Rozdział XXIV Nadzieja
Wampirzyca siedziała na szczycie budynku, popijając ukochaną cole i spoglądając na okolice. Promienie słońca podały na nią, dając przy okazji miłe uczucie ciepła. Pomimo jednak tej sielanki jaka się prezentowało, nic nie było w porządku. Poczynając od tego, że czarny trunek właśnie się już skończył, a kończąc na tym, że znów czeka ją nie przespana noc.
Shade westchnęła, wyrzucają przy okazji za siebie pustą puszkę. Tak, nie ma to jak dbać o środowisko. Cóż, jednak, kiedy za każdym razem, kiedy zmrużył oczy masz koszmar, zaczynasz powoli przestawać interesować się o takie rzeczy. Nie żeby obchodziło ją to wcześniej. Po prostu, teraz jej jest już to wszystko obojętne.
Przetrwała dwa miesiące żyjąc z małymi dawkami snu. Czasem nawet bez żadnych przerw, żyła na kofeinie, nie chcąc zasnąć. Gdyby była człowiekiem, w ciągu niecałego tygodnia pewnie by się wykończyła, ale nie była. Nawet jednak pomimo plusów bycia wampirem, znalazła się na krawędzi i to w przenośni i dosłownie. Robiła wszystko co mogła, by spowolnić Deve. Nawet nie miała żadnej krwi od miesiąca w ustach! Żyła na tanich zupkach, ale przynajmniej żyła. Tylko jaki był tego wszystkiego cel? W końcu, miało jakiś sens opóźnianie nieuniknionego? Jeśli dobrze wyliczyła, w szczęśliwym wypadku padnie gdzieś w grudniu.
Dziewczyna parsknęła. Zajebisty im wszystkim zrobi prezent świąteczny. Jebany demon dzięki jej ciału urządzi im przepiękny armagedon. Na pewnym każdy o czymś takim marzy. Otworzyła kolejną puszkę czarnego trunku, na którym ostatnio żyła. Z każdym dniem, coraz bardziej ma chore poczucie humoru, kto jej jednak zabroni? Umierającym niczego nie można już zabronić, w końcu byłoby to okropne żałować im czegoś, w te dni jakie im zostały.
— Można się przysiąść? — Wampirzyca obróciła wstała natychmiast, wypuszczając z dłoni puszkę i mierząc nożem w zielonowłosego. Widząc jednak, komu omal nie przecięła aorty, schowała broń i spojrzała zdegustowana na rozlaną ciecz. Nawet nie zdążyła wziąć łyka. Sakuya tymczasem, opuścił ręce, które uniósł jak na komendę, kiedy dziewczyna wymierzyła w niego nożem. Trudno się jednak dziwić temu. Za każdym razem kiedy się spotykali, w jakiś dziwny sposób, polegało to na tym, że Shade próbowała go w czymś skrócić o głowę. Przeszło w pewnym sensie już to do normy dla nich — Rozumiem, że milczenie oznacza zgodę?
Chłopak usłyszał tylko cichy pomruk, najpewniej mający oznaczać tak, więc bez zbędnych ceregieli usiadł się na krawędzi, kawałek dalej od coli, która wciąż sączyła się z puszki. Czarnowłosa po chwili dołączyła do niego, siadając z prawej strony i w milczeniu wpatrując się w horyzont. Ostatnio dość często znajdował ją, siedząca na różnych budynkach, popijającą coś z kofeina i uporczywie wpatrującą się w jeden punkt. Jeśli ktoś by zapytał o to Watunukiego, z pewnością odpowiedziałby, że takie zachowanie nie jest zdrowe. W końcu nie można całe dnie spędzać siedząc i tylko gapiąc się w przestrzeń!
— To jak życie? — Kiedy zobaczył minę Shade, Sakuya od razu pożałował pytania. Mógł równie się spytać czy słońce dziś świeci. Kobieta wyglądała jakby miała mu zamiar przyłożyć, co prawdę mówiąc nie było najpewniej błędem. W końcu jego głupota czasem i jego aż zaskakiwała, dlatego bardzo często miał ochotę walnąć się tym swoim pustym łbem ścianę. Na szczęście zawsze zanim miał się do tego zabrać, szybko się rozmyślał.
— Nie wiem Sakuya, powiedz mi, czułbyś się zajebiście świetnie, wiedząc, że z każdym dniem demon ma coraz większą kontrolę nad twoim ciałem czy CHUJOWO DO JEBANEGO KWADRATU?! — Na ostatnie słowa dziewczyna, chwyciła puszkę, która nie wiadomo skąd znalazła się obok nich i rzuciła ją w cholerę. Wampir odrobinę odetchnął, że Someya postanowiła się wyżyć na tym przedmiocie, a nie na nim.
— Dobra, rozumiem aluzje — Chłopak uniósł w obronnym geście ręce, przy okazji trochę się kuląc, jakby mówił "nie zabijaj". Czarnowłosa westchnęła poirytowanie i wróciła do spoglądania w przestrzeń. Watanuki podążył wzrokiem za nią i także zaczął wpatrywać się w horyzont.
Siedzieli tak kilka minut, w ciszy, aż w końcu wampir pokręcił głową i zaczął rozglądać się po okolicy. W końcu patrzenie ciągle w jeden punkt, jest nudne. Rozglądał się wokół, aż w końcu jego wzrok spoczął na czarnowłosej. Przez dobre parę minut wpatrywał się w nią, studiując każdy szczegół. W pewnym momencie dziewczyna odwróciła się w jego stronę, a on speszony zaczął z wielkim zainteresowaniem oglądać swoje dłonie.
Wampirzyca uśmiechnęła się odrobinę widząc zaangażowanie wampira, by dostrzec najmniejsze molekuły z jakich mogły składać się jego ręce. Przypominał jej w tym momencie dziecko, które próbuje ukryć, że to nie ono przeskrobało coś. Heh. Naprawdę potrzebowała tego. Małego odciągnięcia od swoich myśli. W końcu, nie można ciągle w nich przebywać.
— Sakuya, mogę zadać ci pytanie? — Chłopak przekrzywił odrobinę głowę, zastanawiając się przez chwilę, po czym lekko skinął głową — Czemu? Czemu, tu jesteś? Czemu codziennie, kiedy siedzę, zapijając smutki tanią colą, ty przychodzisz?
Zielonowłosym jakby z początku nie zrozumiał pytania, znów lekko przechylił głowę. Zaraz potem jego policzki lekko poczerwieniały, a on sam odwrócił głowę. Shade uśmiechnęła się odrobinę. Czasem Sakuya naprawdę był uroczy.
— Emm... No wiesz zależy mi na tobie — Chłopaka widząc, jak dziewczyna przekrzywia głowę z zdziwienia, zaraz jeszcze bardziej poczerwieniał i uniósł ręce w obronie — W SENSIE JAKO PRZYJACIEL! NAM WSZYSTKIM NA TOBIE ZALEŻY!
Wampirzyca roześmiała się, a Watanuki widząc jej reakcje, odrobinę się rozluźnił, ale wciąż był lekko spięty. Dlaczego on musi zawsze pleść takie głupoty? Dziewczyna tym czasem, znów zaczęła spoglądać w horyzont, ignorując zupełnie Sakuye, który cóż, znów nie wiedział co robić.
Zależy im... Ech, była głupia. W czasie, kiedy ona powoli podawała się, im nadal zależało. W końcu byli jej przyjaciółmi. Amane, kiedy dowiedziała się o jej planie życia na kofeinie strzeliła przecież jej w łeb i powiedziała, że coś wykombinuje. Faktem jest, że minęły dwa miesiące i wszystkie jej pomysły zawiodły, ale ona nadal się nie poddała. Czemu, więc ona miałaby zrobić to?
Nie wspominając o Sakuyi. Przez ostatnie miesiące chłopak pomógł jej wiele razy. Raczej nigdy mu tego nie powie, ale te jego idiotyczne pytania, są nawet znośne. Można uznać, że taki jego urok już. Nie może się poddać. Nie kiedy wszyscy próbują jej pomóc. Byłoby to naprawdę niesprawiedliwe z jej strony zmarnować ich starania. Z resztą w grupie siła, czyż nie. Na pewno coś wymyślą.
— Dziękuję Sakuya. Dziękuję, za przywrócenie mi nadziei — Dziewczyna posłała wampirowi wdzięczny uśmiech, a on cieszył się, że siedzi, bo w innym wypadku czułby jak nogi się pod nim uginają. Dlaczego tak reaguje, na każdy jej gest w jego kierunku? Co jest z nim nie tak?
— Nie ma sprawy — Watanuki przeczesał ręką nerwowo włosy. Mógłbyś uwierzyć, że wygląda w tym momencie jak dojrzały pomidor. Shade tymczasem wstała i ruszyła w stronę wejścia na dach. Wesoło przy okazji pogwizdywała.
— Hej, idziesz czy nie? — Chłopak obejrzał się na czarnowłosą, nie wiedząc za bardzo co robić, popędził za nią, zrównując się z nią krokiem.
— Dokąd właściwie chcesz iść?
— Do biblioteki. Może coś wcześniej przeoczyliśmy — I tak z uśmiechem, Shade ruszyła schodami na dół, a Sakuya nie mając wielkiego wyboru ruszył za nią jak posłuszny piesek. Naprawdę, chyba powinien ograniczyć z nią kontakt, ma na niego jakiś dziwny wpływ.
—————————————
Fioletowłosy mężczyzna, oglądnął się za siebie, wciąż utrzymujące tempo swojego biegu. Skręcił w uliczkę i ruszył przed siebie. Musi jak najszybciej się ukryć inaczej źle się to dla niego skończy. Wiedział, że powinien być uważniejszy, a teraz nad karkiem czuł chłodny powiew tego, jak ktoś go śledził. Szef go zabije, jak się o tym dowie. Wampir przełknął ślinę. Zrobi to, jeśli uda mu się przeżyć.
Oglądnął się jeszcze raz za siebie i aż stanął wryty. Zobaczył białowłosy kobietę uśmiechającą się do niego niewinnie. Z daleka mógł i tak dostrzec jej czerwone oczy, w których migotały wesołe ogniki. Dziewczyna pomachała w jego stronę, a on instynktownie zrobił krok w tył. W barze były dwie, więc gdzie jest...
— Zechcesz mi odpowiedzieć na parę pytań, sangsue* — Mężczyzna z szoku upadł na ziemie i zaczął się cofać by znaleźć się jak najdalej od kobiety. Zielonowłosa posłała mu zdegustowane spojrzenie. Jeśli jego pan też tak jest, to Japończycy to straszni tchórze. Ewentualnie tylko ona ma takie szczęście, że trafia na samych lâches**
— KIEDY JA NAWET NIE WIEM, KIM JESTEŚ! — Wampir skulił się, kiedy nad głową przeleciał mu bat. Spojrzał, na nieznajomą. W jej ręce znajdował się jakże, ten przedmiot, mieniący się odrobinę zielonymi blaskiem. Eve? Cholera, nie mógł gorzej trafić. Pytanie, tylko gdzie jest Servamp. Mężczyzna potrząsnął głową. Może jednak nie chce wiedzieć.
— To nie jest ważne. Interesuje mnie twój szef. Kim jest!? — Kolejne uderzenie, tym razem bliżej wampira. Następnym razem mężczyzna może być powiem, że oberwie.
— Zabije mnie jeśli Ci powiem!
— Cóż, najpierw musiałby cię pierw dostać w swoje łapy. A jak na razie zapowiada się, że jesteś pod moją opieką — Kobieta uśmiechnęła się i rozciągnęła odrobinę pejcz. Wampir mogła uwierzyć, że czerpała ogromną radość z tego, jak on właśnie szczał z strachu pod siebie. W końcu, kto by tego nie robił. Ta kobieta była nieprzewidziana, nie mówiąc, że to ona tu miała broń, nie on.
— Oj, Christine chyba wystarczająco go wystraszyłaś. Spójrz na niego, jeszcze chwila i zejdzie nam tu na zawał — Obok kobiety pojawiła się białowłosa, nadal uśmiechającą się przyjacielsko. Kiedy mówiła, wampir wychwycił obcy akcent. Podobnie jak u drugiej z kobiet. Aczkolwiek nie był taki sam. Kimkolwiek były, nie pochodziły z tego samego miejsca. Kucnęła przed mężczyzną i przyjechała kciukiem po jego policzku. Coś było w niej, że wampir momentalnie się rozluźnił, chodź nadal wygląda odrobinę jak przestraszona sarna. Mimo wszystko jednak, wydawał się odrobinę już pewniejszy siebie — No, wszystko będzie dobrze, chcemy wiedzieć tylko parę informacji. A potem możemy pójść razem na lody!
Zielonowłosa westchnęła z irytacją na uwagę wampirzycy. Tak, bo obietnicą lodów na pewno przekona go, żeby wsypał swojego pana. Z kim ona musi do cholery pracować?
— Nie mogę...
— Nie możesz czy nie chcesz?! — Wampirzyca posłała swojej pani karcące spojrzenie, na co ta prychnęła. Żeby to krwiopijca pouczał ją jak ma się zachowywać. Skandal.
— Nikt nie musi wiedzieć, że nam powiedziałeś. Z resztą, hej nie kuszą cię lodu? — Wampir spuścił wzrok, rozważając jaką odpowiedź udzielić. Kiedy miał przemówić, został przyszpilony do ściany, przy okazji jęcząc z bólu, z powodu siły uderzenia. Kiedy podniósł głowę, napotkał wściekłe spojrzenie różowych oczu, zielonowłosej.
— Posłuchaj mnie uważnie. Mam dzisiaj zły humor rozumiesz? Pierw, nie mogę się połapać w tym mieście, jakiś fagas próbuje dobrać do mnie łapy, a potem jeszcze znajduje, że jakiś dupek porysował mi motor. Dobrze ci radzę, nie pogrążać się i zacząć gadać — Z każdym słowem wampir miał wrażenie, że kobieta zwiększała uścisk. Cudem jeszcze nie usłyszał trzasku swojej łamanej kości, chodź zapewne zaraz może się to zmienić. Z jego ust wydobył się cichy jęk bólu, na który kobieta nie zwróciła żadnej uwagi.
— Jeśli wam powiem, obiecujecie, że mój szef nic mi nie zrobi? — Uścisk trochę zelżał, ale wciąż mężczyzna nie miał żadnej możliwości uwolnienia się. Najdziwniejsze dla niego był sam fakt, że wnioskując po biciu serca, kobieta była człowiekiem, ale chwyt miała nie gorszy niż niejeden wampir. Jakim cudem to było możliwe, to dla samego poszkodowanego było niewiadome.
— Oczywiście! Możesz na nas liczyć! — Coś było w głosie białowłosej dziewczyny, że można było uwierzyć w jej słowa. Cóż, najwyraźniej szalone wampiry mające mordercze Eve mają w sobie to coś. Kobieta w końcu go puściła, zaś on upadł na ziemie z lekkim hukiem i jękiem, z powodu bólu swojej kości ogonowej. Ludzie, dlaczego ona musi być taka brutalna.
— To... Co chcecie wiedzieć? — To nie było najmądrzejsze pytanie, a gdyby nie wampirzy refleks, który w końcu stwierdził, że czas zacząć działać, mężczyzna oberwałby kolejny raz od Francuski. Cóż, Jednakże ściana za nim nie miała szczęścia.
— Nie kpij sobie ze mnie. Dlaczego twój pan, nasłał na mnie swoje pachołki? — Na te pytanie jakby gdyby, w końcu odpowiednie trybiki ustawiły się w odpowiednie miejsca, a w oczach krwiopijcy zaiskrzyły ogniki zrozumienia. Nie wiele myśląc podniósł się wzbudzając czujność u zielonowłosej i wypalił bez namysłu:
— TY JESTEŚ PANI... — Szybkie uderzenie batem nad głową, spowodowało, że wampir skulił się, nie kończąc swojej wypowiedzi.
— Chcesz, żeby każdy cię usłyszał? Z resztą, miałeś odpowiedzieć na moje pytanie.
— To wy naprawdę nie wiecie, dlaczego? — Obydwie kobiety przechyliły głowę w tym samym momencie, przez pytanie. Wyglądało to całkiem zabawnie, kiedy tak na niego patrzyły z pytaniem wymalowanym na twarzy.
— Zechcesz nas oświecić, czego to nie wiemy?
— Mój pan nie zaatakował tylko was. Każdy Servamp medalionu znalazł się na liście do eksterminacji. Wy tylko poszłyście na pierwszy odstrzał — Białowłosa zbladła słysząc te słowa. Mimowolnie chwyciła naszyjnik wiszący na jej szyi i powoli przejechała palcami po nim. Tego się obawiała. Dnia, kiedy zapadnie na nich wyrok. Zaraz jednak wesołe ogniki pojawiły się znów w jej oczach. Nie wolno tracić nadziei! Nie wolno tracić jej nadziei. Może to po prostu zwykle nieporozumienie! Na świecie ciągle zdarzają się takie rzeczy!
Wampirzyca obróciła głowę w stronę swojej pani słysząc jak ta wyrzuca całą litanie przekleństw w swoim języku.
— Świetnie, po prostu świetnie. Dlaczego musisz do cholery przyciągać problemy jak magnes?!— Zaraz po tych słowach kolejna wiązanka została wypuszczona w eter. Najpewniej gdyby białowłosa znała dostatecznie dobrze francuski, obraziłaby się za słowa, którymi ja określono, ale nie posiadając tej wiedzy, nie czuła żadnego problemu. W końcu, w jakiś sposób trzeba dać ujść emocją. A jaki jest lepszy, niż kilka soczystych przekleństw?
— Cóż, lubię myśleć, że po prostu to przez wspaniałą osobowością! I lody! Najpewniej przez lody! — Jakby na dowód tej tezy, w dłoni dziewczyny pojawiły się kilka opakowań wspomnianej słodyczy. Nie wiedzieć czemu, fioletowłosy także dostał jednego. Jego jednak zakłopotany wzrok zwrócił jednak uwagę kobiety — Hej, w końcu obiecałam ci go w nagrodę, nie?
— Qu'est-ce qu'on a fait au Bon Dieu***
— Oj, rozchmurz się Christine! Jak chcesz, możesz też dostać loda! — Kobieta pokręciła jedynie głową na propozycje wampirzycy. Samo zapytanie ją o to było bezcelowe, w końcu wie, że nie lubi słodkiego, ale czego oczekiwać od Ruth. Cudem jest, że ona pamięta jak ma na imię, bo na pytaniu o dzień tygodnia, raczej by poległa. Zielonowłosa wróciła wzrokiem do mężczyzn, uważnie badając go wzrokiem. Wciąż nie odpowiedział jednak jej na kilka pytań, a ona cóż potrzebuje odpowiedzi.
— Nadal chcemy wiedzieć, kto nasłał na nas tych ludzi. A kiedy czegoś chce, to to biorę — Fioletowłosy przełknął ślinę, widząc morderczy błysk w oku kobiety, którą określano "Christine". Nie chciał się przekonywać, jakich metody użyje, żeby zdobyć to co chce, a widząc jak znów zaczyna się bawić swoim pejczem, tym bardziej zaczął czuć jak pot z strachu spływa mu po plecach. Czemu to on ma zawsze takie szczęście, że znajduje się w takich sytuacjach?
— Spokojnie! Tak dobrze nam szło, nie trzeba od razu przemocy — Gestykulowanie jak poparzony raczej, nie wiele mu dało, bo kobieta jeszcze bardziej zaczęła się bawić swoją bronią, przy okazji wykonując jeden krok w jego stronę. Mężczyzna rozglądnął się nerwów na boki. On ma przejebane. Zaraz dostrzegł ciemną postać, stającą w cieniu i przyglądającą ę im. Wytężył wzrok i zbladł, widząc dobrze znany uśmiech. On nie opuści tego miejsca żywy.
Huk wystrzału zdezorientował kobiety. Obydwie obróciły się równocześnie, każda z bronią w ręku. Ciało mężczyzny, z którym jeszcze chwilę temu prowadziła rozmowę upadło na ziemie. Pierwsza nieznajomego dostrzegła wampirzyca.
Pomimo tego, że stał w cieniu, od razu dostrzegła jego czerwone ślepia, które mieniły się szaleństwem. Mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu, umożliwiając także by dostrzegła go Christine. Przy każdym jego kroku, długi płaszcz szeleścił trochę, a okulary błyszczały mrocznie. Wampirzyca chwyciła mocniej łuk w dłoń. Nieznajomy zatrzymał się w pewnej odległości od nich, po czym wyciągnął z kieszeni papierosy, uśmiechając się przy tym, jakby ktoś opowiedział mu niezły kawał.
— Kultura wymaga bym zapytał, czy drogie panie pala? — Postawa mężczyzny w ogóle nie zdradzała, że przejął się tym, że jeszcze chwilę temu zastrzelił najpewniej człowieka. Za to natomiast uporczywie wpatrywał się w kobiety, jakby pytanie czy zapalą z nim papierosa miało zaważyć o losach świata.
— Nie pale papierosów, z nieznanych źródeł — Mężczyzna jakby nie przejął się ją odpowiedzią, wyciągnął jednego i zapalił go zapalniczką, która nie wiadomo kiedy znalazła się w jego dłoni. Zaciągnął się odrobinę po czym wypuścił dym, w stronę białowłosej, która zaczęła kaszleć jakby chciała niemal płuca wypluć. Christine nie zwróciła na to uwagę, wpatrując się uporczywie w rewolwer, znajdujący się za pasem mężczyzny. W pewnym momencie nieznajomy przeniósł swój znudzony wzrok z wampirzycy, na nią i uśmiechnął się zachęcająco, jakby chciał powiedzieć, by zadała pytanie, które ją nurtuje — Dlaczego zabiłeś go?
— Po co, ma mnie przedstawiać, skoro mogę zrobić to sam? Z resztą, nienawidzę kapusiów — Wampir, zaraz potem wyrzucił papierosa i zbliżył się do kobiet, uważnie im się przyglądając — Muszę jednak przyznać, że cieszę się, że moje zaproszenie dotarło do was. Nie chcielibyśmy, żeby ominęła was cała zabawa.
Po plecach obu kobiet przebiegł lekki dreszcz, ale przynajmniej Christine nie dała tego po sobie poznać. Wampirzyca za to schowała się za nią, wyglądając za jej ramienia. Taki, to jej się obrońca znalazł. Drżyjcie narody normalnie przed nią.
— W każdym razie, moje panie życzę miłego dnia — Nie czekając nawet na odpowiedź mężczyzna zostawił je, odchodząc w cień, gdzie o ile to było możliwe rozpłynął się niczym kamfora. Zielonowłosa kilkakrotnie przetarła oczy, wciąż nie do końca dopuszczając do siebie myśl, że tajemniczy jegomość tak sobie o znikły.
Christine westchnęła i spojrzała na swoją towarzyszkę. Przybyły do tego kraju w poszukiwaniu odpowiedzi, a zastały jeszcze więcej pytań. Cudnie. Chyba będę musiał przyzwyczaić się do tego miasta, bo wygląda na to, że spędzą tu pewien czas. Może mieć tylko nadzieję, że im dalej w las, tym więcej odpowiedzi dostanie. Zaraz jednak prychnęła. Pobożne życzenie. Przynajmniej może się cieszyć, że zostały w niej jakieś reszki nadziei, chodź w takim towarzystwie w jakim podróżuje, trudno jej nie mieć. Kobieta ruszyła przed siebie, wyciągając przy okazji z kieszeni paczkę papierosów. Naprawdę potrzebuje po tym wszystkim zajarać. To był bardzo długi dzień.
————————————
Nio, a więc znów jestem. Tiak, specjal nadal się pisze ( to nie tak, że robiłam wszystko byle nie pisać specjału).
Od razu mówię, że jeśli znajdzie się jakiś znawca francuskiego, to nie ma sprawy niech poprawia mi błędy. Ja korzystałam tylko z internetu w celu wyszukiwania tych konkretnych słów.
* po francusku wampir ( chodź bardziej chodzi o krwiopijcę )
** tchórzy
*** Za jakie grzechy, dobry boże
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top