Rozdział IV Jednak znalazł się ochotnik
Tort zrobiony przez brata jak zawsze był smaczny. Chłopak mógł by zostać kucharzem, gdyby tylko nie to, że nie był zbyt wykształcony w tym kierunku. Szkoda, restauracja z Kazuo jako szef kuchni miała by pewnie sporo klientów.
— Smakuje?
— Tak oczywiście. Jak mogło by nie? — Gdyby nie, to raczej by odsunęła talerz od siebie. Jednak chyba zmienia zdanie o restauracji prowadzonego przez jej brata. Chłop by stał nad każdym z pytaniem czy mięso jest dostatecznie dopieczone.
— Wiesz trzymałaś widelczyk przez chwilę dobrą, zamiast włożyć go do ust to się pytam — Seiko poczuła jak pieką ją policzki. Naprawę trzymała bezwładnie widelczyk? Zdecydowanie za dużo ostatnio się zamyśla. Powinna coś z tym zrobić po jeszcze, kiedyś przez przypadek wejdzie w ścianę. Cud, że do teraz się to nie zdarzyło — Nie po prostu... nadal zastanawiam się czym jest ten prezent.
— A oto chodzi. W sumie to mogę już Ci dać — Yoshida wstał od stołu, kierując się w stronę swojego pokoju. Po chwili wrócił z małym pakunkiem - Proszę powinno ci się spodobać.
Seiko wzięła ostrożnie rzecz do ręki. Co ten Kazuo mógł wymyślić? Z nim to nigdy nie wiadomo. Powoli zaczęła odpakowywać, wyciągając stamtąd czarne rękawiczki bez palców. Nie wierzy. Rozmawiając kiedyś z Amane wspomniana, że podobają się jej właśnie takie rękawiczki. Nie możliwe aby on to zapamiętał — Skąd wiedziałeś?
— Amane wspomniała o tym. To jednak nie koniec, zobacz jeszcze, taki wspólny prezent od nas.
Dziewczyna wróciła do pakunku i zobaczyła jeszcze dwie kartki. Wyciągnęła je i przeczytała na głos:
— Hala Opery Tokyo City, koncert Lichta Jekyllanda Todoroki'ego, szóstego czerwca o dziewiętnastej — Zielonooka na początku nie zrozumiała co przeczytała. Czy jej brat kupił bilety na koncert pianisty określonego "anielskim"? Jak długo musiał na to zbierać? Jak ona ma to niby przebić!? Po jej policzkach poczuła jak popłynęło kilka łez — Kazuo...
— Co jest?! Zrobiłem coś nie tak? Mówiłaś kilka lat temu, że chciałabyś udać się na jego koncert. Niestety nie występował wtedy w Japonii i musiałabyś wtedy kupować jeszcze bilet na lot... — Co on takiego zrobił nie tak?! Myślał, że ucieszy się z tego. W końcu, to występ cudownego artysty. Dlaczego w takim razie płaczę — Nie rozumiem myślałem, że ci się spodoba.
— Podoba. To najpiękniejszy prezent jaki dostałam w życiu. Podobnej jak rękawiczki. Po prostu, to musiało cię kosztować i...
— Nie patrzę na koszty. Widząc twoją uśmiechniętą twarz jestem w stanie zrobić wszystko. Wszystko pamiętaj.
— Ja... dziękuję Kazuo, naprawdę.
— Teraz przestań się mazgać i leć się przebrać. Za godzinę wychodzimy, bo mamy kawałek na miejsce — Seiko. Mimo iż chce udawać taką twardą i niepotrzebującą innych to w środku jest taka delikatna. Trochę jak jak porcelana. Tylko że ona jest krucha na zewnątrz. Nieważne. W każdym razie w środku Someya jest tak naprawdę delikatna — No już, uszy do góry.
Dziewczyna otarła jeszcze oczy i poleciała się przebrać. Yoshida naprawdę ją zaskoczył. Nigdy by się tego nie spodziewała po nim. Czy to znaczy mieć rodzinę? Gotowa jest ona zrobić wszystko byle byś była szczęśliwa? Nie wiem. To takie dziwne w pewnym sensie. Przekłada swoje potrzeby nad jej. Lepiej o tym nie myśleć już więcej, jeszcze ja rozboli od tego głową, a w końcu powinna być uśmiechnięta.
Czarnowłosa przebrała się w szarą bluzkę z, a jakże czaszką, do tego czarne getry, długie kozaki z krzyżem i na to tego samego koloru czarna skórzana kurtka. Nie ma co, ubrań w innych kolorach to ona nie ma w szafie. Postanowiła jeszcze założyć rękawiczki od brata. Wygląda jakby właśnie odbywała żałobę, ale co tam. Po części to prawda, więc kij z tym.
Gamma kolorów jej brata też wielkiego podziwu nie budziła. Ubrał on jakąś koszule białą, na to jego ukochana czarno-szara koszule w kratę, czarne spodnie i jakieś eleganckie buty. No oczywiście jego naszyjnik, jakże inaczej.
— Widać, że my to innych kolorów nie znamy chyba. Normalnie daltoniści.
— Co się dziwić, jak one na wszystkie okazję pasują. No chodź bo się spóźnimy.
— Przynajmniej tam na miejscu nie będzie czekać na nas Amane, narzekając jak my to nie znamy się na czasie — Ach kochana Izumi. Nie mieć przy niej zegarka to śmierć gwarantowana. W sumie ona to jeden chodzący zegarek — Chodźmy już
————————————
Przed Opera była masa ludzi. Co im się dziwić skoro to koncert "anielskiego pianisty". Dziwne by było jakby nikt nie przyszedł. Wchodząc do środka dziewczynie mignął chłopak o białym pasku w włosach. Czyżby sam artysta? Słyszała, że na jednym z koncertów całkowicie posiwiały mu włosy, ze stresu. Potem odrosły, ale jedna część wciąż pozostała biała. Dosyć dziwne, ale ona nie była by zaskoczona, jakby chłopak, po prostu farbował włosy w tym miejscu. Dzięki temu byłby jeszcze bardziej rozpoznawalny. Jakby nie starczała mu "anielska" gra.
Ich miejsca nie były w pierwszym rzędzie, ale po środku,gdzieś koło szóstego, więc nie narzekali na widok. Czekali około piętnastu minut nim zaczął się koncert, w tym czasie słychać było rozmowy gości. Jednak kiedy się rozpoczął, wszyscy ucichli. Seiko nie dziwiła się im. Wypowiedzenie jakiegoś słowa w czasie grania przez Todoroki'ego, można by uznać za bluźnierstwo.
Pierw cicha melodia, która z każdą chwilą była coraz bardziej słyszalna. Na początku delikatna niczym dziecko, łagodna, radosna, potem zaś zaczęły wkradać się momenty smutku, tragedii. Z chwilą gdy utwór coraz dalej się rozwijał, rozpacz przejmowała kontrolę. Muzyka zaczynała przyspieszać, coraz bardziej popadając w melancholie. Aż na końcu kiedy to się kończyła, chwilę przed końcem nastrój się zmienił. Jakby nagle pojawiła się nadzieja.
Kazuo był oniemiały z zachwytu. Nie wiedział nawet kiedy po jego policzkach, popłyneły łzy. To było cudowne. Ta radość, która potem zmienia się w tragedię, na końcu zaś ten moment nadziei, który przywraca znów początkowe szczęście. Chłopak obejrzał się obok chcąc zobaczyć reakcje siostry. Ona zareagowała na to o wiele gwałtowniej.
Seiko płakała jakby nigdy nie było jej to dane. Łzy wylewały się potokiem z jej oczu. Rodzice... tak bardzo za nimi nie tęskni, a ta muzyka jej przypomniało znowu o nich. Od początku ich życia do chwili kiedy ich straciła. Całe jej życie z nimi. To za dużo dla niej. Stanowczo za dużo. Chcę wrócić już do domu. Chcę żeby ten dzień się zakończył.
Z resztą ta nadzieja, która pojawia się w utworze, ona nie istnieje. Nie ma jej. Sam Todoroki nie ma bladego pojęcia co tak naprawdę gra. W życiu zapewne, nigdy nie spotkała go taka tragedia. W końcu on wychował się w majestatycznym Wiedniu, podczas gdy ona spędziła kilka lat w sierocińcu. Przynajmniej ma wciąż rodziców, nie to co ona. Jej przypadło bycie świadkiem ich morderstwa...
— Seiko? Wszytko w porządku?
— Nie... nic nie jest w porządku. Wspomnienia znowu powróciły. Tym razem jeszcze żywsze, Kazuo — dziewczyna wyłkała. Chłopak objał ją ramieniem. Przyjście tutaj nie było najlepszym pomysłem. Już lepsza była by jakąś sztuka czy coś podobnego. Skąd jednak miał wiedzieć, że ona tak zareaguje?
— Chodź wracamy do domu
—————————
Rodzeństwo przeszło już kawałek drogi od opery kiedy usłyszeli dziwne hałasy. Na początku jakby ktoś jęczał z bólu. Potem zaś kogoś wołającego o pomoc.
— Nie powinniśmy tego sprawdzić? W końcu ktoś może być tam ranny?
— Nie jestem pewna Kazuo, lepiej może zadzwonić po policje. W końcu tyle jest ostatnio o tym całym "Wampirze".
Ostatnio w Tokio, była masa ataków na ludzi. Część przeżyła... inna została znaleziona w znacznie gorszym stanie. Policja nadal nie może do końca uzgodnić, kto tak naprawdę jest jego ofiarami. Pewne jest, że ofiary giną w nocy, najczęściej przez wykrwawienie. U trupie nie ma prawie w ogóle krwi, w ich ciele. U żywych zaś jest za to dosyć znaczny jej brak. Ciała zaś znajdowano powieszone, niczym samobójczej. Dodatkowo na ciele znajdowały się liczne rany kłute, w różnych miejscach, ale zawsze były dwie na szyi. Prasa szybko nadała mordercy jakże pasujący pseudonim "Wampir". Chuj, że powiesza ofiary, mamy ranny na szyi, będzie wampirem.
— Przecież nawet nie wiemy czy ktoś tam tak naprawdę jest. A jeśli jest, to zapewne jest ranny i trzeba jakoś się nim zająć — Yoshida pokręcił głową. Tam ktoś może umierać, a oni stoją jak kołki zastanawiając się czy należy mu pomóc. Chłopak złapał dziewczynę za rękę i skręcił w uliczkę — Nigdy nie zaszkodzi sprawdzić.
Dochodząc do końca, ujrzeli czarnowłosego, najpewniej osiemnastolatka leżącego przy ścianie. Wokół niego było mnóstwo krwi, najpewniej został zaatakowany niedawno. Jego ciemna czupryna uniemożliwiała im zobaczenie czy ma otwarte oczy. Ubrany był w biało-czarną bluzkę w wielką kratę, szarą bluzę, białe spodnie, zapewne rurki. Na prawej dłoni co ciekawe miał biało-czarną rękawiczkę. Przed zaś miał bransoletka, z brązowymi koralikami.
— Hej nic ci nie jest? - Cała ta sytuacja była dziwna. Jeszcze chwilę temu słyszeli jak ktoś woła o pomoc, a teraz znajdują kogoś kto raczej nie mógł by tego zrobić. Co tu jest grane?
— Kazuo nie jestem pewna czy... — wypowiedź dziewczyna została przerwana nagłym ruchem rannego , który podniósł głowę, ukazując czerwone ślepia. Zaraz potem rzucił się na jej brata gryząc go w szyję.
— KURWA CO TY DO CHOLERY WYPRAWIASZ!? — Niebieskooki odepchnął od siebie napastnika. Co to miało być?! On chce mu pomóc, a ten go gryzie. Nienormalny jest czy jak?!
Czarnowłosy zaś nic nie zrobił sobie z słów brązowowłosego. Przechylił głowę, ukazując kpiący uśmiech po czym oblizał się. Zakończył to wszytko wybuchem gromkiego śmiechu.
— Ach te wasze reakcje, kiedy to robię. Zawsze dajecie się złapać na rannego — Chłopak zmierzył ich swoimi czerwonymi oczami. Ludzie, jacy oni są zabawni. Tak łatwo ich zwieść, udając bezbronnego a oni wpadają ci w twoje sidła. To aż śmieszne, że kiedyś także należał do tego gatunku. W porównaniu jednak do nich, on nigdy by jednak na coś takiego się nie nabrał. Skierował rękę do kieszeni wyciągając z niej skalpel. Dzisiaj będzie mógł się wiele dowiedzieć o śmierci mając dwóch ochotników — Który z was pierwsze zechce zostać moim króliczkiem doświadczalnym? Żadnych ochotników? Trudno wybiorę sam.
Seiko widziała jak chłopak rzuca się na nią, sparaliżowana strachem, zamknęła oczy i czekając na uderzenie. Wreszcie może spotka rodziców. Kiedy nic nie poczuła, uchyliła powieki czując jak łzy napływają jej do oczu. Jedyne do czego była zdolna w tej chwili, to tylko wyszeptać jedno słowo — Kazuo...
Jej brat przyjął na siebie atak. Ocalił ją. Znowu ktoś umarł za nią. Znowu ktoś odszedł przez nią. Przynosi tylko same cierpienie. Poczuła jak bezwładnie opada na kolana. Tuż obok jej zaś niebieskooki. Dlaczego musiało ją to spotkać? Czemu los nie może ją zostawić w spokoju?
— Czyli jednak znalazł się ochotnik. Jak miło. Jednak wolałbym pierw zająć się twoja koleżanką — Czarnowłosy roześmiał się niczym psychopata. Ach to przywiązanie do innych. Momentami potrafi cię zaprowadzić do zguby. Jak dobrze, że on już nie ma takich problemów - Żegnaj księżniczko. Miło było cię poznać.
— Seiko uciekaj, proszę...
Jednak ona nie mogła. Wolała już zginąć. Nie chciała znowu przechodzić przez to samo. Może to egoistyczne, ale drugi raz już się nie pozbiera. Drugi raz nie będzie Kazuo. Po chwili czarnowłosa poczuła, ból w klatce piersiowej, a potem jakby ktoś przecinał jej skórę w różnych miejscach. To uczucie jednak szybko minęło. Poczuła jak upada na zimny grunt. Zamglonym wzrokiem spojrzała na otoczenie. Czerwonooki właśnie rozmawiał z kimś. Nie widziała do końca kim. Najwyraźniej nie byli zbyt dobrych stosunkach. Patrząc na ich sposób rozmowy. Po chwili czarnowłosy uciekł z miejsca zdarzenia, zaś do niej podszedł drugi rozmówca. Słyszała jeszcze lekki stukot. Wydawały go chyba jego buty.
Przez utratę krwi nie potrafiła już zobaczyć twarzy. Mrok zaczął powoli już ja obejmować. Poczuła, że nieznajomy podnosi ją a w ustach zaś metaliczny smak.
— Przepraszam. Nie powinno cię to spotkać. Miałaś już wystarczająco smutne życie...
Po tym straciła już świadomość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top