Mitologiczne recenzje - Natalie Haynes ,,Tysiąc okrętów"
Często poruszam u siebie temat książek z wątkami mitologii greckiej – ponieważ jest to moja wielka pasja od dziecka i sama kiedyś chciałabym wydać książkę tego typu. I zaznaczałam kilka razy, że z jakiegoś powodu te książki nie cieszą się zbyt dobrą sławą w Polsce – do niedawna wychodziło ich bardzo mało, a te, które się ukazywały, nie zdobywały zbyt dobrych opinii (przy czym – to że nie podoba się nam jakaś książka albo temat jest normalne. Natomiast moim zdaniem teksty typu ,,takie książki są słabe, bo my i tak to wiemy ze szkoły" nie powinny mieć miejsca, bo deprecjonują czyjś gust). Jednak od paru miesięcy obserwuję, że ten ,,trend" zostaje powoli przełamywany i ukazuje się coraz więcej retellingów mitologii – zarówno polskich autorów, jak i tłumaczenia z zagranicy, gdzie tego typu powieści są niezwykle popularne. Jednym z najbardziej sztandarowych tytułów tego typu bez wątpienia są ,,A thousand ships" Natalie Haynes, w Polsce wydane jako ,,Tysiąc okrętów".
Powieść przedstawia bardzo wiele perspektyw, ale je wszystkie w pewien sposób spina Kaliope – muza poezji epickiej, którą poeta prosi o pomoc w stworzeniu poematu o wojnie trojańskiej (można podejrzewać, że mowa o Homerze). Kaliope ma jednak dosyć wychwalania wyłącznie bohaterstwa mężczyzn i postanawia opowiedzieć historię po swojemu, z perspektywy kobiet – Greczynek, Trojanek i bogiń.
Miałam wobec tej pozycji ogromne oczekiwania, wcześniej przez wiele miesięcy obserwowałam jej zagraniczne recenzje i marzyłam, że zostanie wydana w Polsce. A niestety, gdy ma się duże oczekiwania, łatwo się zawieść. Sam pomysł oceniam bardzo wysoko – przedstawianie mitologii z perspektywy kobiecej jest obecnie popularne, ale moim zdaniem wartościowe. Fajne jest to, że autorka rzeczywiście ukazuje nam różne typy kobiece i dzięki temu nie ma się wrażenia, że jest tu promowana tylko jakaś jedna wizja kobiecości – mamy Amazonki, które stają do boju, żony z bólem czekające na mężów, boginie traktujące świat ludzi jako pole zabaw. Problem jest taki, że forma książki trochę utrudnia przedstawienie postaci. Najlepsze zdecydowanie są fragmenty z perspektywy Trojanek i to one tworzą jakąś zwartą strukturę powieściową – niestety, duża część rozdziałów wygląda jak zbiór opowiadań, niektóre ocierają się też o eseistykę. Bohaterkom takim jak Bryzeida, Pentezylea czy Laodamia zostały poświęcone pojedyncze rozdziały, które mogłyby się obronić w zbiorze opowiadań, ale w tym wypadku są za szybkie, za bardzo odstające i sprawiają, że nie możemy tym postaciom współczuć i kibicować, bo właściwie ich nie znamy. A szkoda, bo ich historie miały duży potencjał – chociażby rozdział Pentezylei dobrze pokazuje załamanie i szukanie ratunku w śmierci, z kolei ten z brankami ukazuje kobiety, które postawione w sytuacji podbramkowej decydują się na przystosowanie, żeby przeżyć. Bardzo lubię motywy bogów w tego typu książkach, ale tutaj w ogóle nie wzbudzali we mnie emocji i mam wrażenie, że autorka nie do końca przemyślała ich wpływ na całość. Słabo wypadły postacie męskie, właściwie żaden z panów nie miał charakteru, byli albo skrajnie nijacy, albo okrutni do bólu. Rozumiem, że to miała być książka o kobietach, ale jednak Achilles, Priam czy Hektor też mieli znaczny wpływ na wojnę i po prostu źle się czyta, gdy nie możemy nic o nich powiedzieć. Czasem autorka próbuje nadać im trochę głębi i wrzuca jakieś fragmenty, że jednak mają oni wyrzuty sumienia czy kogoś kochają, ale są one tak losowe, że właściwie nie wiadomo, co o nich myśleć. I warto dodać: Natalie Haynes bazuje nie tylko na najbardziej znanych mitach, ale też sięga po opowieści, które kojarzą głównie najwięksi fani mitologii. Dla mnie to było ciekawe, bo widziałam research, a pewne rzeczy mogłam sobie dopowiedzieć, ale zastanawiam się, czy jeśli ktoś kojarzy mitologię tylko w podstawowej formie, to zrozumiałby całość opowieści, bo autorka specjalnie nam niczego nie przybliża, a nie każdy musi przecież wiedzieć, o co chodziło z tą Pentezyleą albo jak wyglądała relacja między Andromachą a Hermioną.
Natomiast są też rzeczy, za które muszę pochwalić. Jak wspominałam, bardzo podobała mi się perspektywa Trojanek i jak dla mnie autorka mogłaby skupić się tylko na niej. To były fragmenty naprawdę emocjonalne, wzruszające, z bohaterkami, które miały swoje charaktery i którym ja w pełni wierzyłam. Urzekająca jest Hekabe – jednocześnie dumna i nieco zimna królowa, ale też matka, która po doznanych stratach czepia się wszystkiego, by ocalić ostatnie ze swych dzieci. Bardzo łatwo jest też uwierzyć niewinnej, łagodnej Poliksenie czy Kasandrze, odizolowanej od rodziny, żyjącej w świecie traum i dramatów. Ogromnie poruszyły mnie fragmenty z Andromachą, jej żałoba, miłość do dziecka – to wszystko było bardzo poruszające i wiarygodne, w niektórych fragmentach miałam łzy w oczach, pokazywały one też, do czego prowadzi wojna i jak niszczy nawet dobrych ludzi. Całkiem dobrze wyszły też fragmenty o Ifigenii i Klitajmestrze, chociaż powinny być bardziej rozbudowane. Ostatecznie podobała mi się też narracja Kaliope, która była ciekawym komentarzem do tego wszystkiego. Sam styl także wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie. Natomiast najmniej podobała mi się część Penelopy, która nic specjalnego nie wnosiła, nie rzucała nowego światła, była tylko takim streszczaniem ,,Odysei" w pierwszej osobie.
Są też rzeczy, które mi przeszkadzały, ale z wyjątkowo subiektywnych względów i zdaje sobie sprawę, że wiele osób nawet ich nie zauważy. Pierwsza to ukazanie konfliktu, w którym ewidentnie autorka staje po stronie Trojan i to im pozwala więcej mówić, a Grecy są przedstawieni bardzo negatywnie, chwilami wręcz karykaturalnie. Mnie ten mit urzekł właśnie dlatego, że po każdej stronie znalazły się osoby, którym można było kibicować, które miały swoje motywacje – tutaj od razu mamy powiedziane, że Grecja jest wszystkiemu winna. Druga to przedstawienie teoretycznie sprawców całego zamieszania, czyli Menelaosa i Heleny. Wspominałam już kiedyś, że nie jestem w tej kwestii obiektywna, bo wychowałam się na wersji Parandowskiego, gdzie Helena rzeczywiście została porwana i cały czas kochała swojego pierwszego męża... Ale naprawdę mnie męczy to, że w każdej interpretacji tej historii ta para jest ukazywana jako zła puszczalska Helena i zły, brzydki i mało męski Menelaos. W legendach arturiańskich też gdzieś jest ten topos niewiernej Ginewry czy idealnego romansu z Lancelotem, a jednak kiedy coś czytam lub oglądam w tej tematyce, to za każdym razem jest to pokazane nieco inaczej. Tutaj te fragmenty były tak generyczne, że aż mnie bawiły – Helena jeszcze dostała kilka momentów, gdy mogła pokazać się też jako ofiara, ale głównie była ,,hejtowana" przez inne bohaterki, natomiast Menelaos to chyba jeszcze gorsza karykatura niż w ,,Pamiętnikach Heleny Trojańskiej", jego rola ograniczała się do tego, że wszyscy tylko powtarzali, jaki to on jest brzydki i głupi i robili z niego kozła ofiarnego. Co było absurdalne i tylko przedłużało książkę, bo Menelaos nawet się specjalnie nie pokazuje w działaniu, żeby te ,,hejty" mogły wywołać jakieś emocje. I zdaję sobie sprawę, że każdy autor ma prawo do swojej wizji i opisywania jej, ale... Abstrahując od tego, że jest to nudne, to jeszcze nie zgrywa się specjalnie z ideą książki, która była bardziej promowana przez przykład feminizmu i oddawania kobietom głosu, niż samej mitologii. Mityczna Helena była ukazywana jako zła i wszystkiemu winna, bo w tamtym świecie najłatwiej było zrzucić winę na kobietę, nie dlatego, że tylko ona konkretnie była niedobra. Z kolei Menelaos w ,,Iliadzie" czy ,,Odysei" jest pokazywany w bardzo pozytywny sposób, a jego późniejszy negatywny wizerunek bierze się moim zdaniem z tego, że... nijak nie wpasowywał się w wizerunek zaborczego męża – wybaczył żonie zdradę i bronił ją przed oskarżeniami (chociażby ,,Orestes" Eurypidesa), szanował ją i liczył się z jej zdaniem, przekonywał ich córkę, że jest równa swemu mężowi (,,Andromacha" tegoż autora). Naprawdę mam wrażenie, że jeśli mitologia potrzebuje jakiejś feministycznej reinterpretacji, to powinna ona w pierwszej kolejności zająć się emancypacją tych dwóch postaci. Ale to tylko moje zdanie i domyślam się, że jeśli ktoś nie interesuje się mitologią, to pewnie nawet nie zwróci na to uwagi.
Mam bardzo mieszane uczucia, co do tej książki. Wydaje mi się, że wiele jej wad można by zniwelować, gdyby książka była dłuższa i rozwinęła wątki postaci, bo czasem pojawiają się szczegóły, które wydają się ważne, ale zaraz znikają. Niestety, wojna trojańska jest tak obszernym tematem, że coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie da się jej opisać na standardowej ilości stron. Bardzo się cieszyłam na wydanie ,,Tysiąca okrętów" i nie żałuję, że je przeczytałam, natomiast do mojej topki retellingów mitologii na pewno nie dołączą. Ale mam nadzieję, że ta powieść także powoli będzie torować drogę temu gatunkowi w naszym kraju i z czasem dostaniemy coraz więcej tego typu pozycji, żeby móc wyrabiać sobie opinie.
Ocena: 6/10
Cytat godny uwagi:
,, Kiedy wojna się kończyła, mężczyźni tracili życie, a kobiety wszystko inne."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top