Rozdział 6

Ledwo Maja weszła do domu, zastała swoją mamę w kuchni, krojącą warzywa na rosół. Usiadła przy niej i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zapytała ona:

- Gdzie byłaś?

- Chodziłam sobie po granicy. Wiesz, mamo, że tam jest obóz dla uchodźców?

- Słyszałam... Pewnie już tam myszkowałaś?

- Nieee...

Dziewczynka oparła głowę o blat. Słyszała miarowe uderzanie noża o deskę do krojenia.

- Co jest, Maju? - spytała mama.

- Nic... Mamo, czy islamiści są źli?

Kobieta westchnęła, zdjęła okulary, przetarła je i powiedziała:

- Skarbie, nie ma człowieka tylko złego czy tylko dobrego. Każdy, nawet oni, jest trochę taki, trochę taki. To, co oni robią, według nas jest dziwne i złe, ale u ich zdaniem to, jak my żyjemy jest niezrozumiałe.

- Rozumiem... Ale dlaczego oni robią te wszystkie zamachy? I czemu sami siebie w nich wysadzają?

- Według nich to jest słuszne. A poza tym, ich też denerwuje wiele rzeczy, które my robimy. Wiesz na przykład, że oni nie jedzą wieprzowiny? Lub że kobiety muszą nosić takie długie suknie, jak to się nazywało...

- Burki. Ale mamo... Oni wyznają inną religię, tak?

- Tak, wierzą w boga Allaha. 

- To dlaczego my w niego nie wierzymy, albo oni w Boga?

Maja uniosła głowę. Mama ucałowała ją w czoło i powiedziała:

- Tego chyba nie wie nikt.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top