XXXIX. Jak spadać, to z wysokiego konia
West Sussex, 1813
Pan Brown z samego rana polecił kucharce, aby upiekła ulubione ciasteczka Eleonory. Mniemał, że skoro na zegarze już dawno wybiła dwunasta, smakołyki są gotowe i z taką myślą udał się do kuchni. Tak jak się spodziewał, wszystko zostało wykonane zgodnie z poleceniem.
Wally był z siebie zadowolony. W duchu pochwalił się za żywy umysł, dzięki któremu wpadł na ten wspaniały pomysł. Uwielbiał sprawiać przyjemność księżnej i nieustannie szukał ku temu okazji. Nawet zaczął się obawiać, że dbałość o arystokratkę nie wynika tylko z obowiązków typowych dla jego profesji, a świadczy o zbyt późnym ujawnieniem się ojcowskiego instynktu. Kamerdyner coraz częściej łapał się na tym, że widział w Eleonorze tylko zagubioną młodą kobietę, a nie swoją panią.
– Co ty tu robisz? – Wallace już niemal miał w dłoniach półmisek z czekoladowymi wypiekami, gdy usłyszał za sobą głos panny Kirby.
– Przez tę pogodę księżna dzisiaj została w rezydencji, więc na poprawę humoru chciałem zanieść jej ciastka – wyjaśnił poirytowany. Brown nie lubił, kiedy ktoś wchodził mu w drogę.
– Wpadłam na ten sam pomysł, więc chętnie cię wyręczę! – Mary wyciągnęła już ręce po półmisek, ale Wally w porę zastawił jej drogę do wypieków. – Nie bądź zazdrosny! Lepiej jak ja to zrobię. Ty nawet nie wiesz, że Eleonora woli jeść ciastka z powidłami. – Panna Kirby spojrzała na Browna z wyższością.
Kamerdyner nic jej nie odpowiedział, posłał służce jedynie wyzywające spojrzenie. Kobieta szybko zrozumiała, co ono oznacza i niemal równocześnie z Wallace'em pobiegła do spiżarni.
– Mam! – krzyknęła, gdy pierwsza dorwała powidła.
Mary już miała wracać do kuchni, ale kamerdyner pociągnął ją z powrotem w głąb spiżarni.
– Cii... Ktoś tu idzie – wyszeptał.
– I co z tego? – Panna Kirby przewróciła oczami.
– Jeszcze pomyśli, że przyszliśmy tu na schadzkę. – Wally zachował konspiracyjny ton.
Kobieta pokiwała głową, przyznając rację kamerdynerowi. Postanowiła jednak delikatnie się wychylić i sprawdzić, kto wszedł do kuchni.
– Wallace, podejdź tu szybko – powiedziała widocznie zaaferowana.
Mężczyzna nie czekając ani chwili, dołączył do Mary. Jego oczom ukazał się lokaj, który podejrzanie kręcił się wokół półmiska z ciastkami.
– Poczęstuje się. Mówię ci. – Ekscytacja w głosie kobiety była taka duża, jak gdyby oglądała jakieś emocjonujące wydarzenie. Trzeba jednak przyznać, że niewiele ciekawych rzeczy działo się w życiu służby, więc przyłapanie kogoś na gorącym uczynku było cudowną rozrywką, zwłaszcza jak miało się taki charakter jak Mary i Wally.
– Ale dostanie ode mnie reprymendę! – Brown już zacierał ręce.
– Bierze je! – relacjonowała panna Kirby.
– Ach... – westchnął Wallace, gdy lokaj cofnął rękę i niepewnie rozejrzał się po pomieszczeniu.
Chłopiec jednak po chwili namysłu pewnie chwycił ciastko i na raz wpakował je do ust. Nie zdążył go jeszcze schrupać, a wyraźnie ukontentowani pan Brown i Mary już stali przy nim z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
**
Eleonora przystawiła sobie jeden z foteli w swoim prywatnym saloniku do okna. Z nosem przy szybie wpatrywała się w krajobraz rozciągający się wokół Goodwood House. Tak się złożyło, że załamanie pogody zbiegło się z wyjazdem Charlesa z Chichester, przez co jej życie w ostatnim czasie straciło kolorów. Liczyła, że Landon dotrzyma słowa i powróci do hrabstwa jeszcze w tym tygodniu z porcją świeżych plotek wprost z Bath, chociaż o tej porze roku niewiele się tam działo.
Gęsta mgła spowiła polany. W opinii Eleonory dzisiejsza pogoda idealnie nadawała się do uwiecznienia na obrazie. Z pewnością byłoby to wspaniałe arcydzieło, ponieważ zwykle to natura okazywała się największym artystą. Doskonale wiedziała, co należy ukryć wśród unoszących się w powietrzu kropelek wody, a co powinno się z nich wyłaniać.
Tak się złożyło, że stajnia była dla Eleonory dość dobrze widoczna. Do arystokratki natychmiast wróciły wszystkie wspomnienia. Jeszcze niedawno obserwowała stąd uroczego Timothy'ego Pageta, a później wymyślała przedziwne historie na jego temat z Luizą.
Księżna unikała przywoływania na myśl niewiernej przyjaciółki. Dzisiejsza aura poniekąd ją do tego zmusiła i jak się okazało, było to wspomnienie bardzo bolesne. Eleonora niechętnie sama przed sobą przyznała, że tęskni za Luizą. Tak bardzo by chciała mieć znowu przyjaciółkę, która doskonale ją rozumie. Co prawda mogła liczyć na Wally'ego i Mary, ale ich traktowała bardziej jak rodzinę.
Arystokratka musiała ściągnąć myślami pana Browna i pannę Kirby, gdyż oboje właśnie pojawili się w drzwiach jej saloniku waz z ciasteczkami.
– Siadajcie! – Eleonora rozpromieniła się na ich widok.
Służący wybrali sofę, choć każde z nich zasiadło na jej przeciwległych końcach. Zaczęli opowiadać księżnej historię o łakomym lokaju. Eleonora nie skupiła się na treści ich słów. Z uśmiechem na ustach obserwowała jak Mary i Wally na zmianę się przekrzykują i uzupełniają swoje wypowiedzi o nowe wątki.
– Ale z was urocza para – Księżna Richmond nie wytrzymała i zdradziła się ze swoimi myślami.
– Proszę nas tak nie nazywać – powiedział zawstydzony Wallace. Arystokratka, słysząc to, roześmiała się. – Jestem starszy i lepiej znam się na takich sprawach. – Kamerdyner czuł potrzebę złożenia dodatkowych wyjaśnień, gdyż widział, że nie w pełni przekonał Eleonorę.
– Już dobrze – uspokoiła go księżna. – Nie śmiałabym podważać słuszności twojej życiowej wiedzy, Wally.
– Jeszcze nie raz z niej skorzystasz – podkreślił, patrząc na brunetkę z troską.
– Nie wątpię – wtrąciła Mary z przekąsem.
Eleonora nie mogła powstrzymać chichotu. Wstała z fotelu przy oknie i przeniosła się na sofę pomiędzy pana Browna i pannę Kirby, po drodze łapiąc ciastko. Jedną ręką objęła Mary, a głowę oparła o ramię Wally'ego.
– Tak się cieszę, że was mam – powiedziała z pełną buzią, co zdecydowanie nie przystawało arystokratce.
Towarzystwo spędziło na żywej rozmowie w cudownej atmosferze jeszcze godzinę. Po tym czasie pan Brown niechętnie postanowił wrócić do swoich obowiązków, a Mary wyszła zaraz za nim.
Eleonora jednak nie zdążyła zaznać samotności. Po chwili drzwi do jej saloniki ponownie się otworzyły. Tym razem stanął w nich Thomas, co od razu poskutkowało zniknięciem uśmiechu z ust jego małżonki.
Księżna odruchowo wstała i wbiła wzrok w męża. Rushworth początkowo wpatrzony w podłogę, przeniósł spojrzenie na Eleonorę. Arystokratce zdawało się, że patrzy on na nią z pewnego rodzaju zaciętością. W tej chwili Thomas wydał jej się niezwykle pociągający. Idealnie nadawał się na księcia. Był władczy, co można było już wyczytać z samej jego postury i sposobu poruszania się. Kilka zmarszczek sprawiało, że wyglądał na mężczyznę dojrzałego, a nie jakiegoś podlotka. Ponadto nosił się modnie i twarz miał przystojną. Szkoda, że w domowym zaciszu okazywał się potworem.
Eleonora instynktownie zaczęła zsuwać swoją suknię z ramion, bo cóż innego mogło sprowadzać do niej Thomasa? Wciąż nie dała mu potomka, przez co nawet powoli zaczynała odczuwać wyrzuty sumienia. Początkowo uważała to za cudowny zbieg okoliczności, który stanowił idealną karę dla męża, teraz jednak zaczynała się martwić, czy oby na pewno jest w stanie dać początek nowemu życiu.
– Przestań. Nie dlatego tu przyszedłem – powiedział, a na dźwięk jego głosu arystokratkę przeszyły ciarki.
– Więc dlaczego? – zapytała, gdy odzyskała rezon. Jednocześnie poprawiła swoją suknię i ponownie zasiadła na sofie. Gestem dłoni zaproponowała Thomasowi to samo, co też uczynił, sadowiąc się na przeciwległym fotelu.
– Chciałem spędzić z tobą trochę czasu, skoro oboje nie mamy dzisiaj żadnych zajęć, a niedługo wyjeżdżam. – Książę uważnie przyglądał się Eleonorze, a prawdą dłoń uniósł do brody, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Ach, tak
– Wiem, że to wydaje ci się dziwne... – stwierdził, widząc reakcję żony.
– Ależ nie – broniła się księżna, jednak Thomas nie wyglądał na przekonanego.
– Co u Georgiany?
Samopoczucie ukochanej szwagierki Eleonory było ostatnim tematem, którego spodziewała się po mężu.
– Wszystko dobrze. Nie może się doczekać, kiedy powita na świecie swoje dziecko – odpowiedziała rzeczowo.
– Szczęściara. – Usta Thomasa nieznacznie wygięły się w uśmiech. – Musimy ją kiedyś odwiedzić.
– Czy naprawdę przyszedłeś tu rozmawiać o Georgianie? – Eleonora postawiła na szczerość, dlatego zapytała wprost o pobudki, które przywiodły do niej męża.
– Nie – przyznał. – Podróże, szczególnie tak dalekie, jak ta która mnie czeka – zaczął niepewnie – zawsze niosą ze sobą pewne niebezpieczeństwo. Dużo myślałem i uznałem, że zasłużyłaś na moje przeprosiny, więc przepraszam.
Książę sprawiał wrażenie, jakby był w bardzo melancholijnym nastroju, co rzadko się mu zdarzało albo przynajmniej Eleonora nigdy go takiego nie widywała. Jego wyznanie niezwykle ją zszokowało, długo zastanawiała się, co należy odpowiedzieć.
– Przeprosiny przyjęte, ale ja też nie jestem bez winy – przyznała.
Thomas uzyskał to, po co przyszedł, więc zaczął się zbierać do wyjścia. Na odchodne jeszcze rzucił:
– Oboje jesteśmy siebie warci.
Eleonora po rozmowie z mężem miała mętlik w głowie. Nie rozumiała, co właśnie się stało i jaki był tego cel. Niewiele myśląc, chwyciła jedwabny szal, aby okryć ramiona i mimo niepogody ruszyła na spacer.
Nim się zorientowała, była już koło stajni. Przystanęła przy niej na chwilę. Pamiętała, jak się tu skryła po przyłapaniu Thomasa i Luizy razem w łożu. Miała wrażenie, że teraz też się chowa, ale przed własnymi myślami.
Księżna zaczęła się zastanawiać, jaki los spotkał nieposkromionego Thundera. Zaciekawiona ruszyła w głąb pomieszczenia, aż napotkała poszukiwanego konia. Podeszła do niego i pogładziła go po grzbiecie. Patrząc w jego ciemne oczy, uznała, że doskonałym pomysłem byłaby konna przejażdżka.
Eleonora wyprowadziła Thundera na zewnątrz i bez siodła oraz odpowiedniego stroju, z trudem się na niego wdrapała. Gdy ta sztuka jej się udała, zadowolona z siebie docisnęła łydki do boków konia i wypchnęła biodra do przodu. Nieoczekiwanie zwierzę zamiast ruszyć, poderwało przednie kopyta do góry. Eleonora zdążyła wydać z siebie tylko przeraźliwy pisk, zanim z impetem upadła na twardą ziemię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top