Rozdział 5

Ledwo następnego dnia wzeszło słońce, Maja wyszła z domu i poszła w stronę granicy. Pierwsze, co zobaczyła, to mały chłopiec siedzący na kamieniu i rysujący po ziemi. Dziewczynka podeszła do liny i zawołała:

- Hej, Ashraf!

- Maya! - krzyknął uradowany chłopiec, wstając i podbiegając do granicy. Zaczął coś bardzo szybko mówić, wskazując na obóz.

- Ashraf, wolniej, bo nic nie rozumiem - poprosiła i ku jej zdziwieniu usłyszała głos chłopca:

- Maya, czy ty pójść z ja do naszego namiot?

- Ty znasz polski? - zapytała ze zdziwieniem. Co prawda, mówił z mocnym, arabskim akcentem i trochę niepoprawnie, ale jednak!

- Trocha - odparł. - Chodź, prosić!

- No dobrze - zgodziła się dziewczynka. - Ale co będzie, jak nas złapią?

- Zła... pią? 

- Zobaczą mnie. 

- O to ty się już nie martw! - powiedział. - No chodź!

Maja pobiegła za Ashrafem. Ten kluczył pomiędzy setkami różnych namiotów, co chwilę rozglądając się niespokojnie. Wreszcie wszedł w jakąś boczną alejkę i stanął przed białym, niezbyt dużym namiocikiem.

- To tu! - zawołał z dumą.

Namiot był pusty, tylko jakaś kobieta w długiej, czarnej szacie krzątała się po nim, mieszając coś w garnku gotującym się nad ogniskiem. Odwróciła głowę i spojrzała na dziewczynkę.

- O, Maya! - powiedziała - Jak dobrze cię widzieć.

- Pani... mnie zna?

- Ashraf dużo mi o tobie opowiadała. Bystro chłopak, poradzi sobie w życiu. Siada, Maya.

Dziewczynka usiadła obok ognia. Dopiero teraz mogła dokładnie przyjrzeć się twarzy kobiety. Jej ciemna skóra kontrastowała z piwnymi, takimi jak u Ashrafa oczami, prosty nosem i jasnymi ustami. Jednak coś w tym widoku dziwiło Maję...

- A dlaczego pani... - zaczęła nieśmiało. 

- Nie mam osłoniętej twarzy? - spytała ze śmiechem. - To chłopy wymyślać tą burkę. Jak oni nie patrzać, to ja to najczęściej zdejmuję. Tak w tym gorąco...

- Pani mieszka tu z Ashrafem?

- Tak, i jeszcze z moim mężem, Mustafa. Chłop dobry, tylko trocha tchórz. Ale taki ludzia się zdarzają!

Maja pokiwała głową i spojrzała w ogień. Zawsze islamistów wyobrażała sobie jako bezdusznych zamachowców, urodzonych, by zabijać. Tymczasem jednak poznała już dwóch syryjczyków o pokojowych zamiarach... W każdym razie, tak myślała. Przymknęła oczy i poczuła, jak Ashraf kładzie jej swą ciepłą dłoń na ramieniu. 

- Mayu, zostaniesz na obiedzie? - usłyszała głos matki chłopca.

- Gdybym mogła, pani...

- Mów mi Zafira - odparła kobieta. - Niewielu mi tak mówią... W ogóle, uważaja nas za, jakby to powiedzieć... Innych. Mnie, Ashrafa i Mustafę. Ponieważ my nie chcemy wojny i otwarcie o tym mówimy.

- To źle?

- Oni też nie chcą wojny. Ale się nie przyznawać, by nie wyjść na tchórz. Oni tak naprawda nie chcą się bić... 

Kobieta wzięła z ziemi trzy lekko obtłuczone miski i nalała do nich to, co gotowało się w garnku. Podała jedno naczynie Ashrafowi, a drugie Mai. Dziewczynka powąchała potrawę i zapytała:

- Co to takiego?

- Spróbuj - odparła Zafira. - Zdawać mi się, że ci posmakują.

Maja przystawiła miskę do ust i upiła łyk. Smakowało to trochę jak rozgotowana fasola... Ale było nawet dobre. Spojrzała na kobietę, kucającą przy ognisku, i nim zdążyła coś zapytać, ta odpowiedziała:

- Fasolka z chilli. Cała nasza rodziny to uwielbia.

Po skończeniu posiłku Maja pomogła Zafirze umyć naczynia w strumyku płynącym nieopodal. Kiedy wróciły do namiotu i dziewczynka chciała już iść do domu, kobieta zatrzymała ją, wołając:

- Czekaj, Maya! Proszę - mówiąc to, zawiesiła jej coś na szyi. Dziewczynka spuściła głowę i zobaczyła niewielki wisiorek w kształcie róży z małym, czerwonym kryształkiem, zawieszony na srebrnym, skromnym łańcuszku.

- Jaki śliczny! Bardzo dziękuję!

- Cała nasza rodzina takie miał - powiedziała Zafira, wyjmując swój łańcuszek. Ashraf zrobił to samo. - Dzięki temu wszyscy nie będą ci krzywdzić, bo będą wiedzieć, że jesteś w rodzinie Del Kar.

Wracając do domu, Maja cały czas oglądała wisiorek i myślała o tym, co mówiła matka chłopca. Maya Del Kar... To nie brzmiało źle. Wiedziała jednak doskonale, że nie o to chodzi - o to, że pomimo różnic pochodzenia, języka czy wiary, jest jedną z nich.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top