"mixed souls"

"Where will you be when you're not here?

How many lives in this earth time?

You are my soul and this you are,

two souls intertwined that's what we are"

*

Louis idąc przez jedną z głównych ulic Manchesteru, myśli o tym, co się właściwie dzieje w jego życiu i czy naprawdę jest z niego zadowolony. Czy jest szczęśliwy?

Za chwilę wpada mu kolejna myśl - naprawdę nie jest.

Od jakiegoś czasu ciągle gryzie go rutyna, bo cholera, ma dwadzieścia sześć lat! Jest młody, a jego życie wygląda niczym wyciągnięte z filmu o załamanym czterdziestolatku. Ciągle robi to samo, a właściwie to po prostu pracuje, okazjonalnie spotyka się z Zaynem, który zainicjuje jakieś wyjście do klubu.

Zdecydowanie zwala winę na to, że nie znalazł jeszcze swojej drugiej połowy. Najgorsze uczucie jest takie, kiedy jesteś pewien, że już znalazłeś tego kogoś, tę duszę, z którą chcesz spędzić swoje życie... Jednak okazuje się, że nie jest ona dla ciebie.

Louis naprawdę przeżył rozstanie z Hannah. Nie wiedział, dlaczego to wszystko się zepsuło - wszyscy ją kochali. Jego rodzice, przyjaciele i znajomi. Była ułożoną i miłą dziewczyną. Jednak czegoś jej brakowało. Louis nadal nie wiedział czego.

Nie czuł motylków w brzuchu przy ich pierwszym pocałunku. On nawet nie lubił się z nią całować. Nie sprawiało mu to żadnej przyjemności. Co było z nim nie tak?

Zerwanie było trudne. Zabierał się do tego bardzo długo, nie chciał zranić dziewczyny. Była dla niego jak najlepsza przyjaciółka i to, że nie wyszło im ze związkiem to nie znaczy, że przestało mu na niej zależeć. Hannah domyśliła się sama. Rozmawiali z Louisem naprawdę długo - na spokojnie. Ten fakt bardzo cieszył szatyna, ponieważ rozeszli się w zgodzie. Jednak nie cieszył go fakt, że to nie było to. Znowu.

Louis naprawdę potrzebuje kogoś, dla kogo będzie mógł przelewać swoją miłość. Chce kochać i być kochanym. Uważa, że to jest to, co potrafi robić najlepiej. Jest romantykiem odkąd pamięta, zawsze był czuły i kochany wobec osób, które kochał. Chciał znaleźć kogoś, kto przełamie jego własną rutynę, sprawi, że w jego sercu po długich miesiącach zimy zagości wiosna.

Zamyśla się na tyle, że odchodzi już spory kawałek od domu, za co karci się w myślach. Siada na ławce pod daszkiem na przystanku autobusowym sapiąc cichutko. Nie dość, że męczą go filozoficzne przemyślenia, to niedługo załamie się myślą o swojej kondycji.

Zaczyna się rozglądać i kiedy odwraca głowę w lewo dopiero zauważa siedzącego około metr od niego długowłosego bruneta. Jest naprawdę przystojny, myśli Louis. Cóż, po co ma szczędzić słów - jest oszałamiający. Piękny. W oczy szatyna zaglądają zielone kryształy o tajemniczym, ale łagodnym spojrzeniu. Jego twarz okalają urocze, brązowe loki. Wzrok Louisa przykuwa mocno zaostrzona linia żuchwy. Mężczyzna naprawdę zapiera dech w piersiach.

I właśnie wpatruje się w Louisa z perlistym uśmiechem.

– Hej – odzywa się nieznajomy, przysuwając się. Louis podziwia go za taką śmiałość.

– Cześć – odpowiada Louis, trochę zawstydzony. Rzadko zagadują do niego tak piękne osoby i cóż, jest trochę zaskoczony.

– Co tutaj robisz, sam? – pyta kręconowłosy, badając Louisa wzrokiem.

– Um, biegałem i zmęczyłem się trochę. Wiesz, sport i te sprawy. – szatyn delikatnie się uśmiecha.

– Wybacz, kiepsko zaczynam rozmowy z ślicznymi chłopcami. – przeczesuje włosy mówiąc to i wyciąga do niego rękę. – Jestem Harry Styles.

Och, więc Harry Styles. Brzmi trochę jak gwiazda rocka. Podoba mu się.

– Louis Tomlinson – mówi cicho Louis podając Harry'emu dłoń. – Więc, Harry... – Louis kieruje swój wzrok w dół – co sprawiło, że się do mnie odezwałeś?

Jesteś niebieski – szepcze Harry. Jego oczy zaczynają błyszczeć. Louis jest oszołomiony.

– Co? Co masz na myśli? – pyta Louis. Czy chodzi o jego oczy?

– Dowiesz się tego w swoim czasie, Lou. – uśmiecha się ciepło Harry. – Ale widzę w twoich oczach obawę. –  łapie go za rękę. Louis czuje, jak w jego ciele rozlewa się ciepło. – Nie bój się. Jestem twoją bratnią duszą. – Harry uśmiecha się ponownie. – Ale muszę już lecieć, naprawdę. Do zobaczenia, Lou! – mówi i zaczyna odbiegać.

Louis stoi zamurowany, bo o co w tym wszystkim chodzi? Patrzy na swoją dłoń, gdzie leży naszyjnik z niebieskim kryształem, który otacza delikatna poświata. Unosi wzrok, widzi oddalającą się sylwetkę, szczupłe nogi i szerokie ramiona.

Nie wie, co się właśnie wydarzyło.

*

Louis budzi się następnego dnia z ogromnym bólem kręgosłupa. Nie spał do późnej godziny - nie mógł przestać myśleć o Harrym. Naszyjnik również nie chciał dać mu spokoju, kryształ świecił do około godziny drugiej bez przerwy i szatyn naprawdę nie wie, o co chodzi w tym wszystkim. Harry Styles jest jedną wielką, kręconą zagadką i Louis tak bardzo chciałby zobaczyć go znowu, móc podziwiać jego piękną twarz.

Wstaje przeciągając się delikatnie, następnie zmierza w kierunku łazienki, gdzie wykonuje poranną toaletę. Przygotowuje sobie śniadanie, czyli najzwyczajniejsze płatki z mlekiem, a po zjedzeniu ich - czyli wykonaniu wszystkich swoich rutynowych czynności - zmierza w kierunku przychodni. Louis około dwa lata temu założył swój własny, oddalony o tylko jeden kilometr gabinet psychologiczny, jego oczko w głowie. Jest tak zadowolony z faktu, że może się spełniać i robić to, o czym marzył od dawna - pomagać ludziom. Wiedział o tym od zawsze, że to jest to, co chce robić w życiu. Szczęście innych było, jest i będzie ważniejsze niż jego samego.

Studiował psychologię w Birmingham. W trakcie nauki w collage'u coraz bardziej utwierdzał się w tym, że psychologia - leczenie, ratowanie ludzi od ich problemów - to jest jego rzecz. Absolutnie się w tym zatracił. Kocha to. Wie również o tym, że powinien to doceniać - rzadko ludziom w jego wieku, jak i starszym podoba się praca jaką wykonują.

Wchodzi do kamienicy, gdzie mieści się jego gabinet - jest skromny, ale jego i kompletnie go uwielbia. Rzuca torbę na fotel, następnie przegląda swój terminarz, patrząc, jakich pacjentów ma umówionych na dzisiaj - musi się psychicznie przygotować. Nie może zaprzeczyć temu, że jego praca jest stresująca. Ma swoich stałych, ulubionych pacjentów, jak również tych mniej lubianych i nowych, czyli nowe zagadki do odkrycia.

Louis na pierwszych spotkaniach z pacjentami stara się określić ich cechy charakteru. Ich mowa, gestykulacja, a nawet wygląd mówią wszystko - po jakimś czasie utwierdza się w tym, że ma rację. Uwielbia te uczucie. Jest niesamowicie dumny z tego, że potrafi tak odczytywać ludzi.

Przeglądając terminarz jego myśli dalej nie może opuścić kręcona, głupia głowa.

*

– Zayn, naprawdę nie mam ochoty dzisiaj, okej? Odezwę się do ciebie jutro. Nie gniewaj się – mówi Louis do telefonu wychodząc z budynku. Skończył pracę na dzisiaj, zamierza zrobić sobie coś dobrego na kolację, obejrzeć  dwa odcinki Breaking Bad i iść spać. Idealny plan na wieczór.

Kiedy unosi głowę widzi długie nogi, włosy i szerokie barki przed sobą. Zdaje sobie sprawę, że zna tę postawę. Powoli i niepewnie podchodzi do bruneta.

– Harry? – pyta delikatnie dotykając ramienia mężczyzny.

– Och, Louis. Jak miło cię widzieć – mówi kręconowłosy. – Czekałem na ciebie.

– Wow, okej, skąd wiesz, gdzie pracuję? – zastanawia się i okej, Louis jest teraz trochę przerażony.

– Chyba nie ma o osoby, która nie słyszałaby o najlepszym psychologu w Manchesterze – mówi Harry i puszcza oczko Louisowi.

– Och. To miłe, bardzo. –  Louis spuszcza głowę. – Ale w jakim celu na mnie czekałeś?

– Idziesz teraz do domu? – odpowiada pytaniem na pytanie Harry.

– Właściwie, to tak.

– W takim razie chodź, odprowadzę cię – mówi brunet i wolnym krokiem idą do domu Louisa.

Droga mija w spokojnej ciszy przeplatanej rozmową na temat dnia. Louis dowiaduje się, że Harry ma swoją kwiaciarnię i jest mile zaskoczony. Brunet sprawia wrażenie bardzo ciepłej i przyjaznej osoby, sprawia, że szatyn chce go poznawać bardziej i bardziej.

Stoją pod klatką schodową budynku, w którym mieszka Louis. Brunet rzuca mu głębokie spojrzenie.

– Właściwie to jak sam wiesz, nie przyszedłem tutaj bez powodu. – Harry spuszcza wzrok na swoje buty. – Chciałbym cię gdzieś zaprosić.

Oczy szatyna zaraz wyjdą z orbit.

– Na randkę. Przysięgam, że nie pożałujesz, w porządku? – mówi, łapiąc za dłoń Louisa. – Wtedy wszystko ci wytłumaczę. Między innymi to, dlaczego jestem taki dziwny – śmieje się.

– Tak, oczywiście, że chciałbym – odpowiada Louis delikatnie się jąkając.

Wymieniają się numerami telefonu, umawiają na najbliższy piątek, Harry składa na policzku Lou delikatny pocałunek i zaczyna odchodzić. Szatyn już zaczyna za nim tęsknić.

Louis może umierać.

*

Piątek nadchodzi szybciej niż szatyn może się spodziewać. Jeszcze chwilę temu stał przed własną klatką wzdychając do swojego obiektu westchnień, a teraz jest tutaj, trzy dni później, stojąc przed szafą i nie mając pojęcia, co na siebie założyć.

– Z, błagam, pomóż mi – błaga do aparatu telefonu.

– Spokojnie skarbie, słuchaj. Pamiętasz te białe spodnie, które dostałeś kiedyś ode mnie na urodziny? I czarną koszulę, której zawsze podwijasz rękawy? Wyglądasz w tym naprawdę dobrze. –  Zayn mówi wolno i spokojnie, starając się dodać otuchy przyjacielowi.

– Dobrze, mam to. Jesteś pewien?

– Wyglądasz w tym niesamowicie, Lou, tak samo jak we wszystkim. Czego nie założysz, on oszaleje na twoim punkcie.

– Dobrze – wzdycha Louis. – Dziękuję Z, kocham cię, wiesz o tym, prawda?

– Wiem, ja ciebie też. Ale zacznij się ubierać, zostało ci pół godziny. Idź i zwal go z nóg.

Louis nie wie jak dziękować Bogu za przyjaciela, jakim jest Zayn. Nie potrafi opisać jak bardzo go kocha i ile razy mu pomógł, podniósł na duchu. Tak jak teraz.

Z zadowolonym uśmiechem i ubraniami pod pachą zmierza do łazienki. Ubierając się, myśli o tym, co Harry dla nich zaplanował. Podczas tych trzech dni wymienili między sobą parę wiadomości. W porządku, oni naprawdę nie mogli przestać pisać – Louis myśli, że powoli uzależniał się od słodkiego „Dobranoc xx" od bruneta. Dostawał je każdego wieczoru od trzech dni. Naprawdę nie mógł być szczęśliwszy.

Po ubraniu się, siada na kanapie i czeka aż nadejdzie godzina osiemnasta. Odrobinę się stresuje, jednak stara się myśleć pozytywnie - tak, jak mówił mu Zayn.

Czas niesamowicie mu się dłuży, ale w końcu krótsza wskazówka zatrzymuje się na szóstce. Ku jego zdziwieniu, po paru sekundach słyszy dzwonek do drzwi. Jego randka jest naprawdę punktualna.

Podchodzi do drzwi, otwierając je, i mówiąc szczerze, kompletnie go muruje.

Kaskady loków spływają po ramionach Harry'ego. Ubrany jest w niebieski garnitur, a jego oczy wydają się błyszczeć jak nigdy wcześniej. On cały dosłownie błyszczy. W rękach trzyma bukiet białych, pięknych kwiatów. Louis rozpoznaje w nich lilie.

– Witaj, Louis – mówi Harry całując dłoń szatyna.

– Harry – szepcze zawstydzony niebieskooki. Brunet podaje mu kwiaty. – Dziękuję, są piękne.

– Tak, jednak nic nie przebije ciebie tego wieczoru. – posyła Louisowi ciepły uśmiech. – Zresztą tak jak zawsze, wyglądasz ślicznie.

– Dziękuję, ty również. – szatyn ma wrażenie, że się rumieni. – To lilie, prawda?

Harry kiwa głową.

– Oznaczają niewinność i poważne zamiary wobec osoby, której się je daje. – brunet mówiąc to spuszcza głowę. Louis nie wie co powiedzieć. Harry Styles zawstydził się z jego powodu.

– Wow, Harry... to niesamowite – mówi z westchnieniem szatyn, wpatrując się w kwiaty. – Ja również traktuję cię poważnie – ma wrażenie, że się rumieni. Znowu.

– Więc jesteśmy w tym razem. – kręconowłosy puszcza mu oczko. – Idziemy?

– Tak, moment jedynie odstawię kwiaty do wody.

I tak ich randka się zaczyna.

*

Przechodzą przez jazdę samochodem (Harry otworzył drzwi dla Louisa!), delikatne muśnięcia dłoni i takim sposobem znajdują się w prostej, ale dość ekskluzywnej restauracji, gdzie Harry zamówił im stolik.

Harry odsuwa mu krzesło, a gdy zajmują miejsca, zaczynają się zastanawiać nad tym, co zamówią.

– Pozwolisz, że wybiorę za ciebie? – pyta Harry.

– Jasne – uśmiecha się szatyn.

Po zamówieniu dań pogrążają się w długiej rozmowie. Starają się jak najwięcej o sobie dowiedzieć. Louis dowiaduje się o jednej siostrze Harry'ego - który był zdziwiony tym, że niebieskooki ma ich pięć - jego tacie, który odszedł, kiedy miał pięć lat. Kręconowłosy opowiada mu również o pracy, klientach i swoim najlepszym przyjacielu Niallu, który z samych opowieści wydaje się być niesamowicie miłym człowiekiem.

Louis utwierdza się jeszcze bardziej w tym, że Harry najzwyczajniej go urzeka wszystkim, co ma. Dołeczkami w policzkach, uśmiechem, sposobem wysławiania się. Znają się zaledwie tydzień, a szatyn ma wrażenie, jakby byli przy sobie od zawsze.

Patrzy w dół na swój naszyjnik, który cały czas nie przestaje świecić. Posyła pytające spojrzenie Harry'emu, który łapie aluzję.

– Więc wiem, że zachowuję się jak dziwak, naprawdę. Nie chcę żebyś tak o mnie myślał, więc zamierzam wytłumaczyć ci wszystko od początku – stopuje na chwilę. – Odkąd pamiętam, od zawsze widziałem kolorowe poświaty wokół ludzi, przysięgam. Mówiłem to mojej mamie i to nie raz, uwierz mi. Jednak ona nie odpowiadała na to nic konkretnego. W końcu byłem tylko dzieckiem, prawdopodobieństwo, że to sobie wymyśliłem było bardzo wysokie. Jednak to z wiekiem nie minęło. Cały czas widziałem poświaty wokół ludzi, nawet swoją, białą. W moje piętnaste urodziny spiesząc się do domu zobaczyłem starszą kobietę, która leżała pod jednym ze sklepów, błagała o jedzenie. Podszedłem do niej i oddałem jej moją kanapkę, której nie zjadłem w szkole. Wtedy ona szepnęła mi na ucho, że wie o tym, jaka jest moja aura. Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Jednak postanowiła mi to wytłumaczyć - każdy z nas ma aurę danego koloru, która jest pozornie niewidoczna. Każdy kolor oznacza inne cechy charakteru. Jednak aury, czyli poświaty, które widzę, mogą widzieć tylko dusze białe - czyli na przykład ja. Starsza kobieta w zamian za moją pomoc powiedziała, że może mi trochę opowiedzieć o mojej przyszłości, więc dlaczego miałem się nie zgodzić? Przepowiedziała, że osiągnę sukces w pracy - co się sprawdziło oraz, że moja bratnia dusza jest niebieska. Będzie to pierwsza niebieska dusza jaką kiedykolwiek zobaczę. Sprawdziło się. Jesteś niebieską duszą, Louis. Dlatego powiedziałem tak wtedy, na przystanku.

– Jesteś niebieski – szepcze Harry. Jego oczy zaczynają się błyszczeć. Louis jest oszołomiony.

– Co? Co masz na myśli? – pyta Louis. Czy chodzi o jego oczy?

Dowiesz się tego w swoim czasie, Lou. – uśmiecha się ciepło Harry.

Teraz Louis wszystko rozumie, wszystko składa się jedną całość, mimo, że ma wiele pytań to jednego jest pewien - wierzy Harry'emu.

– Niebieska aura cechuje się wysokim ilorazem inteligencji, błyskotliwością i szczerością – kontynuuje Harry. – Kobieta w trakcie rozmowy dała mi naszyjnik, ten który masz na szyi. Kazała mi go dać mojej bratniej duszy. Świeci się wtedy, gdy o tobie myślę... - Harry spuszcza głowę. – Zapewne dlatego świeci się cały czas.

Louis jest oszołomiony tym, jak brunet jest uroczy. Nigdy nie spodziewał się, że spotka go taka miłość, która wygląda tak, jak z filmu - są sobie przeznaczeni. Szatyn czuł to od samego początku.

Harry łapie go za rękę.

– Chodź, odwiozę cię do domu. Po drodze opowiem ci resztę.

*

Louis patrzy na bruneta, który skupia się na jeździe. Jednak za chwilę słyszy jego głos.

– Lou, nie chcę, żebyś miał mnie za szaleńca. – kładzie swoją rękę na udzie Tomlinsona. – Uwierz mi, że naprawdę poczułem to, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem. Miałem wrażenie, że w mojej klatce piersiowej rozlewa się ciepło, kiedy całe ciało jest zamrożone. Po prostu wiedziałem, że to byłeś ty. Moja bratnia dusza.

Zatrzymują się pod budynkiem mieszkalnym Louisa. Szatyn zaczyna mówić:

– Harry, naprawdę nie wiem co powiedzieć... – spuszcza głowę. – Zawsze marzyłem o kimś, z kim przeżyję miłość jak z bajki. Coś niesamowitego. Mimo, że to nierealne ja kiedy cię zobaczyłem, też byłem pewien, że ty jesteś tym. Nie potrafię opisać, co wtedy poczułem, ale –

I wtedy Harry dotyka jego ust swoimi. Wydaje się, że w samochodzie jest niewyobrażalnie gorąco, mimo, że jest dopiero początek wiosny. Brunet muska delikatnie wargi Louisa. Przejeżdża językiem po dolnej wardze szatyna, niemo prosząc o wejście. Dzielą francuski pocałunek, a Louis jest w siódmym niebie, wydając z siebie ciche westchnienia.

Kiedy odrywają się od siebie, opierając się czołami, Harry zaczyna mówić:

– Byłeś tak piękny siedząc na przystanku. Od razu wiedziałem, że jesteś mój – szepcze. – Tak piękny, cudowny. Chcę mieć z tobą wszystko, Louis. Chcę zabierać cię na kolejne randki, a na jednej z nich zapytać, czy będziesz moim chłopakiem. Chcę mówić ci komplementy, sprawić, byś czuł się wyjątkowy. Chcę cię pocieszać i całować w czoło po złym dniu. Chcę cię przytulać i całować twoje śliczne usta. Chcę codziennie mówić ci „dzień dobry" i „dobranoc" – wzdycha. – Tak bardzo chcę z tobą to wszystko, Louis.

I Louis nie może zrobić nic innego niż powiedzieć:

– Ja też chcę z tobą to wszystko, Harry.

*Półtora roku później*

Louis wraca do domu z gabinetu do ich mieszkania. Harry wprowadził się do niego trzy miesiące temu i nigdy nie mogło być im lepiej.

– Harry? Kochanie, gdzie jesteś? – woła.

Ku jego zdziwieniu, mieszkanie jest puste, a na blacie w kuchni stoi bukiet niebieskich kwiatów z karteczką tego samego koloru leżącą obok. Czyta jej treść.

„Niezapominajki oznaczają, że osoba która je dostaje jest dla nas ważna i nie chcemy, aby o nas zapomniała. Idź w miejsce naszego pierwszego spotkania, kochanie x"

Jego chłopak jest niesamowity, naprawdę.

Pospiesznie wychodzi z bloku, zmierzając do przystanku autobusowego, gdzie pierwszy raz zobaczył się z Harrym. Tam widzi bukiet fioletowych kwiatów z doczepioną karteczką.

„Frezje to wyraz szacunku i oddania. Odwiedź miejsce naszej pierwszej randki x"

Louis zamawia taksówkę, aby dostać się do restauracji, w której pierwszy raz poważnie spotkał się z Harrym — „Sunflowers."

Kiedy wbiega do budynku kieruje się prosto do stolika, przy którym siedzieli, bo jak mógłby zapomnieć?

Na stole widzi kolejny bukiet kwiatów, tym razem czerwone tulipany, z wiadomością przy nich.

"Tulipany: wręczając te kwiaty, wyrażamy pozytywne uczucia. Oznaczają radość ze spotkania. Za ich pomocą możesz powiedzieć „dobrze, że jesteś", a jeśli są czerwone — „kocham Cię." Idź w miejsce naszego pierwszego pocałunku x"

Dobrze, więc musi iść pod blok, w którym mieszkają. Kolejny raz zamawia taksówkę, a kiedy podjeżdża pod budynek, w którym mieszkają widzi Harry'ego, do którego od razu podbiega i całuje mocno.

– Harry, to wszystko niesamowite! – mówi. – Ale z jakiej to okazji? Nasza rocznica była dwa miesiące temu.

– Właściwie Lou, chodzi o coś innego – zaczyna Harry. – Kocham cię odkąd cię zobaczyłem, moja niebieska duszyczko. Skradłeś moje serce niemal od razu. Twoje niebieskie oczy, satynowa skóra, karmelowe usta. Wszystko mnie urzekło. Twój delikatny głos, zmarszczki wokół oczu, kiedy się uśmiechasz. Twój niesamowity talent do ludzi, do tego, jak kochasz wszystkich swoich pacjentów i swoją pracę. Jesteś tak dobry dla innych, dlatego tak często nazywam cię aniołkiem. Przepraszam za to, jaki potrafię być, kiedy jestem zdenerwowany, lub kiedy się kłócimy. Jedyne, czego jestem pewien to to, że na ciebie nie zasługuję i to, że bardzo mnie kochasz, nadal nie wiem jakim cudem. Na pierwszym spotkaniu mówiłem, że chcę cię zabierać na randki, a potem być twoim chłopakiem. Teraz chcę zabierać cię na randki będąc twoim narzeczonym, a następnie mężem. – klęka na jedno kolano, wyciągając czerwone pudełeczko. – Louisie Tomlinsonie, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?

I po paru sekundach można było zobaczyć Louisa Tomlinsona w ramionach Harry'ego Stylesa krzyczącego:

– Tak! – będąc zalanym łzami.

*Dziesięć lat później*

– Byłem przygnębiony ciągłą rutyną, przysięgam. Przytłaczała mnie. Szukałem szczęścia, ale wiesz, nie wiedziałem, że znajdzie mnie pierwsze – mówi Louis do swojej pięcioletniej córeczki.

– Ty i papa musicie się bardzo kochać,  prawda? – pyta Annabelle

– Oczywiście, skarbie, razem z papą bardzo kochamy ciebie i Octaviana.

Harry i Louis wzięli ślub osiem lat temu. Po trzech latach małżeństwa, które cały czas kwitło postanowili adoptować dziecko — tak w ich domu znalazła się półroczna Annabelle. Pokochali dziewczynkę całym swoim sercem, jednak pół roku temu uznali, że są gotowi na kolejne dziecko — zaadoptowali trzymiesięcznego chłopczyka o imieniu Octavian.

– Czy ktoś tutaj mówił coś o papie? – do pokoju wchodzi Harry, który siada obok Louisa całując go w policzek.

Louis jest w stanie stwierdzić, że jedną z rzeczy, które nie zmieniły się się w ich związku jest spojrzenie Harry'ego, kiedy na niego patrzy. Spogląda na niego z takim samym uwielbieniem i miłością jak dziesięć lat temu.

"I'll never stop trying.

I'll never stop watching as you leave.

I'll never stop losing my breath,

Every time I see you looking back at me.

I'll never stop holding your hand.

I'll never stop opening your door.

I'll never stop choosing you babe,

I'll never get used to you"


*
JEŚLI SZANUJESZ MOJĄ PRACĘ TO ZOSTAW GWIAZDKĘ LUB KOMENTARZ, DZIĘKUJĘ

witam kochani, jest to mój pierwszy os, więc mam nadzieję, że się Wam spodoba i zostanie dobrze odebrany! pomysł narodził się w mojej głowie już około 8 miesięcy temu, jednak nie potrafiłam tego wszystkiego dobrze napisać, ale zebrałam się i oto jestem! za okładkę i betę dziękuję niesamowitej i utalentowanej @cmonpaulie, koniecznie zajrzyjcie na jej profil.

dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz, do następnego!

yours sincerely, z.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top