego dnia Isabelle powiedziała mi, że powinieneś wiedzieć. Pojechałem za tobą na lotnisko, ale nie dogoniłem cię, więc... zadzwoniłem do ciebie i nagrałem bardzo głupią wiadomość.

Magnus marszczy brwi, po czym wyciąga telefon z kieszeni spodni i włącza wiadomość, którą Alec pozostawił w jego skrytce pocztowej dwa tygodnie wcześniej. 

- Hej, Magnus. Tu Alec. Dzwonię... z lotniska. Pewnie zastanawiasz się, czemu jestem na lotnisku. Dobre pytanie... Jestem tutaj, bo... rozmawiałem wczoraj z Izzy na temat tego, jak rozpoznać, że dana osoba jest tą jedyną... i uświadomiłem sobie, że to ty. To ty... jesteś dla mnie tym jedynym. Wiem, że mówiłem ci, co innego, ale myślę, że... jestem gotowy na związek. Wyjeżdżasz do Londynu, żeby spełnić swoje marzenia... nie chcę cię powstrzymywać, po prostu... powinieneś wiedzieć. Jeśli to niczego nie zmienia... po prostu zignoruj tę wiadomość. Jeśli odwzajemniasz moje uczucia i chcesz ze mną być... oddzwoń.  

Wiadomość dobiega końca, ale Bane nie odrywa wzroku od ekranu telefonu. Alec otwiera usta, żeby zapytać, czy wszystko w porządku, ale w tym momencie Magnus chwyta jego koszulkę, żeby przyciągnąć go do siebie i zamyka jego usta pocałunkiem. Piwnooki odruchowo zaplata ręce wokół tali Bane'a i przyciąga go bliżej, odwzajemniając pocałunek. Chwilę później Magnus przerywa pieszczotę, by zaczerpnąć powietrza i opiera swoje czoło o czoło Aleca, uśmiechając się.

- Ekhm... - Odchrząkuje Lightwood i odwzajemnia uśmiech. - Wiszę swojej siostrze dwadzieścia dolarów.

***

Mężczyźni leżą na łóżku, rozmawiając. Alec przytula do siebie Magnusa, którego głowa spoczywa na jego klatce piersiowej. Aktualnie Lightwood jest w trakcie opowiadania żartu.

- Co to jest: chodzi i mówi "uuum, uuum"?

- Nie mam pojęcia, Alexandrze.

- Krowa na wstecznym.

Bane chichocze, zastanawiając się jak doszło do tego, że zakochał się po uszy w takim idiocie.

- To najgorszy kawał jaki kiedykolwiek słyszałem, wiesz?

- I tak mnie kochasz.

- Kocham.

Następne dwie minuty spędzają w ciszy, ciesząc się swoją obecnością i wsłuchując się w słowa piosenki, odtwarzanej z laptopa Aleca.

Measuring days in the spaces between our goodbyes
Learning to wait through the endless parade
Of our same old see-you-next-time's
But when I close my eyes, the miles melt away
Like you're here in my arms at the end of the day

So bring me the night, send out the stars
Cause when I'm dreaming we don't seem so far
Darken the sky, and light up the moon
So that somehow you'll be here with me soon
Bring me the night
Bring me the night

That brings me to you
You 

("Bring Me the Night" - Sam Tsui & Kina Grannis)

Nagle Magnus czuje dreszcz, który wstrząsa ciałem Aleca.

- Wszystko w porządku, skarbie? - Bane unosi głowę i usiłuje nawiązać kontakt wzrokowy ze swoim chłopakiem.

Alec kiwa przecząco głową, nie mogąc odezwać się z powodu dziwnego ucisku w gardle. Magnus podnosi się do pozycji siedzącej i wpatruje się uważnie w Lightwooda, chwytając jego dłoń.

- Co się dzieje?

- Ekhm... - Odchrząkuje. - Ta piosenka przypomniała mi się, że przez następne kilka lat ja będę tutaj, a ty w Londynie.

- Och.

- Związki na odległość wymagają wysiłku.

- Jestem na to gotowy. Alexandrze, czekałem osiem lat na zostanie twoim chłopakiem. Nie pozwolę, by cokolwiek nas rozdzieliło.

Lightwood uśmiecha się, ale ponure myśli nie opuszczają jego głowy. 

- A gdybym poleciał z tobą? - pyta po chwili.

- Co?

- Do Londynu.

- Alexandrze... masz tutaj przyjaciół, siostrę, studia. Nie możesz tego wszystkiego zostawić z mojego powodu.

- Nie chcę zostawiać Isabelle, ale ona ma Clary, która nie pozwoli, by stała się jej krzywda. Poza tym, obie są zajęte studiami i szykowaniem ślubu, tylko bym im przeszkadzał. Co do moich studiów, i tak z  powodu pewnej osoby nie mam ochoty tam wracać. Na niektórych uniwersytetach w Londynie rok akademicki zaczyna się dopiero w październiku. Jeśli się pośpieszę, załapię się na ostatnie wolne miejsca. Powiedz jedno słowo, a polecę z tobą.

- To nie fair. - Bane wzdycha. - Nie mogę podjąć tej decyzji za ciebie.

- A więc ja ją podejmę. Lecę z tobą - mówi, pochylając się i składając błyskawiczny pocałunek na ustach Magnusa.

Mężczyzna posyła swojemu chłopakowi spojrzenie pełne miłości, które powoduje, że na policzkach Aleca pojawiają się rumieńce.

- Aku cinta kamu.

Alec marszczy brwi, nie mając pojęcia, co właśnie powiedział Bane.

- Co to znaczy?

- To znaczy, że cię kocham.

- Och. - Kąciki ust Aleca wykrzywiają się w lekkim uśmiechu. - Ja ciebie też.

A/N: KONIEC.
Dziękuję, że byliście ze mną przez te kilka tygodni. Love y'all. 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top