Rozdział XXIII Zaufać Zdrajcy

Shade wpatrywała się w zegar, którego wskazówki za cholerę nie miały ochoty szybciej się przesuwać. Dziewczyna przeniosła wzrok na kubek z zimną już kawą. W ciągu nocy zdążyła wypić takich trzy, a mimo tego oczy kleją jej się niemiłosiernie. Na ogół zawsze nie przeszkadzało jej, że kofeina na nią zbyt nie działa, ale teraz to oddałaby wszystko za ten jebany zastrzyk energii. To śmieszne, że coś co uważasz za zaletę, kiedyś może się okazać najgorszym złem na świecie. Taki troszkę paradoks.

Wampirzyca z nudów zaczęła próbować wystukiwać jakiś rytm, ale dość kiepsko jej szło. Nie mogła w ogóle się skupić. Czego w końcu oczekiwać, skoro jej myśli zajmuje tylko to, że chce jej się spać. Gdyby jeszcze miała z kim pogadać, to może tak źle by nie było. Takeshi śpi jak zabity i może to dobrze, bo przynajmniej nie rozpacza nad tym, że ma krew na rękach. Sakuya cóż, też odszedł odwiedzić Morfeusz. W sumie, głupio jej było po tym jak pomógł jej zakopać zwłoki, wyrzucić go tak z mieszkania. Taaak... Chyba miała dzień dobroci dla zwierząt, że pozwoliła w sumie prawie nieznajomemu, przenocować na kanapie. W końcu ile ona go zna? Dwa tygodnie. Może niecały miesiąc? Na pewno w tym czasie zdążyła się upewnić czy chłop to nie jakiś seryjny morderstwa.

Dziewczyna ziewnęła przy okazji odrobinę się rozciągając. Ona zaraz naprawdę padnie tutaj. Mimo wszystko skierowała swój wzrok z powrotem na filiżankę. Chyba będzie musiała sobie zrobić kolejną kawę i ewentualnie wyjść na jakiś spacer. Może świeże powietrze ją ożywi. Pytanie tylko czy na nikogo się nie rzuci na dworze. W końcu to nie tak, że ona tu przemiera z głodu, bo od kilkunastu godzin nie miała w ustach żadnej krwi. Toż to skandal, wampir o suchym pysku to cholernie nieszczęśliwy wampir.

Czarnowłosa włączyła czajnik i zaczęła szukać kawy. Jak można było się spodziewać znalazła ją w ostatniej szafce. Nie mówiąc, że były to resztki. Chyba będzie trzeba skoczyć do sklepu. No i troszkę ogarnąć mieszkanie, bo jest tu niczym jak w chlewie. To nie jej wina w końcu, nie miała czasu dbać o porządki w ostatnim czasie. Te wszystkie sprawy zwaliły się na nią jakby to ona zbawcą świata była. A prawda jest taka, że żaden z niej bohater. Tylko zły człowiek, który kurwa pojawił się w nieodpowiednim miejscu, o nieodpowiednim czasie. Wampirzyca wyciągnęła mleko z lodówki i obróciła się, od razu zaraz odskakując z wrażenia przy okazji upuszczając karton. No i jej ukochane jeny, które wydała na nie poszły się jebać.

— Nie nauczył cię nikt, że się nie zakrada do gospodarza?

— Chyba akurat nie było mnie na tej lekcji — Kąciki ust wampira uniosły się ku górze, przy okazji chłopaka śmiesznie przekrzywił głowę przy mówieniu. Shade już dawno zauważyła u niego ten drobny nawyk. Uważała go nawet za odrobinę uroczy. Chcąc nie chcąc ona także miała swoje dziwne tiki, więc mimowolnie odwzajemniła uśmiech Sakuyi.

— Nie licz na to, że to ja będę uczyć cię dobrych manier.

— Gdzieś bym... Eee, czy to jest krew? —  Wampirzyca skokowa skołowana spojrzała pierw na siebie, szukając jakiś ran, po czym odwróciła się w stronę lodówki. No tak, zapomniała o swoich "zapasach". Watanuki zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę. On rozumiał, że była wampirem, ale co ona kurwa na szpital napadła? Z resztą takimi ilościami to się nawet nie może pochwalić największa organizacja krwiodawcza. Skąd ona do to choinki wzięła?! Przez to całe lata by trzeba było zbierać!

— Gratuluję spostrzegawczości. Jak chcesz możesz sobie wziąć jeden worek, a teraz wybacz, ale muszę posprzątać mleko.

Sakuya obejrzał się za Shade, która wrzuciła karton to jakiejś siatki i poszła poszukać szmatek. Chłopak przejechał ręką po włosach. W sumie, co mu szkodzi skorzystać z propozycji. Trzeba korzystać póki w dobrym humorze kobieta jest. Chłopak wziął krew i zaczął przyglądać się temu z każdej strony. No dobra... Jak z tego się pije?

— Sakuya? — W framudze stał Takeshi, z lekka wciąż będąc w krainie snów. Wampir przetarł wciąż zaspane oczy i omiótł wzrokiem zielonowłosego. A tego po kiego czorta tu przywiało?

— Takeshi, co ty u diabła tu robisz? — Watanuki starał się wypowiadać słowa w miarę cicho, ale nadal na tyle głośno żeby Amori go usłyszał. Wampira nie powinno tu w ogóle być. Pierw znika na kilka dni, a teraz znajduje go u Someyi.

— Shade pozwoliła mi nocować. Tobie też?

— Taaak... — Chłopak obejrzał się wokół siebie jakby czarnowłosa wampirzyca miała zaraz wyskoczyć gdzieś za rogu. Coś długo jej idzie szukanie tych ścierek. W sumie dobra jego, ma szansę wybadać grunt — Takeshi powiedz mi, ile mówiłeś Shade?

— W sensie?

— No wiesz, o Tsubakim i tego typu rzeczach...

— O tym, że teraz pracujesz dla Scarecrow? — Wampir w ciągu sekundy znalazł się obok morskowłosego i zasłonił jego usta. Jak dziewczyna usłyszy to, to ich obydwu poślę trzy metry pod ziemię, a chłopak mówi to jakby nigdy nic. Gdzie się podział jego instynkt samozachowawczy?!

— Dla nas obojga byłoby dobrze jakby Shade o tym się nigdy nie dowiedziała. Tak wiesz, nigdy, nigdy — Takeshi pokiwał ze zrozumieniem, więc Sakuya odsłonił jego usta. Cóż, jedna sprawa załatwiona, chodź nie wiadomo. W końcu to Takeshi, w każdej chwili chłop może coś palnąć. Chyba będzie go trzeba wyeksmitować z tego mieszkania.

— Rozumiem, że już zapoznałeś się z Takeshim, Sakuya — Obydwa wampiry zwróciły swój wzrok w stronę dziewczyny, która wróciła akurat z jedną wielką szmatką. Watanuki spojrzał z ukosa na przedmiot. Naprawdę, to tego tak długo ona szukała? — Hej, nie patrz na mnie tym wzrokiem. Mówiłam, że mam lekki bałagan w chacie.

————–—————————

Amane gnała jak głupia przed siebie, parę raz omal nie zderzając się z ludźmi. Ojciec zadzwonił do niej, chwilę temu, z pytaniem czy nie ma ochoty na sushi, po czym podał jej adres i rozłączył się. Weź tu potem człowieku nie miej morderczych myśli w kierunku tego mężczyzny. Dziewczyna wiedziała, że ojciec chce z nią spędzić trochę czasu, zważywszy, że coraz mniej go razem spędzali, ale no ludzie! O takim czymś powiadamia się odrobinę wcześniej!

Fioletowłosa, skręciła w uliczkę, jeszcze bardziej przyśpieszając kroku. Z daleka jakby patrzył, to mógłby uznać, że dziewczyna wręcz biegła. Cóż, jak to się mówi istnieją ludzie, którzy nie muszą biegać, oni kurwa zapierdalają po prostu. Amane należała zapewne do tego grona. Cóż, ale przynajmniej mogła dzięki spotkaniu pobyć z dala od Nozomi. Ludzie, jeśli ktoś nie chciał być skazany na siebie, na prawie dwadzieścia cztery godziny, to te dwie kobiety. Niecała godzinę zdążyły znaleźć z pięć powodów do sprzeczki. Można by rzec, że to stało się wręcz dla nich sportem, w których jedynie ich prześcigają Licht z Lawlessem. Właśnie, jeśli mowa o tym jeżu, coś ostatnio często kręci się koło ich domu. Niby przypadki jakieś, ale chuj go tak wie. Jeszcze się zaraz okaże, że to jakiś stalker, chociaż niech sobie tak stalkuje Nozomi. Może jak dziewczyna chłopa będzie miała, to w końcu przestanie być tak wnerwiająca. Byle żeby jej go do domu przyprowadzała!

Mówiąc o chłopakach, Amane od jakiegoś czasu nie miała wiadomości od Ryu. Pieprzony Mikuni. Ona znajduje sobie akurat chłopa, który jest miły i może im by coś wyszło, a ten jebany kowboj przepędza go niczym ojciec zalotników do córki. Ech, jak widać randki to nie bajka Izumi.

Dziewczyna skręciła lewa i rozejrzała się, zaraz potem uśmiechając się. No w końcu dotarła na miejsce. Ma przynajmniej nadzieję, że ojciec zbyt długo na nią nie czekał. Fioletowłosa miała właśnie chwycić za klamkę, kiedy ktoś ją ubiegł. Powiodła wzrokiem za ręką, aż do twarzy właściciela i zaczęła się wpatrywać w niego jak ciele w namalowane wrota. Jego w szkole nie powinno czasem być czy jak?

— Amane?

— Mahiru? Szkoły ty nie masz czy co?  — Kobieta zaczęła wpatrywać się w chłopaka oskarżycielskim wzrokiem, niczym rodzic, który przyłapał dziecko na paleniu skręta. Shirota zaczął się rozglądać na wszelkiego strony w poszukiwaniu jakiekolwiek odpowiedzi na to pytanie, aż w końcu nadeszła.

— Mahiru, nie przedstawisz mnie swojej dziewczynie? — Nie wiadomo kogo policzki przybrały czerwieńszy kolor. Nie mówiąc, że Amane klnęłam pod nosem na idiotę, który uznał, że chodziłaby z Mahiru. To nie tak, że ona ma coś do chłopaka, po prostu nie interesują ja młodsi. W każdym razie, w stronę dwójki nastolatków zmierzał wysoki brązowowłosy mężczyzna, z okularami na głowie, które przy każdym kroku odrobinę podskakiwały w górę. Na twarzy widniał mu szeroki uśmiech, skierowany w stronę młodzieży — No, to jak Mahiru, powiesz kim jest twoja znajoma?

— Wujku, Amane, Amane to mój wujek Toru.

— Miło mi pana poznać, zgaduje? — Fioletowłosa podobała rękę starszemu Shirocie, którą ten przyjął z wielkim entuzjazmem. Nawet może z byt dużym. Trzeba było przyznać, chwyt to facet miał niezły — A tak w gwoli ścisłości, nie jestem dziewczyną Mahiru.

— Nie? Wy dwoje bylibyście taką słodką parką — Toru wyszczerzył się na te wzmiankę, podczas gdy Mahiru płonął obok prawie, że ze wstydu. Chłopak spojrzał na Amane, która podobnie jak on nie była wielce zadowolona z słów jego wujka. W końcu, mężczyzna spojrzał na nastolatków i pokręcił głową. Wszystko biorą tak na poważnie. Zaraz potem Toru potargał odrobinę włosy brązowowłosego, ku dezaprobacie właściciela — Oj, żartowałem Mahiru. Wiesz, że po prostu nie mogę się doczekać, aż w końcu przyprowadzisz jakąś dziewczynę i mi ją przedstawisz.

Izumi na te wzmiankę aż zachłysła się śmiechem. Oj, to facet sobie trochę poczeka. Dziewczyna nie znała chłopaka zbyt długo, ale już zdążyła zauważyć, że jeśli chodzi o sprawy damsko męskie, to cóż... Mahiru nawet jak na prawiczka był nie doświadczony w tym. Nie pytajcie skąd ona wie, że młodszy Shirota to prawiczek. To jest aż zbyt oczywiste.

W każdym razie, trójka ludzi weszła w końcu do baru sushi i Amane zaczęła się rozglądać za swoim ojcem. Spojrzała raz jeszcze na adres w telefonie. Byłby lekki przypał jakby to nie tu miała być. Jednak nie, adres zgadzał się, więc gdzie do choinki bożonarodzeniowej podziewał się człowiek zwany jej ojcem?

— Amane! Długi ci zeszło. Widzę, że przyprowadziłaś towarzystwo — W ich stronę zmierzał jej ojciec energicznym krokiem. Starszy Shirota spojrzał na mężczyznę i od razu się rozpromienił. A niech go, za żadne Chiny nie spodziewał się go tu zobaczyć.

— Seiji, jak dobrze cię widzieć! — Dwójka mężczyzn podobała sobie dłonie i przy okazji objęła się niczym starzy znajomi, którymi wszakże byli. Tymczasem przez głowę Mahiru i Amane przechodziło wciąż jedno pytanie: SKĄD ONI SIĘ DO CHOLERY ZNAJĄ?!

— Ja nie chcę przerywać wspaniałego spotkania, ale mogę wiedzieć skąd znasz tego człowieka, tato? — Starszy Izumi spojrzał na swoją córkę, która mierzyła go wzrokiem niczym rasowy prokurator generalny, przesłuchujący właśnie oskarżonego. Mężczyzna nie mógł się na tę myśl nie uśmiechnąć odrobinę. Jakże ona czasem przypomina swoją matkę. Oczywiście dziewczynie nie uszła uwadze ta reakcja i jeszcze bardziej, zaczęła przewiercać ojca wzrokiem.

— Toru i ja znamy się... z pracy — Na te wzmiankę w oczach obu mężczyzn można było zauważyć dziwny błysk, a kąciki ich ust odrobinę się uniosły, jeśli to w ogóle było możliwe. Amane wzięła ten drobiazg pod uwagę. Z tego co kojarzyła z opowieści Mahiru, jego wujek nie siedział całe dni w korporacji, a więc to mało prawdopodobne, żeby tam się spotkali. Coś jej to śmierdzi, ale cóż, to chyba nie czas żeby robić wielkie z tego dochodzenie. Mahiru, podobnie jak fioletowłosa nie bardzo uwierzył w te słowa. Jakoś nigdy nie słyszał o tym człowieku od wujka, a cóż, on bardzo często mówił o przyjacielach. Coś tu nie pasowało.

— Nie wiem jak wy, ale ja mam ogromną ochotę na sushi. Co powiecie, że zamówimy już dania? Przy okazji Amane pochwali ci się swoim chłopakiem Seiji.

— MAHIRU NIE JEST MOIM CHŁOPAKIEM! — Większość gości w restauracji zwróciła głowy w kierunku fioletowłosej, a to poczuła jak pieką ją policzki. Cholera, ale ona mimo wszystko przysięga, wujek czy nie wujek Mahiru, jak jeszcze raz padnie wzmianka o jej niby związku z Shirotą to zatłucze mężczyznę pałeczkami.

— Cóż, z chęcią posłucham paru słów o moim zięcia, Toru — Starszy Izumi wyszczerzył się razem z Shirotą. Amane spojrzała na nich z politowaniem. Jak grochem o jebaną ścianę. Ona ma nadzieję, że się dobrze bawią, bo ona tu to kurwicy dostanę, a Mahiru to już dawno osiągnął kolor pomidora razy dwa. Najlepsze jest, że ona ma spędzić z tymi facetami jakąś najpewniej godzinę, jeśli nie więcej. Za jakie grzechy ją to spotyka?

—————————————

Nozomi szła przez ulicę Tokio, co chwilę oglądając się za siebie. Ciągle miała wrażenie, że ktoś idzie za nią, ale to najpewniej tylko jej paranoja. Zaciągnęła kaptur na głowę i jeszcze bardziej przyśpieszyła kroku. Co jej przyszło w ogóle do głowy, żeby wychodzić z domu wieczorem? Cóż, ale przynajmniej nie lało z nieba.

Wampirzyca schowała się przy najbliższym przystanku autobusowym, ściągając kaptur i strzepując wodę z siebie niczym pies. A mówiło się, że nie wolno krakać. Ona to ma pecha. Pierw niebo w miarę czyste, tylko wiatr, a zaraz potem ulewa stulecia. Ona się zastanawia czy na pewno się z powołanie nie minęła. Servamp Pechu chyba byłby dla niej w sam raz.

Dziewczyna zerknęła na rozkład jazdy i załamała ręce. Czy to jakieś nie pisane prawo jest, że kiedy przybywa się na przystanek, autobus, którym mogło by się wrócić do domu, odjeżdża pięć minut wcześniej, niż ty tu przyjdziesz? Wampirzyca oparła się ścianę i wzniosła oczy ku górze. Na pewno ten kto urzęduje tam, musi się nieźle bawić z jej nieszczęść. A niech tam szlag go trafi. Czeka ją aktualnie trzydzieści minut czekania na następny transport i ani żywej duszy, żeby do kogoś gębę otworzyć, chociaż to może nawet lepiej. Znając szczęście jej, to zaraz jakiś szemrany typek obok niej by się znalazł. Nie ona podziękuję. Na dziś już ma dość ludzi. Jedynie o czym marzy to ciepła kąpiel i Amane z taśmą klejąca na ustach.

Skoro o niej mowa, to znów się pokłóciły. Głównym powodem sprzeczki był oręż fioletowłosej. Nadal nie potrafiła go przywołać, nie mówiąc, że wszelkie jej próby tego, były cóż dosyć zabawne dla wampirzycy. Jeszcze jej się nie trafił taki słaby Eve, co nawet oręża nie umiał przywołać, chociaż to może i lepiej? W końcu, jak ta kobieta ma zwojować świat z srebrnym zegarkiem. W każdym bądź razie, Izumi wściekła niepowodzeniami wygarnęła parę słów jej i cóż, Nozomi stwierdziła, że chyba musi się przewietrzyć. Tak dotarła do jakże piękne przystanku na zadupiu, gdzie diabeł już dawno powiedział dobranoc. To się nazywa szczeście, nie?

Wampirzyca przymknęła oczy i odpłynęła lekko w krainę marzeń. Nie ma co robić, to może trochę pomarzyć czyż, nie? Kobieta otworzyła oczy, chcąc zerknąć czy nadal z nieba anioły szczają, kiedy spostrzegła, że coś się w obrazku nie zgadza. Cóż, tak naprawdę to nie był nawet ten sam obraz, bo czerwonooka znalazła się ni z tego owego w cóż, czymś na wzór pokoju z restauracji? Trzeba mimo wszystko było przyznać, że ktokolwiek to był, to miał gust. Lokal był wystrojony w elegancki sposób, zaś kolory czerwieni i czerni doskonale z sobą współgrały.

— Siostrzyczka, jakże dobrze cię znów widzieć — Przy stoliku, siedział białowłosy popijając powoli czerwony płyn. Na gust wampirzycy, trunkiem jak nic był Cheval Blanc, rocznik czterdziesty siódmy, z domieszką krwi. W końcu, cóż innego mógł pić ten mężczyzna, skoro jak sam o sobie mawiał "należał, do największych degustatorów wina na świecie". Prawdą było tylko to, że po prostu lubił pić, a wino głównie sobie upodobał. Żadna wielka filozofia nie powinna być dopisywana do jego chlania. Chłop miał szczęście, że przynajmniej nigdy się nie upijał, bo nikt by go raczej nie zniósł, gdyby non stop bełkotał niczym pijak z pod monopolowego.

— Szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o tobie. Czego chcesz? — Trust podeszła wolnym w krokiem w stronę stolika. Zerknęła przy okazji przez ramię, czy na pewno są sami w restauracji, chodź miała pewne wątpliwości czy na pewno jest to lokal. Człowiek nie pojawia się w takich miejscach od tak. A znając Iscariota, to wszystkie nie dzieje się na jawie.

— Jak zawsze nie owijasz w bawełnę. Zechcesz usiąść?

— Nie mam w zwyczaju siadać przy jednym stole z żmijami — Twarzy Servampa od razy zmarkotniała, a przez ułamek sekundy można było dostrzec w jego oczach gniewne ogniki. Zaraz jednak na twarzy pojawił się jego firmowy uśmiech numer pięć i kończąc kieliszek wina, mężczyzna machnął palcami.Zaraz przy wampirzycy pojawiło się krzesło, a ona sama została przyszpilona do niego przez niewidzialną siłę.

— Jak powiedziałem usiądź. O interesach najlepiej rozmawia się przy stole.

— Cokolwiek chcesz mi zaproponować, możesz to... — Dziewczyna nie zdążyła skończyć zdania, kiedy Zdrada przyłożył jej palec do ust. Uśmiechał się przy tym, jakby karcił dziecko za wygadywanie głupot. Kolorowowłosa obruszyła się i z niezadowolenia skrzyżowała dłonie. Już dawno zapomniała o tupecie jakim cechował się jej młodszy brat. Nie mogła powiedzieć, że tęskniła za tym.

— Zapewniam cię, że to korzyści są obustronne — Wampir oddalił się od swojej towarzyszki, by chwycić kieliszek i dolać sobie alkoholu. Podał kolejny kieliszek także swojemu gościu, ale kobieta z niechęcią przyjęła naczynie. A niech chłop się tym udławi — Jak ci wiadomo, oryginalny naszyjnik znalazł się. Zapewne wiesz, kto jest w jego aktualnym posiadaniu.

Nozomi prychnęła. Oczywiście, że wie. Nie dało się nie wyczuć mocy jaka emanowała z tej biżuterii. A tak durna podklasa nosiła to, niczym wisielec pętle na stryczku w dzień egzekucji. Czekać tylko, kiedy kat wykopie jej stołek z pod nóg.

— Nadal nie rozumiem, co to ma wszystko wspólnego ze mną, Ivan

— To jest związane z nami wszystkimi, kochana Trust. Nasza stara znajoma chce wpaść w odwiedziny i już poczyniła w kierunku tego stosowne kroki. W końcu sama byłaś tego świadkiem, czyż nie? — Mężczyzna uśmiechnął się w stronę wampirzycy, uwydatniając przy okazji swoje kły, które przez lekkim półmrok pomieszczenia, zdały się jakby zabłyszczeć. Po plecach Nozomi przebiegły ciarki. Wmawiała sobie, tamtego dnia kiedy jej moc pokazała się innym, że to były zwykle zwidy. Nikt nie wracał do tego przy niej, więc powoli sama zaczynała w to wierzyć. Teraz jednak nie miała żadnych wątpliwości, co było dość marnym pocieszeniem. Nieświadomości jest błogosławieństwem jak mówią, a ona je właśnie straciła. Dziewczyna zagryzła wargę. Jeśli ta istota chce przybyć do tego świata, muszą dokonać wszelkich starań żeby ją powstrzymać.

— Co proponujesz?

— No i teraz to my rozmawiamy moja droga — Iscariot nachylił się obok ucha wampirzycy, prawie muskając je przy okazji ustami. Kobieta czuła ciepły oddech mężczyzny i nie kryła mimo wszystko obrzydzenia. Idiota, specjalnie wykorzystuję sytuację, by i tak oglądać jej reakcje. Servamp lubił się bawić ludźmi na różne sposoby, ale pomimo swoich zachowań, bywał przydatny — Proponuję współpracę.

— Z wami?! — Trust poderwała się z krzesła, będąc tak wściekła, że nawet nie zauważyła, że straciła butelkę wina, wartą przeszło kilkanaście milionów dolarów — Wydaliście mnie Grzechu na śmierć! Uznaliście mnie za zdrajce! ŚMIELIŚCIE TWIERDZIĆ, ŻE ZAMORDOWAŁAM AARONA!

Zdrada spoglądał na starszą siostrę, z fałszywym uśmieszkiem. Bawiło go jej obecne zachowanie. Jakże, zaprawdę Servamp ulega wpływa swego pana i nabiera jego cech. Żywy otóż dowód przed nim stoi. Mężczyzna dopił kolejny kieliszek i odstawił go na stół. Na dziś chyba dość, nie mówiąc iż w końcu trzeba brać się do interesów. Wampir uśmiechnął się pod nosem na te myśl. Jak że piękny wyraz jej twarzy się ukaże, gdy usłyszy prawde z ust jego.

— Och, czyli w końcu zdradziłaś jak najstarszy z nas zwał się. Długo ci to zajęło — Ivan zaczął przechodząc się po pomieszczeniu, cały czas mając na oku wampirzyce — Nie zrozum mnie źle, większość z nas wiedziała, o twoim lekkim zauroczeniu Sprawiedliwością. Trzeba było mu przyznać, był przystojny, ale jakże ślepy.

— Nie wiem o czym ty mówisz...

— Och proszę cię. Myślałaś, że kiedy ty spoglądałaś na niego tymi maślanymi oczami nikt nie zauważył? No cóż, z wyjątkiem jego, każdy to widział, ale to już jego wina, że był idiotą. Nie mówiąc, że ja widzę, kiedy piękna kobieta pragnie czegoś — Zdrada podniósł odrobinę podbródek Nozomi, spoglądając jej w oczy. Jej wściekłość, która aktualnie jawiła się w jej oczach, odrobinę go kręciła. Cóż, trzeba mu było przyznać, jego brat był jednym wielkim kretynem, że nigdy jej nie zaliczył — Wracając jednak do tematu, to musiało być dla ciebie naprawdę wielka tragedia, kiedy zginął. Zważywszy, że to moje podklasy go zabiły...

Ivan odskoczył z miejsca i poprawił swój płaszcz. Sekund później i dostałby z pięści od wampirzycy. Uśmiech, który gościł na jego ustach, jeszcze bardziej nakręcał wściekła Servamp Zaufania. Mężczyzna pokręcił głową. Nie mógł sobie tego darować. Zobaczenie tego jak kobieta reaguje na te słowa, było przedwczesnym prezentem gwiazdkowym. Nic nie cieszy tak oka, jak to, kiedy widzi się człowieka, który jest na granicy rozpaczy, pomieszanej z furią.

— KŁAMIESZ! — Nozomi przywołała swoje oręże i zacisnęła mocne na nich dłonie. Mogła przewidzieć, że Iscariot zastosuje cios poniżej pasa. Zawsze to robi, jest w końcu durną przebrzydłą zimnokrwistą żmiją.

— A jeśli, nie? Co jeśli powiem, że to na rozkaz twojej siostrzyczki to zrobiłem?

-— Dlaczego? — Nozomi mierzyła wzrokiem Servampa, z całej siły próbując nie rzucić się na niego, by rozszarpać go niczym jakieś wygłodniałe zwierzę. Musiało się dowiedzieć czemu zginał najstarszy z rodzeństwa. Nawet jeśli na początku może tego nie zrozumieć. W końcu jak można od razu ogarnąć coś takiego. Jej siostra, była wstanie kogoś zabić, tego z całą pewnością była pewna. Nie ważna była dla niej rodzina, tylko do trupach po celu. Nigdy jednak nie odważyła się podnieść ręki na rodzeństwo z uwagi na Aarona. Nie mówiąc już o nim samym. Gdyby go zaatakowała, inni mogli się zbuntować, ale śmierć na radzie była jej na rękę. Pytanie tylko dlaczego, Iscariot. Co mu to dało? Mężczyzna nie robi wszak niczego bez korzyści dla siebie.

— Pytasz, dlaczego? — Wampir roześmiał się, nie mogąc aż ustać z śmiechu oparł się o ścianę. Spojrzał na swą siostrę, ocierając pojedynczą łzę. Jakże, ona była głupia — A dlaczego, nie?! Jeśli mogę coś zrobić to czemu tego nie uczynić?! Z resztą, trzymam z tym, od kogo czerpie najwięcej korzyści!

— Nigdy nie chciałeś zawrzeć współpracy między mną, a inni, prawda? — Wampirzyca spojrzała na brata z ukosa, a kiedy ten dalej nic nie odpowiedział, zmarszczyła brwi — Na ilu frontach grasz, Iscariot?

— Na tylu ile muszę. W takich czasach jak te, trzeba mieć kilka planów awaryjnych. Jedna łódź nigdy nie starcza, gdy trzeba opuszczać statek.

— Po tym wszystkim co mi powiedziałeś nadal myślisz, że zgodzę się na współpracę z tobą?

— Ja wiem, że to zrobisz — Wampir przeniósł swój wzrok na siostrę, poprawiając przy okazji płaszcz, który lekko zsuwał się już mu z ramion — Nie masz inne wyboru, jak przestać na moją propozycję. Jestem cennym sojusznikiem... Nie chcesz mieć mnie za wroga.

Mężczyzna wyciągnął w stronę kobiety dłoń, na znak by zapieczętowali pakt. Nozomi mierzyła ją wzrokiem, jak najdłużej chcąc odciągnąć ostateczny moment. Co to są czasy, gdy zawiera się się sojusze z zdrajcą. Na każdym kroku będzie musiała mu patrzeć na ręce i wyczekując momentu, w którym wbije jej nóż w plecy. Wampirzyca podała dłoń Iscariotowi z niechęcią.

— Obiecuję Ci, że nie pożałujesz tego — Dziewczyna mogła przysiąc, że kiedy  Servamp wypowiadał te słowa, jego oczy odrobinę zabłysły. Trust potrząsnęła głową, zdawało jej się — A teraz jeśli pozwolisz, czas już na ciebie.

Kolorowłosa zerwała się z krzesła, na którym siedziała z szokiem. Chwilę trwało niż dotarło do niej co przed chwilą się stało. Cholerny Iscariot i jego sny. Kobieta spojrzała na dłoń, będąca przypomnieniem zawartego kontraktu. W co ona u licha się wpakowała znów? Potrząsnęła głową, oglądając się w bok. Nie cofnie już czasu, a więc trzeba żyć dalej. Kiedy jednak to wszystko się skończy, własnoręcznie obedrze ze skóry mężczyznę. Za Aarona. Teraz jednak powinnam się skupić na czymś innym. Na przykład na autobusie, który właśnie nadjeżdża.

Wampirzyca wsiadła do komunikacji miejskiej, podczas gdy w restauracji, wystrojonej w elegancki sposób, gdzie czerwień i czerń z sobą doskonale współgrały, siedział białowłosy popijając kolejny kieliszek wina. Na jego ustach gościł uśmiech, skierowany do gościa, który właśnie go odwiedził.

— Punktualność jest twoją mocną stroną jak widzę — Wampir wskazał miejsce kobiecie. Rozsiadła się ona na nim i zmierzyła krwiopijcę wzrokiem. Servamp odwdzięczył jej się tym samym, badając każdy cal jej postaci. Musiał przyznać, że wybrała niezłe ciałko. Postać czarnowłosej wampirzycy miała parę walorów tu i ówdzie. Biołowłosy oblizał usta na te myśl. Jeśli będzie mógł, to może złoży wizytę właściciele ciała. Istota złączyła palce i uśmiechnęła się odsłaniając kły.

— To co możesz mi zaoferować, Zdrajco?

————–—————————

*spogląda na kartkę z swoim tekstem i orientuje się, że musi już zacząć gadać* No ten... Żeby nie było, ja żyję i tego sprawy, książka nie była zawieszona, tylko jakoś tak nie było czasu by pisać?

Sakuya: Za to Lenistwo było...

A spierdalaj, nikt cię nie pytał o zdanie! No to ten, jakby ktoś nie zauważył, to wybiło 1k wyświetleń mi. No jakiś specjal pewnie będzie, kiedy to jeszcze nie wiem.

Sakuya: Ja to bym obstawiał już terminy w 2018...

Jeszcze słowo, a zamknę cię niczym Pottera pod schodami... No, w każdym razie jakieś tam już szkice są na specjal, więc się nie martwcie. Ja to już tam kończę pitolenie i biorę się do roboty, bo trzeba inne rzeczy jeszcze ogarnąć.
Nio

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top