Rozdział 4
Majka pobiegła w stronę domu. Wciąż zastanawiało ją, dlaczego Ashraf nic nie chciał jej zrobić? Może nie miał złych zamiarów? Dziewczynka obejrzała się. Przy granicy nikogo nie było. Niewiele się namyślając, przebiegła obok domu i popędziła do swej przyjaciółki, Wiktorii, mieszkającej niedaleko.
- Cześć, Wiki - powiedziała zdyszana, gdy koleżanka otworzyła jaj drzwi.
- O, Maja! Co tutaj robisz? Jakieś wieści z Niemiec? - spytała Wiktoria.
- Nawet nie wiesz, jakie - odparła Majka, wchodząc do środka. - Wybudowali nam obóz dla uchodźców!
- Naprawdę? - zdziwiła się dziewczynka. - Przy samej granicy?
- Tak - potwierdziła Maja. Przez chwilę ważyła w sobie, czy powiedzieć jej o Ashrafie. Bądź co bądź, Wiktoria była najlepszą przyjaciółką Majki... Z drugiej strony jednak nie wiedziała, jak Wiki zareaguje na tą wieść - dziewczynka wiedziała, że nie była ona zbyt... Tolerancyjna. Postanowiła jednak, że powie jej o nim później.
- I co? Nie wysadzili cię? - zapytała za śmiechem Wiki.
- Nie - zaprzeczyła poważnie Maja. - Zresztą, to nie jest zabawne.
- No dobrze - Wiktoria przewróciła oczami i spytała - a poza tym coś nowego?
Potem dziewczynki zapomniały o swej rozmowie o obozie i przez długo czas wymieniały zdania na temat psów, kotów, książek i innych rzeczy. W końcu zrobiło się jednak ciemno i Maja wróciła do domu, długo pamiętając jeszcze wesołego, muzułmańskiego chłopca Ashrafa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top